Ameryka od środka
W Libii dzieją się od pewnego czasu dramatyczne wydarzenia, których ostateczny rezultat będzie miał znaczenie nie tylko dla Bliskiego Wschodu, ale również dla USA. Niestety zarówno Biały Dom, jak i przywódcy UE zdają się grać na zwłokę i tym samym narażają się na zaprzepaszczenie ogromnej szansy. Zwykli Libijczycy wypowiedzieli wojnę jednemu z najbardziej stukniętych przywódców świata arabskiego, pułkownikowi Muamarowi Kaddafiemu. Nie jest to zajęcie dla ludzi o trwożnym sercu – Kaddafi od ponad czterech dekad wszystkich swoich przeciwników politycznych po prostu zabija. Mimo to, tym razem pojawiła się realna szansa na zakończenie jego idiotycznej, narcystycznej dyktatury.
Grożące mu niebezpieczeństwo Kaddafi zrozumiał bardzo szybko i odwołał się do zwykłych dla niego metod: na ulice wysłał swoich najemnych goryli, którzy przystąpili do akcji bicia i mordowania ludzi. Reakcja Zachodu była początkowo wręcz żenująca. Liczni przywódcy gadali nieustannie o tym, że pilnie śledzą sytuację i żądali poniechania stosowania przemocy, tak jakby Kaddafi był normlanym człowiekiem, z którym można się racjonalnie sprzeczać. Dopiero ostatnio pojawiły się bardziej konkretne postanowienia, sankcje, zapowiedzi istotnych działań, itd.
Jednak przynajmniej w jednym przypadku nadal stosowana jest polityka nieustannych wymówek. Chodzi mianowicie o ustanowienie tzw. strefy "no fly" nad terytorium Libii, co miałoby ten skutek, że satrapa w Trypolisie nie mógłby więcej używać swoich samolotów i helikopterów do atakowania ludzi z powietrza. Okazuje się jednak, że strategia, która przez kilka lat skutecznie chroniła irackich Kurdów przed zakusami Saddama Husajna, jest niemożliwa albo "bardzo trudna" do zastosowania w Libii. Amerykański sekretarz obrony Robert Gates dał do zrozumienia, że podjęcie tego rodzaju działań oznaczałoby "atak na Libię", a sekretarz Hillary Clinton wyraziła pogląd, że ochrona powietrzna dla libijskich rebeliantów byłaby jednoznaczna z "amerykanizacją" konfliktu, co mogłoby zostać potem użyte w celach propagandowych przez Kaddafiego.
Wszystko to być może prawda, ale czasami bywają okoliczności, które kompletnie te prawdy anulują. W Libii codziennie giną ludzie z rąk skończonego idioty, który wygłasza coraz bardziej bełkotliwe, bezsensowne przemówienia. W tych warunkach przejmowanie się tym, co na temat ewentualnych działań NATO pomyślą sobie Rosjanie lub Chińczycy nie powinno za bardzo nikogo obchodzić. Wiadomo bardzo dobrze, dlaczego akurat rządy tych dwóch krajów mają "zastrzeżenia". Boją się, że prędzej czy później u nich też dojdzie do społecznego wybuchu, którego nikt nie będzie w stanie zatrzymać.
Obama wraz z przywódcami UE winien zrobić wszystko, co w mocy Zachodu, by obezwładnić Kaddafiego, a potem pociągnąć go do odpowiedzialności. Nikt nie rozważa na serio inwazji na Libię, ale skuteczna i całkowita ochrona powietrzna jest możliwa do skonstruowania w ciągu zaledwie kilku dni. Możliwe jest też wysłanie na wyzwolone już tereny Libii ludzi, którzy mogliby szybko szkolić i zbroić tych młodych Libijczyków, którzy gotowi są na wszystko, byle tylko wreszcie pozbyć się Kadafiego i jego kliki.
Być może działania tego rodzaju podejmowane są zakulisowo i bez większego rozgłosu. Oby. Jeśli bowiem Kadafi raz jeszcze przetrwa, a potem skutecznie wymorduje powstańców i zdławi wszelkie głosy sprzeciwu, będziemy sobie mogli pogratulować straconej szansy na zupełnie inny, nowy i znacznie lepszy Bliski Wschód.
Andrzej Heyduk