Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 28 listopada 2024 09:47
Reklama KD Market

Zanim zaatakujemy Syrię. Nasi rozmówcy podzieleni ws. Asada

Patrząc na nagrania z Syrii Saana płacze. Ojcowie z trupami dzieci w ramionach krzyczą rozpaczliwie: "Czy to są terroryści. Czy byli zagrożeniem dla Assada?" Dzieci przed chwilą zmarły w konwulsjach wywołanych bronią chemiczną. Kto tej broni użył, obrońcy czy przeciwnicy Bashira el-Asada?



Prezydent Syrii odziedziczył stanowisko po ojcu Hafezie el-Asadzie, który doszedł do władzy po zamachu stanu i rządził twardą ręką przez 30 lat. Na swego następcę wyznaczył wykształconego w Londynie Baszira. Jedni zdecydowanie go chwalą, inni nienawidzą. Saana, z pochodzenia Syryjka, pragnie, by został obalony. Natomiast druga nasza rozmówczyni, żona Syryjczyka Ela (prosiła o nieujawnianie nazwiska), broni obu Asadów.

Saana studiowała w Polsce medycynę. Ma z naszego kraju wspaniałe wspomnienia. W młodości spędziła tam kilka szczęśliwych lat. Kocha Polskę i Polaków, od których doświadczyła wiele dobrego. Jednak ojczyzną pozostała dla niej Syria. Nie może zrozumieć, dlaczego świat jest tak obojętny wobec wydarzeń w jej kraju.

Czy prezydent ratuje własne imię?


Sto tysięcy ludzi (po obu stronach) zginęło w potyczkach między rebeliantami, a Gwardią Narodową. Kilkanaście dni temu ponad 1 400 osób poniosło śmierć w ataku serinem. Śmierć cywilów od trującego gazu poruszyła nieco sumieniem świata, a przede wszystkim prezydenta Baracka Obamy, który znacznie wcześniej ostrzegał, że w razie zastosowania gaz,u syryjski reżim poniesie poważne konsekwencje.

Popierany przez wyborców jako kandydat antywojenny, Obama stanął przed dylematem: atakować czy nie? Przeciw nalotom na Syrię opowiada się większość Amerykanów. Po inwazji na Irak, gdzie wbrew solennym zapewnieniom przedstawicieli rządu George'a W. Busha nie znaleziono broni chemicznej, która była pretekstem do ataku, społeczeństwo nie ufa rządowi. Amerykanie nie wierzą, że za proponowaną przez rząd krótką, precyzyjną akcją wymierzoną w syryjskie instalacje wojskowe, nie kryją się inne cele.

Mają dość wojen, dość obciążania budżetu miliardowymi wydatkami na wojny, które nie zapewniły bezpieczeństwa, przyniosły korzyści finansowe zaledwie kilku firmom (Halliburtonowi zwłaszcza), a podatników nadal będą kosztować, bo trzeba przecież płacić za leczenie i opiekę nad tysiącami kalekich żołnierzy. Nawet intratne kontrakty na wydobycie ropy naftowej w większości dostała Francja.

Dziś padają pytania, jaki sens ma interwencja z zewnątrz, gdy wojna domowa przerodziła się w wojnę religijną. Czy pomny na wcześniejsze, pochopne ostrzeżenia pod adresem Syrii, prezydent usiłuje ratować własne imię, czy prestiż Ameryki? Największy zwolennik interwencji w Syrii senator John McCain uważa, że pozostawienie Syrii samej sobie i czekanie na rozwiązanie sytuacji "przez Allaha", jak radzi jego była partnerka wyborcza Sarah Palin, będzie katastrofą dla Ameryki. Szereg pytań pozostaje bez odpowiedzi. Jeśli pomagać, to komu? Czy mamy pewność, że broń dotrze w odpowiednie ręce, czy też zostanie przechwycona przez muzułmańskich ektremistów? Kto, po obaleniu Asada obejmie rządy? Jak zareagujemy, jeśli do władzy dojdą religijni ekstremiści?

Dwie opinie o Asadzie






Szczególny niepokój budzi propozycja ograniczonej akcji przeciw siłom Asada. Obama zapewnia, że nie ma zamiaru obalać syryjskiego rządu. Takie stanowisko rozczarowało Saanę, zwolenniczkę usunięcia syryjskiego dyktatora. Zwraca uwagę, że identycznie jak ojciec, Baszir posunął się do torturowania własnego narodu. " Od tego nie ma już odwrotu. Wiadomo, skoro stał się przyczyną niezadowolenia i tę niechęć zwalcza bronią, to od tej metody już nie zawróci. Baszir Asad musi odejść" − mówi nam Saana.

Syryjka wzdryga się na wspomnienie ojczyzny obwieszonej portretami Hafeza i Baszira Asadów. Ulicami zdobionymi ich popiersiami i pomnikami. Żartuje, że ich twarzy brakuje tylko na toaletowym papierze.

Ela ma skrajnie inne zdanie. Polka, która wyszła za mąż za Syryjczyka i spędziła z nim w jego kraju ponad dziesięć wspaniałych lat, uważa, że największym błędem młodego Asada było popuszczenie hamulców muzułmanom. Rozmowę znami zaczyna od słów: "Nie lubię rozmawiać z mediami. Tutejsze gazety nie mówią prawdy. Nawet takie głupstwo, jak pokazywanie kobiet zakrytych od stóp do głów na ulicach Damaszku fałszuje rzeczywistość. Po Damaszku, pięknym mieście z wieloma zabytkami kultury i eleganckimi restauracjami, spacerują kobiety z odkrytami ramionami, w sukienkach według europejskiej mody".

Ela kocha Syrię tak samo, jak Saana Polskę. Wraz z rodziną opuściła ten kraj ze względu na prześladowania chrześcijan. "Chrześcijanie to w większości ludzie dobrze wykształceni. Stanowili syryjską elitę. Pamiętajmy, że muzułmanie wywodzą się z tradycji plemiennej. Ktoś musi trzymać ich na krótkim sznurku, inaczej nie wiedzą, co robić. To, co teraz dzieje się w Syrii, to wojna religijna". Czy wierzy, że Syria ma szansę na demokrację? "W żadnym wypadku, to czysta mrzonka" −odpowiada.

O Hafezie Asadzie ma dobrą opinię. "By utrzymać porządek i spokój w takim kraju, jak Syria, trzeba silnej ręki".

W Syrii notorycznie łamano prawa człowieka. Od 1963 roku nieprzerwanie panował stan wyjątkowy, co pozwalało na aresztowania i represje opozycjonistów. Dyskryminowano kobiety i mniejszości narodowe. Human Rights Watch twierdzi, że z początkiem XXI wieku sytuacja uległa poprawie.

Wybuch protestów


Pod wpływem jaśminowej rewolucji w Tunezji, Syryjczycy wyszli na ulice Damaszku. Domagali się przeprowadzenia reform, przywrócenia praw obywatelskich i ustąpienia Asada. Początkowo służby bezpieczeństwa nie dopuszczały do masowych protestów.

Pierwsza demonstracja z udziałem tysięcy ludzi odbyła się 15 kwietnia 2011 roku. Datę tę uznaje się za początek powstańczego oporu, który wraz z uzbrojeniem opozycji przerodził się w wojnę domową. Wtedy działalność opozycji nie miała charakteru religijnego. Był to moment, kiedy należało ją wspomóc. Zachód nie widział jednak powodu do odsuwania Asada od władzy. Tym bardziej, że obok protestów opozycji, odbywały się demonstracje jego zwolennikówa. Brały w nich udział setki tysięcy ludzi. Wyglądało na to, że sytuacja rozwiąże się polubownie, zwłaszcza że Asad zniósł trwający od 48 lat stan wyjątkowy i obiecał reformy. Ponadto istniało zagrożenie, że po obaleniu świeckiego rządu władzę mogą przejąć sunniccy ekstremiści, którzy marzą o zastąpieniu konstytucji islamskim kodeksem prawnym. Dziś taka możliwość jest jeszcze bardziej prawdopodobna.

Powstanie


Z końcem marca 2011 roku demonstracje objęły cały kraj. Rząd z premierem Muhammadem Nadżimem al-Utrim podał się do dymisji. W kwietniu 2011 roku do pacyfikacji powstania przyłączyła się regularna armia syryjska. Zachód zaczął nawoływać do zaprzestania rozlewu krwi. Na Syrię nałożono pierwsze sankcje. Mimo to doszło do nasilenia represji. Rozstrzeliwano żołnierzy, którzy odmawiali strzelania do cywilów. W lipcu siedmiu zbuntowanych oficerów armii narodowej powołało Wolną Armię Syrii (WAS). Od tego momentu dezerterzy z armii Asada przechodzili do WAS. Był to faktyczny początek zbrojnego ruchu oporu. Zbuntowani żołnierze wykradali broń i amunicję z wojskowych magazynów.

W grudniu 2011 w Damaszku doszło do wybuchu samochodu-pułapki, w wyniku czego zginęły 44 osoby, a 166 innych zostało rannych. Zamachu dokonali sunniccy islamiści z ugrupowania Front Obrony Ludności Lewantu powiązanego z al-Kaidą. Charakter wojny zaczął się zmieniać. Do przeciwrządowych akcji przystąpili religijni ekstremiści z Jemenu, Iraku, Sudanu i Afganistanu.

Bezskutecznie interweniowała Liga Państw Arabskich i ONZ. Do prawdziwej eskalacji walk doszło w drugiej połowie czerwca 2012 roku. W wielu regionach kraju toczono regularne walki partyzanckie. Masakry nakręcały spiralę przemocy. Do Syrii napływali dżihadyści. W związku z tym na międzynarodowej arenie pojawił się problem z dostawami broni dla rebeliantów. Obawiano się, że broń trafi do ekstremistów, którzy walczyli o ustanowienie w Syrii kalifatu.

Wojna domowa z walki o władzę ewoluowała ku typowej wojnie wyznaniowej. W kwietniu tego roku głównodowodzący Frontu, Abu Mohamed al-Golani, przyrzekł lojalność liderowi al-Kaidy Ajmanowi al-Zawahiriemu.

Równocześnie do Syrii przyjechało kilka tysięcy szyickich bojowników z Hezbollah oraz żołnierze irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji islamskiej, którzy wspierali siły Asada.

Sprawa broni chemicznej


W połowie lipca 2012 roku amerykański wywiad doniósł, że syryjski reżim przeniósł zapasy broni chemicznej w cztery tajne miejsca. Pojawiła się groźba użycia broni masowego rażenia przeciw rebeliantom i cywilom. Z drugiej strony nie wykluczono, że władze ukryły broń przed rebeliantami, bądź zachodnimi państwami na wypadek interwencji.


Ministerstwo Spraw Zagranicznych Syrii podało, że użyje broni chemicznej tylko w przypadku agresji z zewnątrz.


Zachód nie może zaprzeczyć możliwości przejęcia części chemicznego arsenału przez grupy rebeliantów wspomagane przez al-Kaidę. Rząd Asada twierdzi, że sarin użyli jego przeciwnicy. I rzeczywiście, teraz, kiedy siły rządowe zdołały odbić miasta zajmowane przez opozycję atakowanie trującym gazem cywilów nie ma sensu.

W 1968 roku Syria ratyfikowała Protokół Genewski z 1925 roku o zakazie używania na wojnie broni chemicznej. Ponieważ naruszyła (zdaniem prezydenta Obamy) międzynarodowe porozumienie, musi ponieść konsekwencje.

Sanna opowiada się za zbrojną interwencją w jej kraju, bez względu na ewentualne konsekwencje. Pytana o to, czy nie boi się, że w czasie nalotów zginie jeszcze więcej Syryjczyków, odpowiada, iż w pierwszym rzędzie należy pozbyć się Asada, który nie waha się użyć broni przeciw własnemu narodowi. "Jeśli pozostanie u władzy, nadal będzie torturować i zabijać tych, którzy go krytykują" − mówi.

Ela w tej sprawie nie chce się wypowiadać. Ogranicza się do ubolewań nad tym, co dzieje się w kraju, w którym przeżyła piękną młodość i gdzie urodziła czworo dzieci.

Elżbieta Glinka


[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama