Strajki odbyły się m.in. w Nowym Jorku, Chicago, Los Angeles, Seattle i Detroit m.in w lokalach McDonald's i Burger King. Protesty przebiegały z różnym natężeniem - niektóre restauracje musiały przerwać pracę z powodu braku pracowników, inne kontynuowały obsługę klientów.
"Jesteśmy więcej warci" - napisano na transparentach.
Strajkujący domagają się podwyżek płac w tym jednym z najszybciej rozwijających się sektorów amerykańskiej gospodarki. Chcą zarabiać 15 dolarów za godzinę oraz mieć prawo do zrzeszania się. Obecnie wiele z 4 mln osób zatrudnionych w około 200 tys. restauracji fast foodowych otrzymuje płacę minimalną (7,25 USD za godzinę), lub niewiele więcej.
Strajki pracowników fast foodów w USA to nowe zjawisko. Dotychczas związki zawodowe nie były specjalnie zainteresowane mobilizowaniem pracowników fast foodów, a ci co protestowali zazwyczaj tracili pracę. Od kilku miesięcy protesty przybierają jednak na sile, pierwsze miały miejsce w listopadzie ubiegłego roku w Nowym Jorku. Zdaniem organizatorów czwartkowy strajk miał skalę narodową i był największy z dotychczasowych. Nie podano jednak ogólnej liczby strajkujących.
Z Waszyngtonu
Inga Czerny (PAP)