Wielu kierowców w Chicago narzeka, że oznakowanie fotoradarów jest nieodpowiednie; tablice informujące o obecności tych urządzeń oraz o ograniczeniu prędkości nie są widoczne. Niektórzy zmotoryzowani, którzy zapłacili mandaty, podejrzewają, że takie rozmieszczenie oznakowań jest celowym działaniem władz miasta, które chcą uzyskać z mandatów dodatkowe dochody.
Podejrzenia te podziela radna Leslie Hairston (z 5. okręgu miejskiego), która została namierzona przez fotoradar w południowej dzielnicy i otrzymała już dwa ostrzeżenia za przekroczenie dozwolonej prędkości.
Radna twierdzi, że w pobliżu fotoradaru, który zarejestrował jej samochód nie ma tablic pokazujących limit prędkości. Dlatego poszkodowana przedłożyła na forum rady miasta rezolucję, w której domaga się lepszego oznakowania zarówno fotoradarów jak i kamer fotografujących kierowców na skrzyżowaniu na czerwonym świetle.
Jednak miejski wydział transportu i komunikacji (Chicago Department of Transportation, CDOT) nie zgadza się z zarzutami radnej. Jak podkreślił rzecznik CDOT w rozmowie telewizją WFLD, oznakowania spełniają standardy federalne i stanowe.
CDOT na razie nie planuje postawienia dodatkowych tablic informacyjnych, ale zamierza wymalować białą farbą dodatkowe oznakowania na jezdniach.
Kamery na skrzyżowaniach i fotoradary w sąsiedztwie szkół i parków to nieoficjalne źródła dużych dochodów dla Chicago. Władze miasta zaprzeczają, że chodzi im o nabicie kasy i twierdzą, że celem instalacji urządzeń było tylko i wyłącznie zwiększenie bezpieczeństwa zmotoryzowanych i pieszych.
Budżet Chicago na rok 2014 przewiduje, że 60 mln dol. z mandatów uzyskanych przy pomocy fotoradarów ma sfinansować programy miejskie oraz zajęcia pozalekcyjne dla dzieci.
(ao)
Reklama