Jak wszyscy doskonale wiemy, Ameryka stanie już wkrótce przed poważnym problemem. Jeśli Kongres nie uchwali tzw. continuing resolution, na mocy której podniesiony zostanie limit kredytu państwa, rząd federalny przestanie być wypłacalny, a zatem nie będzie w stanie spłacać swoich długów. Ma to potencjalnie katastrofalne znaczenie nie tylko dla USA, ale globalnej gospodarki. Co do tego zgodni są wszyscy ekonomiści, niezależnie od ich politycznego temperamentu.
Ameryka w całej swojej historii jeszcze nigdy nie była niewypłacalna. Tym razem jest to jednak całkiem możliwe, co zawdzięczamy skrajnej prawicy Partii Republikańskiej, która nalega, by podniesienie wspomnianego limitu kredytowego związane było z jednoczesnym poniechaniem dalszego finansowania tzw. Obamacare, czyli ustawy Affordable Care Act oraz wynegocjowania cięć budżetowych, szczególnie w sferze wydatków na cele socjalne.
Nie wiadomo, w jaki sposób ten paraliżujący wszystko impas zostanie rozwiązany. Natomiast nie ma wątpliwości co do tego, że przewodniczący Izby Reprezentantów, John Boehner, uwikłał się w logiczną pułapkę. Twierdzi bowiem, że nie ustąpi dopóki prezydent Obama nie pójdzie na ustępstwa, natomiast niektórzy jego co bardziej prawicowi koledzy zaczynają mówić o tym, iż niewypłacalność Ameryki wcale nie musi być taka zła i że rząd może sobie poradzić przez wybiórcze spłacanie tylko najważniejszych obligacji finansowych. Jeśli jednak 17 października, czyli w dniu wyczerpania się federalnej kasy, nic się wielkiego nie stanie, po co Obama miałby się godzić na ustępstwa pod naciskiem groźby bez znaczenia? Bądź co bądź, grozić efektywnie można jakimiś poważnymi konsekwencjami, ale jeśli takich nie ma, groźby stają się puste.
Oczywiście, tak naprawdę, nikt na serio nie wierzy, że niewypłacalność USA to fraszka. Po pierwsze, pojęcie “wybiórczego” spłacania kredytów jest z gruntu idiotyczne. Każdy kredytobiorca, od indywidualnego człowieka aż po wielkie korporacje, doskonale wie, że będzie miał poważne problemy jeśli np. przestanie płacić raty za samochód, tak by mu wystarczyło na spłacanie domu. Po drugie, już dziś, na kilka dni przed spodziewanym krachem, światowe rynki stają się coraz bardziej chwiejne, a akcje na nowojorskiej giełdzie lecą ostro w dół, co jest zwiastunem jeszcze bardziej dramatycznych wydarzeń.
Mimo to Boehner, nękany przez wrzaskliwą i dobrze finansowaną grupę prawicowych oszołomów, wydaje się być bezradną ofiarą politycznego szantażu. Wszyscy podejrzewają, że tak naprawdę chciałby przerwać natychmiast obecny impas. Nie ma jednak odwagi, by to zrobić. Natomiast jego własny szantaż w stosunku do Białego Domu staje się coraz bardziej dziwaczny.
Od czasów prezydenta Reagana Kongres podnosił limit kredytu 42 razy – bez żadnych dramatycznych kłótni, niemal rutynowo, choć czasami w kontekście negocjacji budżetowych. Nigdy jednak nikt nie żądał unieważnienia ustawy, która wcześniej została zatwierdzona przez obie izby parlamentu i podpisana przez prezydenta, w zamian za zgodę na podniesienie limitu.
Affordable Care Act jest na razie obowiązującym prawem. Kongres ma uprawnienia do tego, by w ramach normalnych procedur legislacyjnych prawo to modyfikować, a nawet zupełnie zlikwidować. Odbywa się to jednak na drodze dyskusji i późniejszego głosowania, a nie szantażu. Jestem pewien, że John Boehner doskonale o tym wie.
Reklama