Z Żagania do Las Vegas
O drodze do muzycznej kariery oraz artystycznych planach mówią Aleksandra, Izabela i Monika Okapiec.
Na koncercie, który odbył się niedawno w Chicago w ogrodach ZNP z okazji dwusetnej rocznicy urodzin Chopina, naszego wspaniałego kompozytora, twórcy znanych polonezów i mazurków, występowały trzy piękne Polki, które były główną atrakcją i gwiazdami tego wieczoru. Niewątpliwie dziewczyny są nie tylko urodziwe, ale i utalentowane. Zaprezentowały mistrzowskie opanowanie trudnego instrumentu, jakim są skrzypce. Z lekkością i polotem grały trudne klasyczne utwory Chopina, jak i inne zainspirowane jego twórczością.
Polki występują pod nazwą Alizma. Alizma to skrót od ich imion: Aleksandra, Izabela i Monika. Piękne rodaczki pochodzą z zachodniej części Polski z Żagania. To mama Halina była inspiratorką i to ona zapoczątkowała zainteresowanie córek muzyką.
Muzyczną edukację rozpoczęły w Polsce w wieku lat 6. Kontynuowały ją w Stanach Zjednoczonych na Uniwersytecie Shenandoah w Wirginii, gdzie uzyskały stopień bakałarza (Arts Management, także skrzypce, pianino i śpiew), a potem na Uniwersytecie Azusa Pacific w Kalifornii ukończyły magisterium (violin performance). Biegle i pęknie mówią po polsku, znają również niemiecki i francuski.
Najczęściej koncertują w Stanach. Były też na Hawajach, w Ameryce Południowej (Brazylia), Azji (Chiny), Europie (Niemcy, Włochy, Anglia, Szkocja), także w Polsce, między innymi w Kielcach i na Muzycznym Festiwalu Country w Mrągowie. Występowały na bożonarodzeniowym przyjęciu wiceprezydenta Joe Bidena. Były gośćmi wielu znanych osób prowadzących swoje programy, jak np. Montel Williams, Carson Daily, Hannah Montana.
Brały udział w amerykańskiej wersji programu „Mam talent”. Także w Polsce występowały w finałach „Szansy na sukces”, „Super Expresie”, w programie „Na każdy temat”. Występują dla publiczności od kilku do 20 tysięcy ludzi. Parę lat temu były gośćmi polskiego festiwalu „Taste of Polonia” w Chicago. W najbliższych planach mają nagranie swojej pierwszej płyty, gdzie prócz gry na skrzypcach zaprezentują utwory wokalne.
Trzeba przyznać, że polonijnej publiczności zaprezentowały się znakomicie i bardzo przypadły do gustu. Umiały poderwać i zachęcić do ruchu dorosłych i dzieci. To urodzone showmenki z wielką estradową intuicją. Za swoje występy otrzymywały gromkie brawa.
Występy w Związku Narodowym Polskim były okazją do przeprowadzenia wywiadu dla „Dziennika Związkowego”. Dziewczyny mówiły chętnie i szczerze. Były spontaniczne i bardzo otwarte. Czasami mówiły jednocześnie to samo, jakby trójgłosem, czasami jedna uzupełniała drugą i trzecią. Widać, że są ze sobą bardzo zżyte i reagują identycznie, tak jak identyczna jest ich uroda, choć jak same stwierdzają – są takie same, a jednak różne.
Aleksandra, najstarsza z sióstr jest spostrzegawcza i niezależna. Sama uważa się za wizjonerkę. Iza to wolny duch, nie obawia się nieznanego, zawsze spontaniczna i kreatywna. Monika, najmłodsza, jest wrażliwa, ma intuicję i jest najbardziej zorganizowana.
– Z jakich stron z Polski pochodzicie?
Urodziłyśmy się w Żarach, ale więcej lat mieszkałyśmy w Żaganiu, w zielonogórskim. Ale nasze babcie urodziły się w zamojskim.
– Czy skrzypce od zawsze były waszą pasją?
Na skrzypcach gramy od 6 roku życia. Na początku miałyśmy grać na pianinie, które rodzice kupili, jak miałyśmy 3 lata. Gdy dorosłyśmy do wieku szkolnego zaczęłyśmy chodzić do szkoły muzycznej. Po przesłuchaniu i zrobieniu testów, dyrektor szkoły stwierdził, że powinnyśmy grać na skrzypcach, bo mamy bardzo dobry słuch. Mama zapytała się nas, czy chcemy grać na skrzypcach i tak to się zaczęła przygoda z tym instrumentem. W sumie z tej zmiany byłyśmy szczęśliwe, bo każda miała swój własny instrument, a z fortepianem byłoby gorzej. A na pianinie i tak też się uczyłyśmy parę lat potem.
– Jak to się stało, że jesteście w USA?
Pewnego dnia mama zobaczyła w gazecie ogłoszenie o wyjazdach do Ameryki, aby uczyć się angielskiego. Bardzo chciałyśmy się uczyć tego języka, na co do tej pory nie bardzo miałyśmy czas. Wypełniłyśmy aplikacje. No i stało się. Pojechałyśmy do Stanów.
Przyjechałyśmy tutaj z programu wymiany studenckiej, jak miałyśmy 15 lat. Rozdzielili nas i każda z nas była w innym stanie, u innej rodziny, w innej szkole i w trzech różnych miejscach Ameryki. Rodziców nie widziałyśmy przez cały rok.
Po tym roku wróciłyśmy do Polski i nigdy nie planowałyśmy powrotu do Stanów. A tymczasem zbliżała się matura, nauczyciele wspominali o korepetycjach i to był dla nas straszny stres. Postanowiłyśmy działać. Wykorzystując nieznajomość angielskiego naszych rodziców zadzwoniłyśmy do rodzin, u których byłyśmy, i poprosiłyśmy o pomoc w powrocie do Stanów. Tym razem przyjechałyśmy do dwóch rodzin. Jedna z nich tego samego roku, w lecie, przyjechała do Polski, poznała naszych rodziców i oświadczyli, że nam pomogą i zapraszają Izę i Monikę. A mnie (Aleksandra) już zaprosiła inna rodzina. I tak ukończyłyśmy szkołę średnią Mount Pleasant w Wilmington, Delaware.
– Następny rozdział waszego życia to przeprowadzka do Los Angeles.
Tak, chociaż nikogo tam nie znałyśmy. Postanowiłyśmy więc pójść do polskiego kościoła. Przedstawiłyśmy się polskiemu księdzu i powiedziałyśmy, że bardzo chcemy wystąpić dla miejscowej Polonii. Akurat był to czas poświąteczny i było przyjęcie z tej okazji z głównym gościem, Jerzym Połomskim. Tam od jednej Polki dostałyśmy telefon do pani profesor, która na tamtejszym uniwersytecie – Azusa Pacific, uczyła gry na fortepianie. Chciałyśmy rozwijać się artystycznie, chciałyśmy występować.
I tak zagrałyśmy na koncercie z grupą pani profesor. Koncert był bardzo udany. Akurat był na nim dziekan szkoły i bardzo się nami zachwycił. W ten sposób trafiłyśmy na przesłuchanie do innego profesora od skrzypiec, który nas później uczył. Przylatywał do Los Angeles co dwa tygodnie z Pittsburga. Wtedy zaoferowali nam pełne stypendium na zrobienie magisterium. No i jak mogłyśmy się nie zgodzić. Również dostałyśmy pomoc, mieszkałyśmy za darmo u dwóch rodzin w ich domach. W tym czasie zaczęłyśmy, można powiedzieć, profesjonalne występy. Dużo jeździłyśmy po Stanach, także do Europy.
Podczas pobytu w Los Angeles parę razy wyjeżdżałyśmy do Las Vegas. Po pierwszym pobycie nie bardzo nam się tam podobało. Ale później zakochałyśmy się w tym mieście i postanowiłyśmy po ukończeniu szkoły i zrobieniu magisterium właśnie tam wyjechać. Tam też znalazłyśmy agencję, Farrington Productions, która się obecnie nami opiekuje. W Las Vegas czujemy się teraz jak w domu. Obecnie dużo podróżujemy, nagrywamy muzykę z różnymi, najlepszymi producentami. Oni też zgodzili się nagrać muzykę, którą same napisałyśmy.
– A skąd dostajecie najwięcej zaproszeń?
Jeśli chodzi o świat, to dużo zaproszeń przychodzi do nas z Azji. Jednak najwięcej jest z Ameryki: z Florydy, ogólnie ze wschodniego i zachodniego wybrzeża.
– Mieszkacie na stałe w Las Vegas, w mieście grzechu. Czy tam jest łatwiej zarobić pieniądze, czy wydać?
Hazardu nie uprawiamy. Las Vegas jako miejsce do mieszkania jest super. My mieszkamy w miejscu cichym i spokojnym, blisko gór.
– Na co lubicie wydawać pieniądze?
Lubimy zakupy, są to przede wszystkim ubrania, kosmetyki, buty. Przed szaleństwami staramy się chronić. Lubimy chodzić do kina i jeść pop corn. W chwilach wolnych lubimy komponować muzykę, pracować nad repertuarem. Chodzimy też do siłowni, ponieważ nie lubimy być na diecie, lubimy słodycze.
– Czy jeździcie do rodzinnego kraju?
Do Polski jeździmy często, co najmniej dwa razy do roku, tam mamy rodziców, w Żaganiu. Szczególnie lubimy polskie jedzenie. W Chicago byłyśmy właśnie w polskiej restauracji i się strasznie objadłyśmy.
– A jakiego najczęściej używacie języka?
Między sobą rozmawiamy różnie, po polsku też, ale najczęściej taką mieszanką dwóch języków. Jednak kiedy rozmawiamy przez telefon z rodzicami bardzo się pilnujemy, aby mówić prawidłowo po polsku.
– Czy z kraju otrzymujecie prośby o wskazówki, czy pomoc w amerykańskim showbiznesie?
Same jesteśmy na drodze do sukcesu i same się jeszcze uczymy. Może w przyszłości wydamy książkę ze wskazówkami i swoimi przeżyciami, aby pomóc innym. Ale najważniejszą wskazówką – to być sobą. Także ważny jest głos swego serca. Trzeba postępować tak, aby być szczęśliwym z samym sobą.
– Czy macie czas na miłość w waszym zajętym życiu?
Oczywiście musi być czas na miłość. Ja (Izabela) i Monika mamy chłopaków. Ola nie ma, szuka.
– Jacy oni powinni być?
Na pewno powinni być wyrozumiali, z powodu naszego zajęcia jak i stosunków z siostrami, bo spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Dlatego chłopak nie może być zaborczy albo zazdrosny, kontrolujący. Musi nas rozumieć i wspierać nas. Nie musi być artystą, ale musi mieć duszę artysty. Także ważne jest poczucie humoru.
– Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
Pracujemy nad tym, aby należeć do najlepszych. Ale myślenie, że jest się na topie, to byłby wielki błąd. Mamy nadzieję, że nigdy nam się to nie zdarzy. Zawsze trzeba się rozwijać.
Najbliższym wielkim celem jest ukończenie nagrywania naszej płyty i jej wydanie. Będzie to nasz pierwszy album. Znalazłyśmy wspaniałych producentów, jednych z najlepszych na świecie, z którymi nagrywamy swoje piosenki. Są to piosenki prawdziwe, słowa i muzyka napisane przez nas, niektóre z innym muzykami. Jesteśmy z nich bardzo dumne i szczęśliwe. Są to utwory, które nas dobrze odzwierciedlają. W obecnej chwili jesteśmy już blisko ukończenia naszego albumu.
Ciągle też tworzymy dużo nowych utworów. Także chcemy grać dla ludzi, koncertować nie tylko w Stanach, ale także w Europie, no i w Polsce.
Dziękuję wam za rozmowę i życzę dalszych sukcesów artystycznych. Nie zapominajcie o nas, Polonio w Chicago.
Rozmawiała:
Krystyna Białasiewicz