John Killackey, policjant, który w godzinach pozasłużbowych odmówił zapłaty za przejazd taksówką, a na żądania o uiszczenie pieniędzy pogroził kierowcy bronią, został uznany winnym. Za napaść i kradzież grozi mu kara do roku więzienia.
32-letni Killackey, syn byłego komendanta policji, odmówił Karlowi Clermontowi zapłaty za 6-minutowy przejazd od klubu nocnego Crescendo do jego domu przy Damen i Armitage. Incydent miał miejsce wczesnym rankiem 23 kwietnia ub. roku.
Clermont przedstawił kolejność wydarzeń. Killackey powie- dział kierowcy: "Albo nie jestem ci nic winien, albo wynoś się z samochodu i zobaczysz, co się stanie". Chwilę później policjant wysiadł z taksówki i powalił się na chodnik.
Wezwani policjanci zatrzymali go, zabrali broń i natrafili na odznakę policyjną. Dopiero wtedy zorientowali się, że mają do czynienia z policjantem. "Wyglądali, jakby chcieli się rozpłakać", powiedział Clermont. Po przyjeździe na miejsce zdarzenia ich dowódca, sierżant Robert Peabody, zwrócił Johnowi Killackey broń i odznakę i puścił go wolno.
Kiedy Clermont złożył skargę do sądu, Killackey´ego pozostawiono w policji, lecz skierowano do pracy biurowej.
Wyrok zostanie ogłoszony 24 czerwca.
Po wyjściu z sali sądowej Clermont powiedział: "Ciągle nie oddał mi moich ośmiu dolarów. Powinien oddawać mi po dolarze w obecności swego ojca, burmistrza Daley i szefa policji Jody´ego Weisa.
(eg)