W czwartek pracownicy restauracji szybkiej obsługi, McDonald's i Wendy's wyjdą na ulice stu amerykańskich miast z żądaniami podniesienia płac. Po raz pierwszy do strajku przyłączy się Charleston w Karolinie Południowej, Providence w Rhode Island i Pittsburgh w Pensylwanii. W zorganizowaniu akcji protestacyjnych uczestniczy Międzynarodowy Związek Zawodowy Pracowników Usługowych.
Pierwsza seria strajków miała miejsce w 2012 roku. Od tego czasu liczba uczestników protestów znacznie wzrosła.
Wynagrodzenie pracowników restauracji szybkiej obsługi wynosi średnio 8,25 dol. na godzinię. Ponad połowa osób pracujących 30 godzin tygodniowo z powodu niskich płac jest zmuszona do korzystania z pomocy społecznej. Dlatego ludzie domagają się podwyżki do 15 dol. na godzinę. O tak wysokich podwyżkach nie chcą słyszeć właściciele restauracji ani ustawodawcy. Eksperci przyznają, że kompanie mogą pozwolić sobie na podwyżkę płac przynajmniej o 2 dolary. Natomiast pracodawcy utrzymują, że absolutnie ich na to nie stać.
Nawet ludzie, którzy doskonale rozumieją sytuację nisko płatnych pracowników, zwracają uwagę, że proponowane przez nich stawki po podwyżkach przekraczałyby godzinowe wynagrodzenie otrzymywane przez osoby z wyższym wykształceniem. A to już budzi zastrzeżenia i obniża nieco poparcie dla strajkujących.
Ewa Malcher
