Choć w piątek główne indeksy nieznacznie zyskiwały, dwutygodniowe zestawienia pokazują złe nastroje na rynku. Dow Jones od 20 września spadł o ponad 4 proc., S&P 500 o 2,54 proc., londyński FTSE 2,56 proc., niemiecki DAX o 1 proc., francuski CAC 40 o 1,86 proc., a japoński Nikkei 225 o ponad 5 proc. Na tym tle przyzwoicie wygląda parkiet w Warszawie. WIG20 w ostatnich dwóch tygodniach zyskał 0,38 proc.
Szef Bank of Japan Haruhiko Kuroda ostrzegł w piątek, że przedłużający się impas ws. budżetu Stanów Zjednoczonych mocno uderzy w światowe rynki. Zapowiedział, że jeśli w wyniku tych zawirowań japońska gospodarka miałaby ucierpieć, jest on gotów do dalszego jej stymulowania poprzez masowy skup aktywów. Zastrzegł jednak, że na razie nie ma takiej potrzeby, japońska gospodarka jest bowiem na dobrej drodze, by wyjść z deflacji.
Jak zauważył Reuters, impas budżetowy w Stanach Zjednoczonych i obawy związane niewypłacalnością USA spowodowały spadek akcji w Tokio do najniższego poziomu od czterech tygodni. Te same przyczyny stoją też za umocnieniem się jena, co z kolei niepokoi eksporterów, których zyski zależą od siły rodzimej waluty.
W podobnym tonie wypowiedziała się w czwartek szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde. "Trwająca blokada wydatków rządowych już jest wystarczająco zła, ale niepodniesienie limitu długu będzie o wiele gorsze; może bardzo poważnie zaszkodzić nie tylko gospodarce USA, ale całej globalnej gospodarce" - oświadczyła. Wezwała też USA do szybkiego zakończenia "politycznej niepewności" ws. budżetu.
Wpływu przedłużenia paraliżu budżetowego w USA obawia się też prezes NBP Marek Belka, choć dodaje, że nie należy "siać paniki". Według niego, jeśli w Stanach Zjednoczonych będzie się przedłużać zamieszanie w Kongresie dotyczące przyjęcia budżetu i ustawy o długu publicznym, to w skrajnej sytuacji USA będą musiały, albo wykupywać kolejne transze obligacji państwowych, albo radykalnie ograniczyć wydatki bieżące. "Niektórzy mówią, że nawet o 40 proc. To jest sytuacja, która nikogo nie bawi na świecie. Bym powiedział groźna" - powiedział w piątek prof. Belka.
Analityk Open Finance Roman Przasnyski uważa, że brak porozumienia w kwestii amerykańskiego budżetu coraz mocniej niepokoi inwestorów. Jak zauważył, dynamika spadków na Wall Street rośnie, co przekłada się na nastroje w Europie.
"Jeśli bowiem spojrzeć na sytuację i perspektywy amerykańskich indeksów, to – jeśli nie nastąpi szybki i wyraźny przełom w budżetowym impasie – można liczyć jedynie na niewielkie i krótkotrwałe odreagowanie" - ocenił.
W USA trwa od wtorku częściowy paraliż prac rządu, ponieważ 30 września zakończył się rok budżetowy, a Kongres nie zdołał przyjąć nowej ustawy o wydatkach państwa. W konsekwencji około 800 tys. pracowników federalnych jest na bezpłatnych urlopach, a wiele świadczeń urzędów i instytucji federalnych, które nie mają kluczowego znaczenia dla funkcjonowania kraju, jest niedostępnych. Kością niezgody między Republikanami a Demokratami jest reforma systemu ochrony zdrowia, tzw. Obamacare.
Oprócz przyjęcia nowej ustawy budżetowej Kongres musi też porozumieć się ws. podniesienia limitu długu publicznego. Brak zgody na dodrukowanie pieniędzy oznaczałby tzw. default, czyli niewypłacalność USA, co wiązałoby się z niemożnością uregulowania zobowiązań wynikających z obsługi amerykańskiego długu na rynkach międzynarodowych. Taka sytuacja zdarzyłaby się po raz pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych.
(PAP)