Rzecznik Białego Dom powiedział w poniedziałek, że trwające na Ukrainie pokojowe demonstracje nie stanowią w ocenie USA zamachu stanu. Ocenił jako "nie do zaakceptowania" użycie w sobotę przez ukraińskie władze siły przeciwko protestującym w Kijowie.
"Z pewnością nie uważamy tych pokojowych demonstracji za zamach stanu" - powiedział w poniedziałek na codziennym briefingu prasowym rzecznik Białego Domu Jay Carney. Odniósł się tym samym do wypowiedzi premiera Ukrainy Mykoły Azarowa, który ocenił, że wydarzenia na Ukrainie mają "znamiona przewrotu".
Carney podkreślił, że "przemoc władz wobec pokojowych demonstrantów w Kijowie w sobotę rano była nie do zaakceptowania" i wezwał władze Ukrainy do poszanowania prawa obywateli tego kraju do zgromadzeń i wolności słowa.
Dodał, że "budzą zaniepokojenie" doniesienia o użyciu siły przez służby bezpieczeństwa wobec dziennikarzy i innych przedstawicieli mediów. Zauważył jednak, że od sobotnich wydarzeń policja "ogólnie się powstrzymuje" od użycia siły.
Carney przypomniał, że prawa do wolności wypowiedzi oraz zgromadzeń są fundamentalne dla demokracji, a od poszanowanie tych uniwersalnych wartości zależy współpraca Stanów Zjednoczonych z Ukrainą.
W sobotę nad ranem w Kijowie doszło do brutalnego ataku milicji na demonstrujących na Majdanie Niepodległości. 35 osób zostało zatrzymanych, a kilkadziesiąt rannych. Milicja, która biła ludzi pałkami i użyła gazu łzawiącego, całkowicie wyparła demonstrantów z placu.
Na Ukrainie trwają od 21 listopada demonstracje zwolenników integracji europejskiej Ukrainy, którzy wyrażają sprzeciw wobec decyzji władz tego kraju by zawiesić przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Podpisanie tej umowy miało nastąpić w piątek na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie.
(PAP)
Reklama