Taką konkluzję można wysnuć oglądając ostatnią premierę w teatrze Trap Door, założonym i prowadzonym przez Beatę Pilch. „12 Ophelias, Play with Broken Songs” to sztuka napisana przez znaną poetkę, tłumaczkę i dramatopisarkę Caridad Svich, która jest pochodzenia latynoskiego. Autorka mieszka w Nowym Jorku i tam w lipcu tego roku nastąpiła prapremiera tej sztuki. W Chicago „12 Ofelii” wyreżyserowała Kate Hendrickson, pochodzenia holenderskiego.
Nie bez powodu piszę o korzeniach kulturowych tych twórczyń. Konglomerat latyno-europejski zaowocował ogromną symboliką w sztuce, bogactwem skojarzeń i lekkim chaosem, który jednak stworzył atmosferę tajemniczości i wydobył wiele prawd o ludzkim losie, a przede wszystkim o chęci zmiany tego losu.
Bazując na szekspirowskiej Ofelii, odrzuconej przez Hamleta, pomylonej i utopionej, Caridad Svich opowiada ciąg dalszy. Widzimy więc, że Ofelia ożywa, wynurza się z wody i trafia... no właśnie, gdzie trafia? Według zamierzeń autorki powinna trafić do burdelu, prowadzonego przez doświadczoną życiem, posągową Gertrudę (to imię matki oryginalnego Hamleta). Jednak według obrazu stworzonego przez reżyserkę jest to raczej idylliczne miejsce, dolina w Appalachach, gdzie inne Ofelie, w sukniach białych i niewinnych, hasają po łąkach, śpiewając „broken songs”, czyli piosenki Svich, z założenia balladowe, utrzymane w tradycyjnej frazie celtyckiej, czasami spełniające rolę przewodników i dobrych rad. Ofelie przygrywają sobie na równie typowych dla tej muzyki instrumentach: skrzypcach, bandżo, gitarze oraz ręcznych cymbałach.
Zaczyna się poetycka opowieść o utracie dziewictwa i niewinności, bólu, miłości, zdradzie, obłudzie, śmierci. Nie tylko bogaty język tej jakby ballady prozą świadczy o niezwykłości sztuki, także dobór postaci i ich wzajemny stosunek do siebie i świata. Hamlet to Rude Boy (grubiański prymityw), który miłość traktuje jedynie jako akt fizyczny, akt prowadzący do zapanowania nad drugą osobą, jednak Ofelia wyzwala w nim potrzebę przeżycia prawdziwego uczucia. Obojnaccy R (Rosencranz) i G (G-ildenstern) stanowią symbol wymienności potrzeb seksualnych człowieka i tajemnicy nieuświadomionej erotyki. W tej grupie „dziwnych” postaci jedynie Ofelia broni się swoją normalnością, wręcz banalną kobiecością i logiką dojrzewania. Przewrotnie reżyserka obsadziła w tej roli bardzo utalentowaną młodą Afroamerykankę.
Symbole w sztuce przeważają nad narracyjnością. Największy stanowi woda. Woda tu obmywa, oczyszcza, poi, chowa tajemnice, zabija i uświęca. Dlatego w centrum sceny wybudowano rodzaj sadzawki lub basenu. Reszta scenografii podporządkowana jest zamysłowi głównemu twórczyń – przeniesienia głównej bohaterki do innego wymiaru rzeczywistości.
Dlaczego 12 Ofelii? W szuce gra 12 osób. To także symbol. Każdy z nas jest Ofelią, bez względu na płeć. Ponieważ każdy marzy o zachowaniu w życiu czystości moralnej, niewinności i prawdziwej miłości, a życie przynosi często jedynie kompromisy i ból nietrafnych wyborów. Autorki (poetka i reżyser) wyraźnie tę konkluzję wypunktowały, natomiast znakomity młody zespół utalentowanych aktorów potrafił ich ideę wygrać na scenie.
Sztuka będzie grana do końca października w czwartki, piątki i soboty o 8 wieczorem w Trap Door Theatre (1655 W. Cortland Ave., Chicago). W głównych rolach występują: Ofelia – Mildred Marie Langford; Rude Boy-Hamlet – Kevin Lucero Less; R – Jen Ellison; G – Casey Chapman; Gertrude – Joslyn Jones; Mina – Emily Lotspiech i H – Noah Durham.
Szczególnie polecam obejrzenie tej produkcji tym, którzy chcieliby pokusić się o odkurzenie, uwspółcześnienie i lekkie udziwnienie „Świtezianki” A. Mickiewicza. Mogłoby być ciekawie...
Bożena Jankowska
Reklama