W cztery lata po tym, jak prezydent Obama obiecywał „radykalną reformę systemu zamówień rządowych, wielka porażka portalu HealthCare.gov nasiliła apele o zmianę rządowej praktyki zatrudniania i realizacji umów z prywatnymi kompaniami wysokich technologii.
I mimo złożonej przez Obamę przed kilkoma dniami obietnicy „dokonania skoku w XXI wiek” wciąż trudno mówić o szybkiej transformacji obecnego systemu w bieżącym roku – pisze dziennik „The New York Times”.
Eksperci zewnętrzni, członkowie Kongresu, dyrektorzy wykonawczy kompanii technologicznych oraz byli członkowie rządu zgodnym chórem potwierdzają, że awarie strony Affordable Care Act są niemal wyłącznym wynikiem wadliwego procesu pozyskiwania kontraktów, procesu utrudniającego innowacje i zwyczajnie marnującego pieniądze podatników. Niedawno dowództwo Air Force zlikwidowało jeden z systemów zaopatrzenia wartości 1 mld dolarów. FBI wstrzymało realizację własnego systemu po wydaniu na ten cel 170 mln dol. Z kolei projekt (wartości 438 mln dol.) unowocześnienia systemu kontroli lotów, będący częścią składową modernizacji w skali krajowej na sumę 45 mld dol., już jest opóźniony i przekroczy przewidziany budżet o 270 mln dolarów.
Zatwierdzone dawno przepisy, z założenia mające zapobiegać korupcji i konfliktom interesów często wiążą rządowe agencje z dostawcami zatwierdzanymi przez nieznane bliżej komitety i kontrakty obowiązujące przez lata, mimo szybkich zmian w branży technologicznej. Przepisy często zostawiają przedstawiciela rządu odpowiedzialnego za projekt z małą możliwością wyboru dostawcy, niewielką kontrolą nad realizacją projektu i niemal zerową opcją unieważnienia kontraktu, który zwyczajnie spartaczono.
− To miałoby sens w wypadku zamówień na ołówki czy środki czyszczące – mówi David Blumenthal, który podczas pierwszej kadencji Obamy kierował federalnym biurem promującym system elektronicznego archiwizowania danych medycznych. – Taki system jednak nie działa, gdy mamy do czynienia z kompleksowymi zamówieniami, ważnymi z punktu widzenia kraju, których termin i jakość realizacji odgrywają żywotną rolę – dodaje Blumenthal.
The Standish Group, kompania technologii informacyjnych za udane uznała zaledwie 4,6 proc. dużych projektów na zlecenie rządu, zrealizowanych w ostatniej dekadzie. Jakość realizacji ponad połowy była „wątpliwa”, a ok. 40 proc. wręcz „nieudana”.
Najczęściej zwycięzcami przetargów na wieloletnie kontrakty rządowe zostają wielonarodowe kompanie dysponujące dużym zespołem prawników – zauważa nowojorski dziennik. Tymczasem innowacje technologiczne – szczególnie przydatne przy projektach realizowanych w sieci, takimi jak portal rządowej reformy opieki zdrowotnej – najczęściej stosują małe kompanie, jakich wiele w Dolinie Krzemowej, choć brakuje im personelu i umiejętności poruszania się w labiryncie rządowego systemu zamówień.
− To niezwykle trudne środowisko do działania – przyznaje Stan Z. Soloway, prezes grupy handlowej Professional Services Council i były członek administracji prezydenta Clintona.
Przedstawiciele rządu zapewniają, że administracja dokonuje „przeglądu możliwości” poprawy wykorzystania technologii i prowadzi dyskusje z partnerami z rządu i spoza władz. Odmawiają jednak odpowiedzi, czy podczas zbliżającego się Orędzia o Stanie Państwa Obama ogłosi zmiany systemu zamówień usług zaawansowanych technologii, ani też czy Biały Dom opracowuje szczegółowy plan likwidacji biurokratycznych barier, które prezydent wielokrotnie zgłaszał jako problemy wymagające natychmiastowego rozwiązania.
− Obecna administracja poczyniła znaczny postęp w reformowaniu federalnego systemu zamówień – twierdzi Steven Posner, rzecznik biura budżetowego Białego Domu. – Prezydent niezmiennie podkreśla, że wciąż istnieją problemy, które w miarę możliwości rozwiązujemy – dodaje.
Podczas pierwszej kadencji Obamy administracja nakłaniała rządowe agencje, by w miarę możliwości odchodziły z drogiego oprogramowania na rzecz tańszych usług świadczonych w internecie. Wymagała też od agencji zastąpienia systemu zastrzeżonych danych nowoczesnym, otwartym formatem łatwiej zrozumiałym przed użytkowników i sektor prywatny.
Niektórzy ustawodawcy tymczasem twierdzą, że administracja Obamy w rzeczywistości robi niewiele, by rozwiązać podstawowe problemy systemu, przewidując że sprawa zostanie zrzucona na barki następcy obecnego prezydenta.
Kongresman Gerald E. Connolly, demokrata z Wirginii utrzymuje, że biuro budżetowe oficjalnie znane jako Office of Management and Budget (O.M.B.) odmówiło poparcia proponowanej przez obie partie ustawy konsolidującej odpowiedzialność za projekty technologiczne w każdej agencji do jednej osoby i podnoszące poziom przejrzystości rządowych wydatków na nowe technologie.
− O.M.B. wychodzi jak zwykle z założenia, że dla rozwiązania tej kwestii nie potrzeba inicjatyw legislacyjnych – wyjaśnia Connolly, który reprezentuje okręg waszyngtońskich przedmieść z setkami kompanii wypełniających federalne kontrakty. – O.M.B. jest naszą główną przeszkodą. To oburzające – twierdzi Connolly.
Przedstawiciele rządu zaprzeczają zarzutom Connolly’ego. Zapewniają, że administracja jest otwarta na wszelkie propozycje ustaw, jednak ma „pewne zastrzeżenia” do izbowej ustawy, która pomija zamówienia dla Pentagonu. Senacka wersja ustawy Connoly’ego została wprawdzie zaproponowana w Izbie przed kilkoma tygodniami przez demokratę i republikanina, lecz i ona koncentruje się na cywilnych agencjach.
W grudniowym wywiadzie dla sieci MSNBC prezydent Obama krytykował systemowe usterki dużych projektów technologicznych, stwierdzając, iż „nasz system I.T., jak i sposób zakupu technologii przez rząd federalny są nieefektywne, skomplikowane i przestarzałe”.
Niedawno prezydent Obama odbył spotkanie z 15 dyrektorami największych firm technologicznych w kraju, w tym m.in. z Timem Cook z Apple i Sheryl Sandberg z Facebooka. Jak podkreślali jego uczestnicy, były to dopiero pierwsze rozmowy na rzecz rozwiązania szerokiego problemu, który poważnie uwypukliły usterki na portalu Obamacare.
Zdaniem eskpertów technologicznych ze wszystkich stron politycznego spektrum w tej kwestii istnieje ogromna liczba problemów do rozwiązania, zaczynając od Białego Domu a kończąc na cywilnych pracownikach, którzy administrują półbilionowym budżetem, jakim rząd dysponuje na zamówienia sektora prywatnego. Wydatki te stanowią 15 proc. całego budżetu rządu.
− To nie jest wyłącznie kwestia zawierania kontraktów − twierdzi Soloway. Chodzi o kapitał ludzki, sposób zakupu usług dla rządu, sposób, w jaki rząd określa własne potrzeby, brak współpracy wewnątrz rządu, brak współpracy rządu z sektorem prywatnym czy przestarzałe systemy – dodaje.
Zdaniem Jima Johnsona, prezesa Standish Group, rząd federalny często wymaga zawierania dużego kontraktu, zamiast podzielić go na mniejsze kawałki, o które mogłyby ubiegać się prywatne kompanie.
− Chodzi o styl iteratywny – wyjaśnia Johnson. – W taki sposób działa Google. Tak działa eBay – zapewnia, dodając, iż w przeszłości sukcesy kontraktów federalnych były wynikiem mniejszych projektów, które przyciągały konkurencyjne oferty. Wskaźnik efektywności małych projektów rządowych w ciągu ostatniej dekady wynosi niemal 55 procent.
Szczególnie biurokracja utrudnia, jeśli w praktyce nie uniemożliwia, szybkie zdobycie przez agencje federalne najnowszych technologii. – Potrzeby agencji na rzecz szybkiego uzyskania nowych, sprawnych technologii znacznie przewyższają efektywność systemu zamówień i jego finansowania – zeznał w ubiegłym roku przed komisją kongresową Richard Spires, były szef ds. technologii informatycznych w Departamencie Bezpieczeństwa Kraju.
Dodatkowym utrudnieniem są rygorystyczne przepisy zabraniające federalnym władzom bezpośredniej współpracy z rządowymi dostawcami po zawarciu kontraktu o świadczeniu usług. Blumenthal, były członek administracji prezydenta Obamy jednoznacznie zarzuca, iż rządowy system realizacji projektów technologicznych nie działa.
− Wydaje mi się, że należy znaleźć jakiś złoty środek między obecnym kaftanem bezpieczeństwa, a idealnym procesem wymagającym weryfikacji dostawców – uważa Blumenthal, który kierował systemem rozdziału federalnych funduszy w wysokości 30 mld dol. dla szpitali i lekarzy. – Z istniejących ograniczeń zdałem sobie sprawę dopiero po przejściu do prywatnego sektora – dodaje.
Dobrą oznakę stanowi fakt, że przedstawiciele administracji zgadzają się z krytykami, że rząd powinien odchodzić od przestarzałej metody rozwoju technologicznego opierającego się na jednym, dużym dostawcy z kontraktem podpisanym na lata.
Eksperci twierdzą, że debata wokół portalu HealthCare.gov zainicjuje zmiany na rzecz zdroworozsądkowych rozwiązań. – Z całą pewnością doszliśmy do punktu krytycznego – uważa Mike Hettinger z Software and Information Association.
Jednak kongresman Connolly z Wirginii widzi niewiele dowodów potwierdzających zmianę podejścia administracji do problemu, choć jednocześnie wyraża nadzieję, że prezydent będzie wywierał w tym kierunku coraz większe naciski.
− Prezydent zdaje sobie sprawę z wagi problemu – powiedział Connoly. – Teraz powinni zacząć zdawać sobie z tego sprawę wszyscy, którzy dla rządu pracują. (ak)
HealthCare.gov: Niesprawny system zamówień rządowych wymaga szybkich rozwiązań
- 01/10/2014 09:10 PM
Reklama