Ameryka od środka
Przed nadchodzącymi w listopadzie wyborami wszyscy w miarę zgodnie spekulują, że republikańska opozycja zdecydowanie zwycięży i odzyska większość przynajmniej w Izbie Re-prezentantów, jeśli nie w Senacie. Prognostyki te niemal na pewno w taki czy inny sposób się spełnią, choć skala owego “zwycięstwa” pozostaje trudna do prze-widzenia. Jednak są w USA nadal politycy, którzy przeczą krakaniom tzw. specjalistów.
Walt Minnick jest demo-kratycznym kandydatem do Kongresu w jednym z dystryktów stanu Idaho. Wyborcy zdradzają w tym okręgu zdecydowanie prorepublikańskie prefe-rencje. Dość powiedzieć, że w roku 2008 Barack Obama przegrał tam wybory prezydenckie 25 punktami. Mimo to ostatnie sondaże sugerują, że Minnick dość zdecydowanie wyprzedza swego republikańskiego przeciwnika i ma spore szanse na sukces.
Swoje powodzenie Min-nick zawdzięcza postawie, która w zasadzie przestała istnieć w amerykańskiej polityce – jest to człowiek niezależny, który ma swoje własne, nie zawsze zgodne z linią partii, poglądy i który nie boi się ich wygłaszać ani też ich bronić. Kiedyś w USA polityków takich, zwanych często “zachodnimi niezależnymi”, było dość sporo. Do nich zaliczał się na przykład Barry Goldwater, a nawet do pewnego stopnia Roland Reagan. Kiedyś pewną niezależność zdradzał też John McCain, który dziś jest jednak wrakiem polityka, jakim był przed laty.
W swoim okręgu ma coraz więcej zwolenników, ale to niestety wyjątek. Wyborcy zdają się coraz częściej stawiać na skrajnie spolaryzowanych, doktrynerskich przygłupów, zarówno lewicowych jak i prawicowych. Czasami zdaje się wręcz, że jeśli ktoś posiada dobre wykształcenie i umie sklecić trzy poprawne zdania angielskie, wykazuje w ten sposób brak kwalifikacji do sprawowania wybieralnego urzędu, bo jest “elitarny”. Z telewizji wycieka nieustannie strumień kiepskiego popu-lizmu, który w obecnych warunkach ekonomicznych pada na bardzo podatny grunt. Politycy w różnych częściach kraju wygłaszają szokująco ignoranckie, ekstremistyczne treści, które jeszcze przed kilkoma laty eliminowałyby ich z dalszego udziału w wyborach, a które dziś nazywane bywają “interesującymi” i “dynamicznymi”. Miewają też często bulwersujący “bagaż przeszłości”, co jakoś nikomu już nie przeszkadza.
Ludzi intelektualnie nie-zależnych w tych akurat wyborach trudno znaleźć – wszystko jest czarno-białe, jednowymiarowe, nieprzejednane i z góry podzielone. Nic dziwnego, że tak wielu wyborców w listopadzie zamierza pozostać w domach.
Andrzej Heyduk