Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 18:56
Reklama KD Market

Imigrant zawsze obcy

Imigracja to jeden z tych tematów, które politykom zapewniają wyborcze zwycięstwo albo skazują na porażkę. Choć wcale nie jest łatwo wywnioskować, kto ma rację, kto kłamie, a kto przesadza. Jedno jest pewne, dla urodzonych tu Amerykanów imigrant to zawsze „obcy”. 



W świetle ostatniego sondażu Gallupa rozpowszechniane i nagłaśniane przez biznes przekonanie, że większość Amerykanów popiera reformę imigracyjną, jest nieprawdą. Okazało się bowiem, że aż 41 proc. uważa, że liczba nowo przyjezdnych jest zbyt wysoka, 33 proc. chce, by pozostała na obecnym poziomie, a tylko 22 proc. respondentów zgadza się z opinią biznesu. Inaczej do problemu podchodzą sami imigranci, inaczej biznesmani, którzy chcą na nich zarobić, i inaczej ci, którzy ze strachu o utratę pracy widzą w nich realne zagrożenie. W tym ostatnim przypadku obawa często zamienia się w zwykłą nienawiść.

Emocje, która wzbudza bielizna dla imigrantów

Lekceważący, podszyty strachem stosunek wielu Amerykanów do obcego najlepiej ilustruje wezwanie organizacji Americans for Legal Immigration (ALI), która w związku z decyzją rządu o wyasygnowaniu funduszy na bieliznę dla oczekujących na deportację nielegalnych imigrantów, zaapelowała o wysyłanie „lekko używanych bokserek” do prezydenta i członków Kongresu. Jest to protest przeciwko wydawaniu pieniędzy na ludzi, którzy naruszyli amerykańskie prawo, wdzierając się do tego kraju przez zieloną granicę.

Działacze ALI buntują się na myśl o rozważanym przez administrację zezwoleniu nielegalnym na wstępowanie do armii. Są przekonani, że przyjezdni nienawidzą i gardzą wszystkim, co amerykańskie, z wyjątkiem świadczeń – lepszych niż w ich własnym kraju. Organizacja ostrzega przed odbieraniem obywatelom pracy, zasiłków i opieki medycznej. Szef ALI William Gheen uważa, że nieudokumentowani mają naturalny pociąg do kradzieży i przestępstw seksualnych. Porównuje ich do sprawców terrorystycznego ataku na USA i boi się, że Ameryka straci „tradycyjnych przywódców” (tzn. pochodzenia europejskiego), których też dzieli na bardziej i mniej godnych zaufania. Prezydenta Obamę oskarża o umyślne stworzenie kryzysu na granicy z Meksykiem, by zmusić Kongres do głosowania nad reformą imigracyjną. Zakłada, że z chwilą, gdy stanie się jasne, że Tea Party nie potrafi powstrzymać inwazji nielegalnych, trzeba będzie chwycić za broń i stanąć do walki z Obamą.

Z kolei organizacja NumbersUSA wzywa do przyłączenia się do dwóch milionów obywateli walczących z „akceptowanym przez rząd bezprawiem”. Organizacja widzi ratunek w takich demagogach jak Rush Limbaugh, Sean Hannity i Glenn Beck, których ulubionym zajęciem jest zbijanie kasy na podżeganiu obywateli i przedstawianiu wszystkich decyzji rządu w krzywym zwierciadle. Wzywa ich, by stanęli na czele ruchu antyimigracyjno-antyrządowego. I nie rozumie, że działalność tej trójki ogranicza się do pyskowania za ciężkie miliony dolarów.



Lekcja Cantora

Takie głosy niestety nie są rzadkością. Przekonał się o tym lider republikanów w Izbie Reprezentantów Eric Cantor, odrzucony przez wyborców za „liberalne” podejście do kwestii nielegalnych imigrantów, chociaż nie godził się na reformę, a zaledwie brał pod uwagę możliwość przyznania stałego pobytu młodym ludziom przywiezionym tu przez rodziców w dzieciństwie. To wystarczyło, by stracił zaufanie i głosy przeciwników imigracji legalnej i nielegalnej.

Cantor przegrał z Davidem Bratem. Profesor matematyki z Wirginii szukał i znalazł poparcie wśród członków ALI i innych organizacji o identycznym charakterze. Doskonale wiedząc do kogo się zwraca i jaką otrzyma odpowiedź, menedżer kampanii Brata zaproponował Gheenowi, by jego ludzie głosowali na kogoś, kto szanuje prawo imigracyjne i konstytucję. Nie omieszkał dodać, że reforma imigracyjna odbierze Amerykanom pracę, stworzy nowy blok wyborczy z milionów „obcych”, obciąży podatnika i ostatecznie zniweczy wszelkie szanse na wprowadzenie w życie „sprawiedliwych” praw imigracyjnych. I jest to lekcja, z której bezsprzecznie wyciągną wnioski wszyscy republikańscy kongresmeni z południa kraju i nie tylko.

ALI ma rację?

Ogłoszony z końcem czerwca wynik analiz przeprowadzonych przez konserwatywny, bezpartyjny ośrodek badań nad imigracją (Center for Immigration Studies, CIS) potwierdza obawy przeciwników imigracji. Według danych nowe prace, jakie powstały od roku 2000, w większości przypadły legalnym i nielegalnym imigrantom. Wyniki zaprzeczają twierdzeniom grup biznesowych, które opowiadają się za zwiększeniem imigracji ze względu na brak rąk do pracy. Autorzy badań doszli do trzech zasadniczych wniosków: 1) długotrwały spadek zatrudnienia obywateli w różnym wieku i o różnym poziomie wykształcenia jasno wskazuje, że nie brakuje ludzi do pracy, choć tym uzasadnia się rzekomą potrzebę zwiększenia imigracji; 2) fakt, że w ciągu ostatnich 14 lat nastąpił wzrost bezrobocia wśród urodzonych w USA obywateli, świadczy, że imigranci odbierają im zatrudnienie i 3) obserwowane od 14 lat trendy na rynku pracy przeczą argumentowi, że imigranci przyczyniają się do zwiększenia miejsc pracy dla Amerykanów.

Centrum odrzuca również powszechne przekonanie, że imigranci podejmują się zajęć, których Amerykanie wykonywać nie chcą. To też nie całkiem jest zgodne z prawdą. Coraz więcej imigrantów o różnych poziomie umiejętności i wykształcenia wypiera z pracy nawet tych Amerykanów, którzy nigdy nie podejrzewali, że będą musieli konkurować z imigrantami. Centrum zwraca uwagę, że w ciągu ostatnich 14 lat, w czasie gdy doszło do poważnego spadku zatrudnienia rdzennej ludności, do Stanów Zjednoczonych przyjechało ponad 17 mln imigrantów. Takie wnioski nie sprzyjają poprawie nastrojów i nie zachęcają do tolerowania obcych. Przeciwnie, budzą gwałtowne, pełne nienawiści odruchy – takie, jakie w środę mieszkańcy Murietta zgotowali przybyłym tu nielegalnie kobietom i dzieciom. Czy można im się dziwić, kiedy niewielkie miasto boryka się z finansowymi problemami? Przecież wiadomo, że matki małych dzieci, bez zawodu i znajomości języka, same się nie utrzymają. Wiadomo również, że nie będą ich żywić proimigracyjne organizacje.



Brak reformy, strata pieniędzy

Organizacja American Progress jest zdania, że reforma imigracyjna będzie bardzo korzystna dla kraju. Tak jak CIS podpiera się badaniami ekonomistów, by dojść do wniosku, że brak reformy to strata wpływów do kasy państwa i kas lokalnych. Każdego roku nieudokumentowani imigranci wpłacają w podatkach od zarobków 13 mld dolarów. Miliony innych pracują na czarno. Urząd Ubezpieczeń Społecznych (Social Security Administration) wspólnie z centrum badania opinii publicznej Pew Research Center szacują, że 63 proc. nielegalnych imigrantów i ich pracodawców nie płaci podatku od wynagrodzenia. Przyznanie im prawa do pracy oznacza, że w ciągu 10 lat imigranci płaciliby 69 mld dol. więcej w podatkach federalnych oraz 40 mld w stanowych i lokalnych. Liczby te nie przemawiają do wyobraźni przeciwników imigracji. Przecież oni tych pieniędzy nie dotkną, a biurokraci i tak je zmarnują na potrzeby nielegalnych. Jakby do sprawy nie podejść, w oczach Amerykanów imigrant jest zawsze podejrzany. Jeśli im pracy nie odbiera i niczym innym nie zagraża, to i tak zawsze będzie obcy.

Obcy na prowincji

W dużych miastach, gdzie osiedla się większość imigrantów piętno obcego nie jest tak mocno odczuwalne jak na prowincji. Jeśli nawet imigrant zna język – to mówi z dziwacznym akcentem, jeśli mówi bardzo poprawnie – to kpi z miejscowych. Na dodatek inaczej się ubiera i je co innego. Nie pojmuje, które drzewo służy jako drogowskaz do gospodarstwa Johnsonów i nie wie, że kiedy Joe Nelson biega po ulicy z karabinem, to nie trzeba wzywać policji, tylko się schować. Joe zawsze to robił i jeszcze nigdy nikogo nie skrzywdził, a poza tym to przyzwoity facet. Więc obcy nie powinien się wychylać. Nawet wtedy, gdy do miasteczka zawitają Hells Angels. Nie pytać, nie dociekać i broń Boże nie wychodzić na ulice, tylko zamykać drzwi. Czasu wystarczy, bo ryk harleyów słychać na kilka mil. Najlepiej na nic nie reagować, a po niedzielnym nabożeństwie plotkować ile wlezie. Tyle, że obcy jest wykluczany z tej przyjemności, bo plotki jego głównie dotyczą. „Prawdziwi Amerykanie”, za jakich Sarah Palin uważa mieszkańców prowincji, dla obcego bywają nawet uprzejmi. Trudniej o przyjaźń, bo (dla poprawy humoru imigranta) dla nich obcy to również Amerykanin urodzony w innym miasteczku.

Elżbieta Glinka

[email protected]


USA MINUTEMEN BORDER FENCE

USA MINUTEMEN BORDER FENCE

epa00724728 Volunteers of the Minuteman Civil Defense Corp. put up barbed wire on new fencing topped by American flags on a line of new fence posts, that will be the start of the first private security fencing at the border with Mexico, to be put on private land using private donations, Saturday 27 May 2006, in Palomines, Arizona. The Minutemen began clearing brush along a strip of land on the Arizonan border with Mexico, early this week, to build a fence of ten miles long and twenty foot high. After speeches were made by various visiting politicians, the double layered fencing post were placed in concrete and barb wire was strung from post to post by volunteers who came from all over the USA to help build the fence. EPA/LINDA RIVERA

MINUTEMAN PROJECT RALLIES AT US CAPITOL.

MINUTEMAN PROJECT RALLIES AT US CAPITOL.

epa00634242 Members of the Minuteman Project rally on the West Front of the US Capitol on Capitol Hill in Washington, DC on Wednesday 08 February 2006. The Minuteman Project organization first gained national attention when its members began civilian patrols of the Mexican border to combat crossings by illegal immigrants. EPA/SHAWN THEW

USA MINUTEMEN BORDER FENCE

USA MINUTEMEN BORDER FENCE

epa00724726 Volunteers of the Minuteman Civil Defense Corp. put up barbed wire on new fencing topped by American flags on a line of new fence posts, that will be the start of the first private security fencing at the border with Mexico, to be put on private land using private donations, Saturday 27 May 2006, in Palomines, Arizona. The Minutemen began clearing brush along a strip of land on the Arizonan border with Mexico, early this week, to build a fence of ten miles long and twenty foot high. After speeches were made by various visiting politicians, the double layered fencing post were placed in concrete and barb wire was strung from post to post by volunteers who came from all over the USA to help build the fence. EPA/LINDA RIVERA

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama