Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 07:41
Reklama KD Market

Nie byłem skazany do końca

Na spotkanie z Tomkiem umówiłam się w jego domu. Kiedy jechałam tam w sobotnie, słoneczne południe, w lesie po obu stronach drogi jesień płonęła już w najlepsze. Na żółto, czerwono, pomarańczowo – widok godny pędzla artysty…


 


Tomek wyszedł po mnie na korytarz, zszedł po schodach na półpiętro. Zaprosił do pokoju, zaparzył kawę i przyniósł ciasto, które upiekła jego siostra. Wiedziałam, że jest niepełnosprawny, że pięknie maluje lewą ręką, do głowy mi jednak nie przyszło, że ma także amputowaną nogę.


 


Od urodzenia cierpi na rzadką, nieuleczalną chorobę. W szkole chodził o kulach, ale radził sobie.


 


– Mam nawet z podstawówki jakieś stopnie z w-fu, grałem z chłopakami w piłkę, pływałem. Ale powoli coraz mniej mogę – opowiadał.


 


Kiedy w styczniu tego roku brałam udział w wystawie jego obrazów w Poznaniu, padły takie słowa: „Tomek miałby sto powodów, żeby się zamknąć w cierpieniu”.


 


Nie zamknął się, zawsze otwarty, pokorny, ciepły pokazuje jak żyć…


 


– W roku 2002, po amputacji nastąpił dla mnie moment odprężenia i ulgi, skończyło się cierpienie fizyczne, poczułem w sobie nowe życie. Chciałem podzielić się tą radością z innymi. Każdy, kto idzie do szpitala w takim celu jak ja lub traci zdrowie w wypadku, jest narażony na coś, co będzie go blokować. Najważniejsze jest, aby ten stan zaakceptować. Nie trzeba tworzyć niepotrzebnych barier, bo człowiek skupia się wtedy na swoim ograniczeniu. Nauczyłem się w ciągu swojego życia, że nie ma sensu się blokować, trzeba robić tyle, ile można, i nie budować w sobie zahamowań.


 


Ale są ludzie, którzy załamują się pod wpływem cierpień…


 


– Rozumiem to, że są sytuacje, w których człowiek uznaje, że życie mu się zawaliło, że wszystko jest przekreślone. Trzeba swoje odcierpieć, coś musi w człowieku jednak zostać i trzeba to przerobić i poukładać. Najważniejsze jest, żeby nie marnować zbyt dużo czasu na cierpienie, trzeba starać się jak najmniej z siebie stracić i jak najszybciej wracać do zajęć właśnie po to, żeby nie skupiać się na sobie i swojej niepełnosprawności.


 


Na stanowisko telefonisty w Spółdzielni Wielobranżowej (zakład pracy chronionej) został przeniesiony po latach pracy w administracji. Zaczynały się już poważne problemy na rynku pracy dla niepełnosprawnych. Wtedy z nudów zaczął malować kartki okolicznościowe.


 


– Żeby nie zwariować. Ludzie je chętnie zabierali.


 


Z biegiem czasu przy malowaniu większych rzeczy (nie zdarza się to z każdym obrazem) pojawiło się coś, co trudno opisać, co trwa kilka minut.


 


– Jest to taka satysfakcja, taka radość, pewność… Tego uczucia z niczym nie można porównać. Później nie jest już ważne, jaki obraz będzie, chodzi o ten jeden, niesamowity moment, dla którego warto żyć.


 


Kiedy zaczyna malować w pokoju, w którym także mieszka pełno jest wszystkiego: farbek, papierków, karteczek, wody, pędzelków.


 


Tomek maluje instynktownie, zawsze odczuwał kompleks braku wykształcenia w tym kierunku (skończył Studium Technik Terapii Uzależnień i Studium Organizacji Reklamy), uważa, że jest prostym, zwykłym amatorem. Ale Joanna Olejniczak – poetka, malarka z Mosiny mówi o nim: „Wielki artysta, fenomenalny, jego malarstwo jest piękne, szczególnie kredka, która zależy od uścisku dłoni. A dłoń oddaje to, co się ma w sercu i w duszy”.


 


Zadzwoniłam do Tomka przekonana, że nawet, jeśli jest chory (dowiedziałam się, że jest na zwolnieniu), zechce się ze mną spotkać. I Tomek oczywiście od razu się zgodził. Poprosił tylko o dzień zwłoki w ustaleniu terminu, ponieważ jest w szpitalu, na onkologii, po chemii…


 


Lipcowe spotkanie



O ile kiedyś rozmawialiśmy o twórczości i prywatnym życiu, teraz chciałam z Tomka pomocą móc opowiedzieć o zagrożeniu związanym z przewidywaną likwidacją w Polsce zakładów pracy chronionej i o tym, że tacy jak Tomek pozostaną pozbawieni wszystkiego – i środków do życia na poziomie wyższym niż ubóstwo, i pracy, która dla tych ludzi jest więcej niż dobrodziejstwem.


 


Już na początku naszej rozmowy (spotkaliśmy się tak jak poprzednio u niego w domu) Tomek, który nie czuł się dobrze, z właściwą sobie troską o innych, z wielką pokorą powiedział:


 


– Ja wtedy byłem w dobrej sytuacji, nie byłem skazany do końca.


 


Od roku pracuje dodatkowo w prywatnej firmie na pół etatu jako specjalista ds. sprzedaży. Drugie pół etatu ma w dalszym ciągu w Spółdzielni Wielobranżowej.


 


– Przed kolejną reorganizacją w Spółdzielni pracowałem dwa tygodnie w miesiącu i dwa miałem wolne. To, że nie musiałem dojeżdżać codziennie, sprawiało, że moja pensja starczała na pokrycie kosztów dojazdu i trochę jeszcze zostawało.


 


Renta Tomka wynosi 730 zł, dodatek pielęgnacyjny – 153 zł (I grupa inwalidzka). Za pracę w ciągu tych lat w Spółdzielni otrzymywał zawsze połowę (pół etatu) najniższego wynagrodzenia krajowego.


 


Dlaczego inwalida po amputacji ręki i nogi musiał podjąć dodatkową pracę?


 


– Ponieważ zaczęło się mówić o tym, że powinienem przyjeżdżać częściej niż co dwa tygodnie do pracy. Najlepiej codziennie. Ja to rozumiem, Spółdzielnia musi kierować się rachunkiem ekonomicznym. Ale koszty dojazdu, kiedy nie musiałem być w Poznaniu codziennie, były dużo niższe.


 


Zarobki Tomka w Spółdzielni wynoszą netto 450 zł, odległość, jaką musi pokonać w obie strony to 50 km. Z powodu inwalidztwa może jeździć tylko samochodem z automatyczną skrzynią biegów, w systemie pracy dwa tygodnie na dwa kosztowało go to 200 zł. Nietrudno wyliczyć, że gdyby dojeżdżał codziennie pensja prawie w całości poszłaby na dojazdy. Ostatnio jednak koszty dojazdów zakład mu zwraca – tu przepisy zmieniły się na korzyść.


 


– Ale wtedy, podczas tej reorganizacji, kiedy kosztów za dojazdy nie zwracano, doszedłem do wniosku, że muszę mieć dodatkową pracę, bo inaczej będę musiał się zwolnić, że nie będzie mnie stać na to, żeby jeździć do pracy.


 


I wtedy kolega zaproponował mu pół etatu w swojej prywatnej firmie. To go uratowało.


 


W tej chwili mówi się, że jeżeli pracodawca zatrudniający osoby niepełnosprawne nie będzie miał z tego tytułu ulg i nie będzie mógł skorzystać z przywilejów, a wszystko na to wskazuje, nie będzie chciał takich osób zatrudnić. Wybierze osobę sprawną, która tę samą pracę wykona w ciągu godziny, a nie np. dwóch.


 


– Zastanawiałem się nad tym. Cofnę się może do roku 1999, do czasu, kiedy miałem straszne problemy z nogą, jeszcze przed amputacją. Wiązało się to z tak totalnym cierpieniem. W każdym razie, gdybym nie pracował w zakładzie pracy chronionej, gdybym nie miał tej ochrony, to każdy normalny pracodawca, by mnie zwolnił. Bo były dni, kiedy nie byłem w stanie nic robić, nie pozwalał mi na to po prostu fizyczny ból. I to jest jakby niezaprzeczalny dowód na to, że osoby niepełnosprawne mają większe ograniczenia, niż normalni ludzie, dlatego potrzebują ochrony. Mnie nie chodzi o to, żeby to była jakaś przetrwalnia. Ale wtedy dawało mi to takie poczucie bezpieczeństwa, którego nie dostałbym nigdzie indziej.


 


Tomek uważa, że musi pracować, żeby się utrzymywać. Nawet mu do głowy nie przychodzi, że mógłby być inaczej chroniony. Dla niego ochrona to praca.


 


Nie był do końca skazany, ponieważ...


 


– W momencie, kiedy zdecydowałem się na amputację, cały system pomocy finansowej ze strony Spółdzielni był taki, że gdyby nie to nie wiem, jak bym wyglądał. Była to też pomoc w zakupie protez i to bardzo znacząca. Pierwsza moja proteza kosztowała ok. 12 tys. zł, z czego 2,6 tys. zł wyłożył Fundusz, a pozostałą część sfinansowała Spółdzielnia z funduszu, który wypracowała.


 


Przywileje istnieją jeszcze


 


Pracodawca, który zatrudnia Tomka na dodatkowe pół etatu nie korzysta z żadnych ulg. Inwalida I grupy pracuje na takich samych warunkach, jak zdrowy człowiek. Dlaczego?


 


– Mógłby oczywiście korzystać z przywilejów, ale musiałby chyba zatrudnić dodatkową osobę, która by to wszystko poprowadziła. To jest taka procedura, że szef stwierdził, że mu się to nie opłaca. A chodzi o to, żeby taka Spółdzielnia czy firma zatrudniająca osoby niepełnosprawne funkcjonowała normalnie na rynku ze swoim produktem czy usługą i oprócz tego miała dodatkowe (tak jak było do tej pory) przywileje, powodujące tworzenie funduszu, z którego korzystali pracownicy, i żeby to też mogło wpływać na rozwój firmy i pomoc niepełnosprawnym. Przecież nie może być tak, że rynek pracy będzie dla wszystkich jednakowy. Czy osoba niepełnosprawna może dorównać zdrowemu pracownikowi?


 


Według Tomka i jego niepełnosprawnych przyjaciół świetnie się mają ludzie, którzy pracują w normalnych zakładach pracy.


 


– Poczucie, że możemy pracować jak zdrowi ludzie i nikt nie robi nam łaski zatrudniając nas jest bardzo ważne. W Spółdzielni wszystko ciągle sprowadza się do obniżania kosztów, do robienia wszystkiego, żeby się jednak na rynku utrzymać.


 


Takim szukaniem oszczędności było właśnie przeniesienie Tomka przed laty na stanowisko telefonisty, co było degradacją, ale nie było jeszcze najgorszym. O tym, co się dzieje, najlepiej świadczą te dane: Spółdzielnia kiedyś zatrudniała 9500 osób, teraz zatrudnia 600.


 


– Boję się jednego, że jakimś jednym podpisem zrobi się coś, co spowoduje cierpienie wielu osób i nigdy nie będą one w stanie się pozbierać. Sam jestem tego przykładem. Gdybym parę lat temu został zwolniony, gdzie byłbym dzisiaj? Nie wiem, czy gdziekolwiek znalazłbym pracę.


 


 


Zwolnieni zostaną w domu – jeśli mają rodzinę to dobrze, to chwała Bogu, ktoś się nimi zajmie. Ale tak naprawdę i tak będą sami, będą się czuli nie tylko niepełnosprawni, ale i niepotrzebni. I zostaną bez pieniędzy, jako obciążenie dla rodziny, bo renty to żadne zabezpieczenie.

 



 


– Ja nawet nie myślę o takiej sytuacji – mówi Tomek.


 


Jest coś jeszcze gorszego… W tej chwili Tomek jest chory, na długim zwolnieniu i według przepisów, jeśli minie 180 dni chorobowego i nie wyleczy się, obydwa zakłady mogą go zwolnić. Po tym czasie zasiłek chorobowy ustaje i Tomek może się starać o przejście na… rentę. Ale rentę już ma.


 


– Zdaję sobie z tego sprawę, że po pół roku mogę siedzieć w domu na mojej rencie. Po tych 180 dniach musi być decyzja lekarza, który orzeka lub nie o mojej zdolności do pracy. Jeżeli nie będę zdolny, to zakład pracy wręcz nie może mnie zatrudnić. A dłużej na zwolnieniu być nie mogę. W przypadku osoby zdrowej, która trwale zachoruje, następuje orzeczenie i przejście na rentę. Te same przepisy stosuje się w odniesieniu do mnie.


 


Niepełnosprawni od lat są zmuszeni dorabiać do swoich rent, a w przypadku takim, jak choroba Tomka, traktuje się ich jak zdrowych.


 


***


 


Na koniec opinie organizacji Ogólnopolska Baza Pracodawców Osób Niepełnosprawnych o kierunkach polityki państwa wobec niepełnosprawnych. Przytaczam tylko niewielką ich część i tylko te, które zwykłemu Czytelnikowi, nie znającemu sytuacji prawnej i kulis wieloletniej walki o ochronę niepełnosprawnych (ustawa o rehabilitacji powstała w 1991 roku i była nowelizowana przeszło 50 razy), pozwolą zorientować się w temacie.


 


Obawy tej organizacji dotyczą 5,5 miliona osób niepełnosprawnych w Polsce:


 


1. ZPCH (zakłady pracy chronionej) są aktualnie największym pracodawcą osób niepełnosprawnych. Dzięki środkom uzyskiwanym m.in.. ze zwolnień z niektórych podatków czy w ramach subsydiów płacowych mogą one realizować proces nie tylko rehabilitacji zawodowej, ale także społecznej i leczniczej osób niepełnosprawnych. Sukcesywne zmniejszanie przywilejów stawia jednak pod znakiem zapytania ich przyszły byt.



2. Mając na uwadze fakt, iż Polska posiada jeden z najniższych wskaźników zatrudnienia osób niepełnosprawnych w Europie, czy propozycja zmniejszenia wysokości wsparcia ze strony państwa w formie dofinansowania do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych to postęp w polityce prozatrudnieniowej państwa.



3. Stopniowe zmniejszanie wsparcia publicznego dla pracodawców osób niepełnosprawnych spowoduje, naszym zdaniem, likwidację zakładów pracy chronionej oraz niechęć do zatrudniania pracowników niepełnosprawnych na otwartym rynku pracy. Czy wobec tego zmniejszenie pomocy publicznej nie doprowadzi do pozornych oszczędności, wynikających z potrzeby przejęcia przez państwo obowiązku pomocy socjalnej wobec tych osób niepełnosprawnych, które stracą pracę?



4. Pracodawca prowadzący ZPCH ma obowiązek zapewnienia pracownikom opieki medycznej, rehabilitacji, jest także zobligowany do tworzenia specjalnego funduszu na zakup leków, leczenie, turnusy rehabilitacyjne, dojazdy do pracy, wczasy, naukę czy szkolenia osób niepełnosprawnych. Tym samym nie da się odmówić takim pracodawcom pełnienia roli pomocniczej w realizacji przez państwo funkcji opiekuńczej wobec najsłabszych obywateli. Czy państwo jest przygotowane do przejęcia powyższych zadań i czy będzie jakaś alternatywa zatrudnienia dla najbardziej poszkodowanych przez los pracowników o znacznym czy umiarkowanym stopniu niepełnosprawności (także ze schorzeniami specjalnymi), którzy stracą pracę w wyniku likwidacji zakładów pracy chronionej? Apelujemy o to, żeby ZPCH mogły dalej istnieć, gdyż wiemy, że firmy z otwartego rynku pracy na pewno nie zatrudnią pracowników chorych na schorzenia specjalne: epileptyków, psychicznie chorych, upośledzonych umysłowo i niewidomych. Podkreślić należy, że przepisy prawa unijnego nie wymagają od ustawodawcy krajowego likwidacji zakładów pracy chronionej.



Nowelizowana ponad 50 razy ustawa o rehabilitacji zlikwidowała już dawno patologie związane z nadużyciami, jakie miały miejsce w poprzednich latach, a zmiany zweryfikowały samoistnie liczbę ZPCH, które egzystowały dla osiągnięcia korzyści z funkcjonujących niegdyś przywilejów podatkowych.



Zakłady pracy chronionej to bardzo często przedsiębiorcy dysponujący nowoczesnymi technologiami, nowymi parkami maszynowymi, aparaturą badawczą, produkujący i sprzedający ekskluzywną odzież czy kosmetyki, etc. Zakłady pracy chronionej działają praktycznie w każdej branży i w każdym rejonie naszego kraju.



Jakie są zatem racjonalne powody przemawiające za tak drastycznymi propozycjami kolejnego okrojenia wsparcia dla zakładów pracy chronionej, które w istocie dążą do likwidacji tych zakładów? Wydaje się, że rząd nie ma całościowej koncepcji rehabilitacji osób niepełnosprawnych, a przynajmniej żadna nie została przedstawiona. A wnioski są takie, że na tej likwidacji nie zyska nikt.



Czytelnikom, których temat interesuje szerzej, polecam strony: http://www.zpchr.info/?url=inf&art=94937


 


Elżbieta Bylczyńska


 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama