Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 04:35
Reklama KD Market
Reklama

Bez munduru, bez pomocy. Jak rząd dba o weteranów?

Ostatni skandal związany z opieką medyczną dla weteranów pozwala sądzić, że ich potrzeby są lekceważone. I rzeczywiście jest źle. Po raz kolejny wyszło na jaw, że w stosunku do byłych żołnierzy państwo nie jest szczególnie szczodre, choć bywały czasy, że sprzed Kapitolu głodujących weteranów usuwano siłą.



Chociaż podlegający Urzędowi ds. Weteranów Veterans Health Administration zarządza 1700 ośrodkami medycznymi i zatrudnia 275 tys. osób, to liczba lekarzy i pielęgniarek nadal jest niedostateczna. Zwłaszcza że liczba pacjentów wzrosła z 5,5 mln w 2008 do 6,5 mln w latach 2012–2013. Badania koncentrują się głównie na doskonaleniu protez rąk i nóg, uszkodzeniach kręgosłupa i likwidacji skutków działania Agent Orange, broni chemicznej stosowanej w czasie wojny wietnamskiej na masową skalę.

Premie za brak opieki

Kontrole w szpitalach dla weteranów wykazały zaniedbania nie tylko w Phoenix, lecz w większości innych ośrodków zdrowia. Nie lepiej przedstawia się sytuacja w Marion VA Medical Center w Illinois i w klinice Evansville w Indiana, gdzie weterani czekają na podstawową opiekę medyczną nawet trzy miesiące.

Co więcej, dyrektor sieci klinik VA Heartland Network, która obejmuje Kansas, Missouri oraz część Illinois i Indiany, powiadomił władze o dziesięciu tajnych listach obejmujących pacjentów, których rzekomo poddano leczeniu, choć w rzeczywistości miesiącami nie mogli dostać się do lekarza. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że zdrowie tych ludzi bezmyślnie wystawiono na szwank.

Szpitale ukrywały nieobsłużonych pacjentów na tajnych listach po to, by otrzymać premie przyznawane za udzielenie szybkiej pomocy lekarskiej. W 2011 roku 1839 pracowników szpitala im. Edwarda Hinesa jr otrzymało ponad 7 mln dol. premii.

Odszkodowania na papierze

Agent Orange,  silny defoliant, który niszczy rośliny, ma również szkodliwy wpływ na zdrowie ludzkie. U osób wystawionych na jego działanie występuje zwiększona podatność na choroby nowotworowe i różnorodne upośledzenia. Całkiem niedawno uznano, że weterani mają podstawy do narzekań na cierpienia wywołane działaniem tego preparatu. Zdecydowano się wypłacić odszkodowania, o czym jednak nie wszystkich powiadomiono.

Nasz rodak i weteran wojny wietnamskiej Bronisław Wolak o możliwości rekompensaty za utratę zdrowia dowiedział się z telewizji. Wysłał odpowiednie dokumenty do biura VA. Po ośmiu miesiącach otrzymał odmowną odpowiedź. Nie dlatego, że uznano, iż odszkodowanie mu się nie należy, lecz z powodu braku pieniędzy.

Prześwietlenie za pół roku

Z systemem medycznym dla weteranów Wolak ma na pieńku. Na przyjęcie u specjalisty czekał 2−3 miesiące, a ze skierowaniem np. na prześwietlenie nawet pół roku. − Rzekome poszanowanie dla weteranów i opieka medyczna to wielki pic na wodę. Jak sobie człowiek sam nie poradzi, to zanim uzyska pomoc, może wyciągnąć nogi − mówi. Wolak ma kłopoty z krążeniem, trzykrotnie przeszedł operację wszczepiania bypassów w prywatnym szpitalu dzięki temu, że żona płaciła rodzinne ubezpieczenie w swoim miejscu pracy.

W międzyczasie opłaty za ubezpieczenie rosły, aż doszły do tak absurdalnie wysokiej kwoty, że Wolak przeszedł na ubezpieczenie dla weteranów. Teraz boi się, by nie dopadła go jakaś choroba, zanim będzie kwalifikował się do Medicare, co nastąpi dopiero za kilka miesięcy. Doświadczenia z ubezpieczeniem VA ma nie najlepsze. Na przykład na niezbędny w jego przypadku środek przeciw powstawaniu skrzepów krwi czekał 3 lata. Uznano bowiem, że lek jest zbyt drogi.

Choć bez wątpienia są tacy, którzy bardzo sobie chwalą opiekę medyczną VA, inni za jej nieudolność płacą życiem. Z ostatnich sprawozdań wynika, że długie oczekiwanie na pomoc medyczną w szpitalu w Phoenix mogło wyprawić na tamten świat około 40 weteranów. Pierwszeństwo w leczeniu mają oczywiście ciężko ranni żołnierze. Nieco gorzej przebiega rehabilitacja osób z zaburzeniami psychicznymi. Na szczęście już z początkiem wojny w Afganistanie i Iraku zaczęły tworzyć się ochotnicze organizacje niosące pomoc rannym i ich rodzinom.



Przełom w sytuacji weteranów

Pomimo iż z opieką medyczną nie jest najlepiej, to weterani wciąż czerpią spore korzyści ze służby dla kraju. Za jedno z najważniejszych posunięć federalnego rządu do dziś uważa się ustawę z 1944 roku o pomocy w przystosowaniu żołnierzy do życia w cywilu (Servicemen Readjustment Act), znaną jako G.I. Bill of Rights, która wywarła wpływ na życie społeczne, gospodarcze i polityczne w USA.

Jak każda ustawa, która zapewnia obywatelom konkretne świadczenia, tak i ta miała wielu przeciwników. Część członków Kongresu obawiała się, że przyznanie bezrobotnym weteranom 20 dol. tygodniowo zniechęci ich do podjęcia pracy, inni zastanawiali się, po co wyższe wykształcenie ludziom zahartowanym na polu bitwy. Ustawa gwarantowała bowiem bezpłatną naukę w szkołach pomaturalnych i na stanowych uniwersytetach. Wszyscy zgadzali się jedynie co do tego, że należy zrobić coś, co ułatwi weteranom powrót do cywilnego życia. Po długich debatach zatwierdzono G.I. Bill, by uniknąć pomyłek popełnionych wobec weteranów po I wojnie światowej, którzy po powrocie do kraju dostali 60 dol. i bilet powrotny do domu. Z nadejściem wielkiej depresji wielu z nich znalazło się w tragicznej sytuacji. Nie byli w stanie zapewnić sobie bytu, nie mówiąc już o rodzinie.

Marsz na Waszyngton

Co prawda World War Adjusted Compensation Act z 1924 roku, znana jako Bonus Act, przyznawała byłym żołnierzom dodatki, obliczane na podstawie dni spędzonych w służbie wojskowej. Jednak bonusy miały być wypłacone dopiero po kilku latach od wejścia ustawy w życie. Wyczerpani poszukiwaniem płatnego zajęcia i przymierający głodem weterani latem 1932 roku urządzili marsz na Waszyngton. „Bonus Army”, bo tak się nazwali, żądała natychmiastowej wypłaty przyrzeczonych świadczeń. Weterani nadciągnęli do stolicy ze wszystkich stron kraju zdezelowanymi ciężarówkami i pieszo, czasami z żonami i dziećmi. Zamieszkali w namiotach rozbitych w parkach.

Wezwania o pomoc nie pomogły. 17 czerwca Senat odrzucił ustawę Izby Reprezentantów, która zapewniała natychmiastowe wypłaty świadczeń. Część zawiedzionych weteranów powróciła do domów, część pozostała. 28 lipca prezydent Hoover wydał polecenie usunięcia ich siłą. Pod dowództwem generała Douglasa McArthura kawaleria uderzyła na namiotowe miasteczko. Namioty puszczono z dymem.

Czołgi ważniejsze od ludzi?

Choć dziś taka akcja rządu spotkałaby się z gwałtowną reakcją całego społeczeństwa, to ci, którzy nie odnieśli w czasie ostatnich wojen uszczerbku na zdrowiu fizycznym lub psychicznym, nie mają większych powodów do narzekań. Mogą bezpłatnie studiować, dostają niskoprocentowe pożyczki na domy czy dodatki na dzieci.

Jeśli chodzi o opiekę medyczną dla weteranów, to problemu można się pozbyć tylko w jeden sposób... nie wywoływać niepotrzebnych wojen. Obecnie siły zbrojne USA liczą blisko 1,43 mln ludzi w służbie czynnej i 1,26 mln rezerwistów. Jak wielu z nich będzie bezskutecznie zabiegać o pomoc medyczną, jeśli Kongres nadal będzie przyznawał fundusze na produkcję niepotrzebnych, od nowości składowanych na pustyni w Nevadzie czołgów, zamiast przeznaczyć pieniądze na opiekę zdrowotną dla weteranów?

Elżbieta Glinka 

[email protected]

weterani_2

weterani_2


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama