Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 20:29
Reklama KD Market

W 80 dni dookoła Stanów. Wielka wyprawa malucha Julka


Kamil Knapczyk, podróżnik z powołania, a inżynier górnictwa z zawodu, na pomysł przejechania Stanów Zjednoczonych maluchem wpadł pod ziemią – podczas pracy w KWK Ziemowit w Lędzinach. Za 1200 zł kupił samochód. Maluch dopłynął do Nowego Jorku 20 maja. W ten weekend Kamil i jego dziewczyna Natalia Dudziak ruszają w podróż życia. NAsza gazeta obejmuje tę podróż patronatem medialnym.


Kamil Knapczyk ma 25 lat i mieszka w podkrakowskim Chrzanowie. Przez ostatnie trzy lata pracował „na kopalni”, a w międzyczasie podróżował po świecie, bo to jego największa pasja. Przez sześć lat odwiedził 56 krajów. Autostopem zjeździł Europę, dotarł do Turcji i Indii. Najciekawsza była podróż koleją transsyberyjską, którą przez całą Rosję i Mongolię dojechał aż do Chin. Pracując w kopalni KWK Ziemowit w Lędzinach, Kamil uznał, że górnictwo węglowe nie jest jego powołaniem. Marzenie o podróży do Stanów połączyło się z – jak to określa - „buntem kopalnianym”, bo zarobki z miesiąca na miesiąc były coraz gorsze. Pod ziemią powstał pomysł, aby kupić malucha i objechać nim Amerykę. – Nie mam kredytu, nie mamy dzieci, postanowiłem kupić malucha, ruszyć w drogę i zobaczyć, co się wydarzy – mówi Kamil.

Jak pomyślał, tak zrobił. Następnego dnia, 21 grudnia ubiegłego roku, pojechał do Bukowiny Tatrzańskiej i za 1200 zł kupił malucha, rocznik 1998, przebieg 66666 km, kolor czerwony. – Od razu przypadł mi do gustu. Szukałem malucha, który nadawałby się do jazdy, ale po dokładnym przeglądzie mechanik stwierdził, że maluch jest w stanie krytycznym i że trzeba wstawić nowe części. 90 proc. podzespołów zostało wymienionych.

Po gruntownym remoncie pojazd jest jak nowy. W konkursie na ksywę dla malucha zwyciężyło imię Julian – tak na Kamila mówią znajomi i przyjaciele.

Podróż po USA

od zawsze była marzeniem podróżnika. Jak każdy polski dzieciak wychował się na amerykańskich filmach, w wielu z nich podróż i przemierzanie bezkresnych amerykańskich przestrzeni jest kultem, niemalże amerykańską religią. Kamil i Natalia postanowili spróbować, jak smakuje prawdziwa amerykańska podróż. Kupno wygodnego samochodu w Stanach nie wchodziło w grę, ten pomysł wydawał się zbyt prosty. – Chcieliśmy, by to była wyprawa, a nie zwykłe wakacje. Poza tym maluch to pewien symbol, to auto, które zmotoryzowało Polskę. Na naszej trasie spotkamy wielu ludzi, Amerykanom chcemy pokazać kawałek Polski, a Polakom mieszkającym w Stanach przypomnieć, że legenda malucha dalej żyje. A przede wszystkim, że maluchowi żadne warunki nie straszne.


Kamil nie obawia się o stan techniczny Juliana, w razie potrzeby jest w stanie usunąć każdą awarię. – Pół roku temu o mechanice malucha wiedziałem niewiele, ale kiedy z mechanikiem rozebraliśmy go na części pierwsze, a następnie złożyliśmy – zostałem ekspertem. Jedyne, czego się boję, to diagnostyka, ale będę w kontakcie telefonicznym z mechanikiem w Polsce.

Największym problemem dla malucha może okazać się temperatura, szczególnie na pustyni. Podróżnicy obawiają się, że Julian może się przegrzać. Są przygotowani na upał – na bagażniku dachowym będą wieźć duży kanister z wodą. – Co do klimatyzacji, pozostaje klimatyzacja dwustrefowa – opuszczona prawa i lewa szyba – śmieje się Kamil. – Mamy też dwa telefony komórkowe, żeby w razie potrzeby wezwać pomoc.

60 postojów

– tyle planują w trakcie podróży. Trasa wiedzie z Nowego Jorku na południe – na Florydę, a następnie na Zachodnie Wybrzeże – do Kalifornii, potem na północ i z powrotem na wschód, aż do Chicago. Założenie czasowe – 80 dni. – Chcemy zakończyć podróż przed 1 sierpnia, by zdążyć do Polski na ślub znajomych, mamy już kupione bilety powrotne. Te 80 dni liczyliśmy od 10 maja, dając sobie dwa tygodnie na awarie i nieprzewidziane okoliczności. A że czas płynie, a przybycie Julka do Nowego Jorku opóźnia się – musimy ruszać jak tylko odbierzemy nasz wehikuł z portu. Maluch nie ma wyjścia – musi jechać, na awarie nie będzie czasu.

Trasa to ok. 20 tys. km (12,5 tys. mil). Podróż ma charakter absolutnie niskobudżetowy, najdroższe okazało się przetransportowanie samochodu przez Atlantyk.

Natalia nie ma przed podróżą żadnych obaw. – Z Kamilem już kilka razy podróżowałam, on rzucił pomysł, a ja się zgodziłam. Jedziemy po przygodę, a z problemami będziemy sobie radzić na bieżąco. Damy sobie radę. Bardzo zależy nam, żeby poznać jak najwięcej Polaków w Ameryce – mówi Natalia.

Kiedy o planowanej podróży zrobiło się głośno, Polacy mieszkający w Stanach pisali do nich i zapraszali do siebie, chcąc zobaczyć malucha i przypomnieć sobie czasy, kiedy maluchy były na polskich drogach wszechobecne.


Pakowność malucha

wbrew obiegowej opinii jest – zdaniem Kamila – ogromna. Dwie osoby na prawie trzymiesięczną wyprawę spakowały się bez problemu. Do bagażnika z przodu zmieściły części zamienne, kuchenka gazowa, namiot, śpiwory i narzędzia. Na tylnym siedzeniu – ubrania i prowiant. Na bagażniku dachowym – kanister z wodą i wszystko, co nie zmieści się w środku.

W ten sposób Polacy przez dziesięciolecia podróżowali całymi rodzinami, przemierzając Polskę wszerz i wzdłuż. Pomysł przejechania maluchem dookoła Stanów Zjednoczonych, choć niezwykły, wzbudził entuzjazm znajomych Kamila i Natalii. – Ludzie mnie znają i wiedzą, że kilka niewykonalnych pomysłów zrealizowałem. Wiedzą, że jeśli Knapczyk powiedział, że to zrobi, to tak się stanie. Wszyscy życzą nam powodzenia i wytrwałości. Wiele osób śledzi nas na naszym fanpage'u i na kanale YouTube.

„Dziennik Związkowy” objął nad podróżą patronat medialny. W weekendowych wydaniach naszej gazety zamieścimy relacje i zdjęcia z wyprawy Kamila i Natalii. Na naszej stronie internetowej i Facebooku będziemy podawać bieżące informacje z podróży maluchem dookoła USA. Tymczasem życzymy szerokiej drogi!

Grzegorz Dziedzic

[email protected]

Zdjęcia z archiwum Kamila Knapczyka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama