Nas po Navy Pier oprowadził żeglarz, kapitan jachtowy Andrzej W. Piotrowski. Polonijny wilk morski rzucił okiem fachowca na wpływające do portu żaglowce, westchnął i stwierdził bez ogródek, że ta impreza niewiele ma wspólnego z europejskimi regatami wielkich żaglowców. - Ostatnio do Szczecina zawinęło ponad 100 największych tego typu jednostek na świecie z rosyjskim olbrzymem „Kruzenszternem” mierzącym aż 114,4 metra. Jeśli do tego dodamy chlubę polskiego żeglarstwa - „Dar Młodzieży” o długości 108,81 m, to łatwo przekonamy się, że oba te żaglowce miałyby problem, żeby swobodnie na Navy Pier przycumować – mówił pan Andrzej. Największy żaglowiec w Chicago, norweski „Sorlandet”, liczył sobie zaledwie 64 m długości, czyli prawie połowę mniej od rosyjskiego giganta. Poza tym w Ameryce tego typu imprezy nastawione są na komercję, a w Europie na integrację żeglarzy i edukację młodzieży.
Tu warto wspomnieć, że Andrzej W. Piotrowski, jako pierwszy sprowadził do Chicago w 1994 roku dwa polskie żaglowce, w tym przepiękną „Pogorię”. Dziś śmieje się, że tym wyczynem zapoczątkował cykl chicagowskich imprez pod hasłem „Tall Ships”.
Zdjęcia:
Robert Wachowiak