Rodzina uczestnika chicagowskiego maratonu, 35-letniego strażaka z Karoliny Północnej, Willa Caviness, musi dłużej poczekać na wyjaśnienie przyczyny jego śmierci, ponieważ autopsja nie wykazała konkretnego powodu zgonu.
Caviness, ojciec dwojga dzieci, upadł 500 jardów przed metą 26.2 milowego biegu.
Lee Caviness, ojciec maratończyka, zdewastowany wiadomością o synu, nie może pogodzić się z jego śmiercią. Twierdzi, że Will uchodził za wspaniałego sportowca i cieszył się znakomitym zdrowiem.
Doświadczony maratończyk miał szansę ukończyć bieg w czasie, jaki osiągnął w ubiegłym roku w maratonie Outer Banks w Karolinie Północnej. Trasę tę przebiegł w ciągu 3 godzin i 17 minut.
Biegł, żeby zebrać fundusze dla International Association of Fire Fighters Burn Foundation (fundacja niosąca pomoc strażakom, którzy doznali oparzeń).
Po śmierci Cavinessa na konto fundacji wpłynęło dwukrotnie więcej pieniędzy od kwoty, jaką pragnął zebrać.
Ustalenie dokładnej przyczyny śmierci wymaga przeprowadzenia dalszych badań toksykologicznych.
(CST – eg)