Mieszkaniec stanu Michigan żąda wypłacenia nagrody za wskazanie miejsca pobytu Osamy bin Ladena. Federalny rząd odmawia, twierdząc, że nalot i zabicie terrorysty było możliwe dzięki użyciu elektronicznego sprzętu szpiegowskiego.
Steve Miller z radia WBBM informuje, że 63-letni Tom Lee z Grand Rapids w Michigan utrzymuje, że już w 2003 roku powiadomił FBI, że poszukiwany terrorysta ukrywa się w Abbottabad w Pakistanie.
Do pomocy w otrzymaniu nagrody Lee zatrudnił firmę adwokacką z Chicago Loevy & Loevy. Utrzymuje, że jako handlarz szlachetnych kamieni był w kontakcie z agentem pakistańskiego wywiadu, który eskortował bin Ladena do Abottabad. Agent po koleżeńsku przekazał mu tę informację, a Lee natychmiast zadzwonił do FBI. Jego adwokat Michael Kanovitz wysłał w tej sprawie list do dyrektora wywiadu Jamesa Comeya, w którym zwrócił uwagę na długą współpracę swego klienta z amerykańskim rządem. Podobno Lee dostarczał FBI wiarygodne informacje o międzynarodowych przestępstwach.
6-osobowy zespół Navy SEAL dokonał nalotu na kryjówkę Osamy bin Ladena w Abbottabad w maju 2011 roku. Lee domaga się przynajmniej części nagrody przyrzeczonej przez administrację George'a Busha. Jeśli mówi prawdę, to pozostaje pytanie, dlaczego nalotu nie dokonano wcześniej? Czyżby dlatego, że po schwytaniu terrorysty nie byłoby pretekstu do ataku na Irak?
(eg)
Reklama