Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:45
Reklama KD Market

Przyłączenie Krymu do Rosji końcem światowego pokoju?

Półwysep Krymski można wziąć za prorosyjski, jeśli zwrócić uwagę na fakt, że 58 proc. dwumilionowej populacji stanowią etniczni Rosjanie, 24 proc. – Ukraińcy i 12 proc. – Tatarzy krymscy. Znaczna część ludności, bez względu na pochodzenie czy religię, to obywatele Rosji lub posiadacze dwóch paszportów. Sytuacja na półwyspie jest jednak bardziej skomplikowana, bo wpływ na nią ma obecność dużej morskiej bazy wojskowej należącej do obcego kraju, liczna społeczność patriotycznie nastawionych wojskowych w stanie spoczynku, wieloetniczna mieszanka, słabe państwo i wieloletnie nieudolne rządy. Ta różnorodność czynników spowodowała, że na Krymie realizuje się najbardziej koszmarny scenariusz, jaki można sobie wyobrazić w jakimkolwiek postsowieckim kraju od czasu zakończenia zimnej wojny.



Wszystkie zaangażowane strony powinny więc poruszać się niezwykle ostrożnie. Apele Ukrainy o zachowanie integralności terytorialnej i o zagraniczną pomoc militarną są wołaniem na puszczy, gdyż ten duży kraj europejski, największy pod względem powierzchni, przestał istnieć jako funkcjonujące, zjednoczone państwo. NATO nie może wysunąć żadnych gwarancji bezpieczeństwa, jeśli rząd nie kontroluje własnego terytorium. Jednak mimo rosnącego napięcia Rosja i Zachód wciąż mają wyraźny wspólny interes: zapobieżenie wojnie domowej w samym sercu europejskiego kontynentu.

Komu zależy na Krymie?

Obecnie dotarcie do tego miejsca może sprawiać trudności, ale po pokonaniu rosyjskich drogowych punktów kontrolnych trafimy do soboru św. Włodzimierza, jednego z symboli Krymu. Cerkiew stoi na niewielkim wzgórzu w Chersonezie Taurydzkim na południowo- zachodnim wybrzeżu Krymu. Odbudowana po zniszczeniach wojennych świątynia, z białymi murami i złoconym dachem, stoi w miejscu, gdzie według tradycji Włodzimierz I Wielki przyjął chrzest w 988 roku. Od tego czasu chrześcijaństwo stało się obowiązującą na Rusi religią.



Dla Rosjan Włodzimierz jest pierwszym świętym Kościoła prawosławnego i protoplastą obecnego państwa rosyjskiego. Dla Ukraińców Włodzimierz I Wielki to założyciel cywilizacji słowiańskiej, która rozrosła się na północ, osiągając rozkwit w średniowiecznej Rusi Kijowskiej. Z cerkiewnego wzgórza rozciąga się widok na ruiny Chersonezu, antycznego miasta greckiego, które ma stanowić jeden z dowodów przynależności współczesnej Ukrainy do świata Zachodu.



Ruiny znajdują się w granicach administracyjnych Sewastopola, chronionego portu i bazy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, gdzie niegdyś siedział w okopach Tołstoj. Podczas II wojny światowej Sewastopol był oblężony i niemal zrównany z ziemią przez niemieckie bombowce mimo bohaterskiej obrony Armii Czerwonej i oddziałów partyzanckich. Po wojnie pozostał bazą Floty Czarnomorskiej, najmniejszej z czterech sowieckich, liczącej niedawno 18 okrętów podwodnych, dwa krążowniki, 30 niszczycieli i fregat oraz ok. 100 mniejszych okrętów. Wiele z nich to jednak przestarzałe jednostki wymagające remontu.

Sewastopol jest otwartym przez cały rok jedynym rosyjskim portem nad niezamarzającym morzem. Rosyjska flota stacjonuje w Sewastopolu od 230 lat, w miejscu położonym w niedalekiej odległości od Turcji i stanowiącym bazę wypadową do rejsów patrolowych na wodach Morza Czarnego. Stacjonujące tam okręty pozwalają Moskwie na kontrolowanie wschodniej części Morza Śródziemnego, Bliskiego Wschodu i Bałkanów. Port pozostaje jednak kością niezgody między Kijowem a Moskwą od 1954 r., gdy Związek Sowiecki przekazał Ukrainie Krym, włącznie z Sewastopolem.

− Morze Śródziemne nabrało dla Rosji szczególnego znaczenia, gdy – reagując na nasilającą się wojnę domową w Syrii – utworzyła stałą grupę zadaniową na morzu, a jej siłę zwiększyła do 10 okrętów – wyjaśnia Christina Le Mière, ekspert z International Institute for Strategic Studies. – To właśnie Flota Czarnomorska wysłała w sierpniu 2008 r. 13 okrętów, które pokonały niewielką flotę gruzińską w porcie Poti i siły lądowe tego kraju w Abchazji – dodaje ekspert.



Po rozpadzie ZSRR Ukraina uzyskała 30-procentową zniżkę na rosyjski gaz ziemny w zamian za zgodę na wynajem bazy dla rosyjskiej floty. Ocenia się, że w ciągu 10 lat Ukraina zaoszczędziła 40 mld dolarów. W 2010 r. obydwa kraje przedłużyły umowę wynajmu do 2042 roku. Nie wolno też zapominać, że w Sewastopolu od pokoleń osiedlają się licznie żeglarze i marynarze, którzy po zakończeniu służby na morzu przeżywają emeryckie lata w tym pełnym zieleni i spokoju mieście.

Niedaleko znajduje się Jałta, gdzie spędzali urlopy rosyjscy carowie, a Czechow napisał „Wiśniowy sad”. Po godzinie jazdy samochodem z Jałty trafimy na Stary Krym z najważniejszym na półwyspie meczetem Chan-Dżami i wspaniałym pałacem chanów krymskich Bakczysaraj, któremu Adam Mickiewicz poświęcił kilka sonetów. To dwa najważniejsze historycznie miejsca Tatarów, którzy przez stulecia rządzili Krymem, zanim zostali wyparci przez Rosjan. Gdy w 1783 r. Katarzyna Wielka podbiła Tatarów i Turków osmańskich, tysiące Tatarów uciekło przed nadciągającymi wojskami rosyjskimi. Półtora stulecia później, w 1944 r., pod lufami karabinów Stalin deportował do Azji Środkowej większość tych, którzy pozostali. Ich dzieci i wnuki powróciły jednak na ziemie przodków, powiewając błękitnymi flagami Tatarów krymskich razem z ukraińskimi lub rosyjskimi, podczas niedawanych protestów i zamieszkach w Sewastopolu, Symferopolu i na ulicach innych miast na Krymie.

Czy Krym stał się nowym Krajem Sudeckim?

A może tylko nową Grenadą? Zachodni komentatorzy sugerując pierwsze rozwiązanie, porównują wysłanie wojsk na Krym przez prezydenta Putina do dokonanej w 1938 r. przez Hitlera inwazji i aneksji Kraju Sudeckiego na pograniczu Czechosłowacji i Niemiec. Regionu w dużej części zamieszkałego przez etnicznych Niemców.

Jednak to nie Hitler był pomysłodawcą działań określanych w języku społeczności międzynarodowej jako „prawo do ochrony”. Już car Mikołaj I zawłaszczył sobie prawo do ochrony życia i majątku prawosławnych chrześcijan zamieszkujących terytorium odwiecznego strategicznego rywala Rosji – Imperium Osmańskiego. W 1983 r. Rosjanie podjęli uprzedzający atak na imperium, wysyłając z Sewastopola okręty z zamiarem zatopienia osmańskiej floty po drugiej stronie Morza Czarnego. Z pomocą w udzieleniu odpowiedzi na ten niczym niesprowokowany atak pospieszyły Wielka Brytania, Francja i kilku innych sojuszników. Tak rozpętał się konflikt określany dzisiaj jako wojna krymska. Wojna – o czym wie nawet każde rosyjskie dziecko – zakończona całkowitą porażką Moskwy.

Tymczasem dla prezydenta Putina Krym stał się zarówno z jednej strony wielką okazją do zademonstrowania światu siły Rosji, jak i eksperymentem sprawdzającym zasadę równoważności. Rosyjski przywódca w tym konkretnym wypadku być może nie przywołuje do życia koncepcji odtworzenia imperium sowieckiego, jednakże powołuje się na wielokrotnie przez rosyjskich polityków przytaczane podwójne standardy krajów Zachodu, które bez poparcia żadnych poważnych organizacji ponadnarodowych nie wahały się przed podjęciem działań militarnych w Afganistanie, Iraku czy Libii.

Putin przywołuje też politykę racji stanu, na którą nagminnie powołują się państwa, organizacje czy partie polityczne bez względu na ustrój czy położenie geograficzne. Przywódcy kierujący się racją stanu wszędzie zyskują poparcie zwykłych obywateli − od Moskwy po Pekin do New Delhi. Tak stało się i tym razem. Rosyjska Duma jednogłośnie udzieliła Putinowi zgody na użycie wojsk nie tylko na Krymie, ale na całej Ukrainie. Rosyjski prezydent z tych uprawnień jeszcze nie skorzystał, ale to nie znaczy, że w razie potrzeby tego nie uczyni. Z ocen obserwatorów zachodnich wynika, że jeśli wojska rosyjskie przekroczą granice Półwyspu Krymskiego, to wojna z Ukrainą jest nieuchronna. Jednocześnie każdy potwierdzony transfer broni w ręce cywilów lub nieumundurowanych żołnierzy będzie traktowany jako naruszenie postanowień Karty Narodów Zjednoczonych. Czy jednak Putin nie zawaha się przed podjęciem takiego kroku?

Aneksja Krymu nieplanowana?



Na niedawnej konferencji w Moskwie z grupą wybranych dziennikarzy Putin zaprzeczył zamiarowi aneksji Krymu. Stwierdził, że musiałby zapytać o to naród krymski. Tym samym uspokoił nieco nastroje, dając do zrozumienia, że Rosja ma różne plany.

Prezydent Rosji wyraził jednak warunkową gotowość do dialogu na temat możliwości uznania przez Rosję władz w Kijowie. Wspomniał o zagwarantowaniu układu, który umożliwi równy udział w życiu politycznym obywatelom z różnych części Ukrainy.

− Jest to pewna oferta do negocjacji – ocenia dr Łukasz Adamski z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. – Natomiast terytorium Krymu zostało wzięte jako zakładnik, bo zdaniem Putina tylko z takiej pozycji Rosja może być pewna, że jej interesy zostaną uwzględnione.

Tymczasem 6 marca parlament Krymu opowiedział się za przyłączeniem Krymu do Federacji Rosyjskiej. Ogłosił, że referendum w tej sprawie odbędzie się 16 marca. Sekretarz stanu USA John Kerry zapowiedział, że Stany Zjednoczone uznają referendum za niezgodne z prawem międzynarodowym. Szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius jeszcze bardziej zaostrzył krytykę poczynań Moskwy, ostrzegając, że przyłączenie Krymu do Rosji będzie oznaczać koniec światowego pokoju i granic państwowych.

Przyszłość Ukrainy nie zależy już więc od wydarzeń na Majdanie, zakresu swobód demokratycznych w tym kraju czy nawet kwestii integracji z Unią Europejską. Obecnie chodzi w dużym stopniu o utrzymanie takiej wizji Europy i świata, w którym wszystkie państwa zrezygnują z ochrony tylko tych ludzi, którzy mówią w zrozumiałym dla nich języku.

A. Kazimierczak

[email protected]

 

flaga-tatarow-krymskich

flaga-tatarow-krymskich

katedra

katedra

Krym_rosyjcy-zolnierze

Krym_rosyjcy-zolnierze

sewastopol

sewastopol

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama