Na początku zatem, mamy potrzeby biologiczne, które stanowią podstawę dla całej reszty i jeżeli nie zadbamy o ich realizację, to nie mamy co myśleć o następnych poziomach. Na samym szczycie piramidy jest potrzeba samorealizacji, ale tutaj niewielu dochodzi, ponieważ zgodnie z założeniem piramidy, wymaga to zaspokojenia wszystkich wcześniejszych poziomów… To trochę jak mały elektroniczny zwierzak Tamagotchi, który musiał być najedzony, wyspany itp., aby miał ochotę na zabawę.
Mamy piramidę, w której wydaje się, że wszystko się zgadza i będzie już łatwo, ale jak to zwykle bywa, rzeczywistość okazuje się być nieco bardziej skomplikowana, na co wpływ mają czasy, w których żyjemy, uwarunkowania kulturowe i nasze otoczenie… Jak to wygląda w praktyce? Przyjrzyjmy się nieco bliżej.
Potrzeby
Ogólnie rzecz ujmując, potrzeba jest to stan braku czegoś. Naturalnym następstwem tej „pustki” jest odczucie niepokoju, czy frustracji, co z kolei prowadzi do podjęcia określonych działań, aby potrzebę zaspokoić lub też wyciszyć odczucia.
Świetnie to widać u maleńkich dzieci, które odczuwając jakąś potrzebę, bardzo szybko zaczynają na nią reagować i wysyłają sygnały do opiekunów, aby ci pomogli ją zaspokoić. Z wiekiem potrzeb staje się coraz więcej i z jednej strony, dzieci szukają sposobu, aby samodzielnie je zaspokajać, a z drugiej wciąż potrzebują w tym zakresie pomocy, więc opiekunowie mają podwójnie trudny orzech do zgryzienia. W pewnym momencie zaspokajanie potrzeb dzieci zamienia się w balansowanie oparte na bardziej lub mniej właściwym odczytaniu wysyłanych sygnałów. Zdarza się również, że zaspokajamy potrzeby dzieci, które wcale nie należą do nich, a bardziej do nas, ale nie miały możliwości realizacji we wcześniejszym terminie.
Jak wspomniałam wcześniej, niekiedy zamiast zaspokajać potrzeby, wyciszamy jedynie odczucie braku, które się pojawia. Im jesteśmy starsi, tym bardziej specjalizujemy się w takim właśnie podejściu do tematu. Dzieje się tak w związku z tym, że dookoła jest coraz więcej rzeczy, które postrzegamy jako konieczne i priorytetowe, a kiedy jednocześnie nasz organizm daje nam nieśmiało znać, że czegoś potrzebuje, odsuwamy ten brak na bok lub zaspokajamy na chwile i w byle jaki sposób, aż w końcu zaczynamy się gubić, czego tak naprawdę potrzebujemy.
Dodatkowym czynnikiem, wprowadzającym zamieszanie, jest przekaz, jaki dociera do nas z mediów. Piękne, wysportowane ciało, porażające swą bielą zęby, nowe torebki, modne ciuchy to rzeczy, których potrzebujemy, aby wyjść z ukrycia, aby dostać zainteresowanie i budować poczucie własnej wartości. Nikt jednak nie dodaje, że to wszystko jest na chwile, przede wszystkim z tego powodu, że nie są to rzeczywiste potrzeby, a jedynie zachcianki.
Gościnnie w dzieciństwie
Dzieci są znacznie bliżej swoich potrzeb, ale trudności zaczynają się na etapie ich realizacji ze względu na brak lub niedobór umiejętności. W tym miejscu pojawia się kolejny problem lub przynajmniej utrudnienie, a mianowicie zakomunikowanie ich opiekunom. Z jednej strony nie zawsze łatwo jest ubrać w słowa to, co czujemy, co myślimy, a z drugiej wielu rodziców ma tendencję do tego, aby wiedzieć lepiej…
Niejeden rodzic, ze względu na swoje większe doświadczenie, obeznanie w świecie, daje sobie prawo do tego, aby wiedzieć lepiej, co będzie korzystniejsze dla jego dziecka, kto będzie dla niego lepszym przyjacielem, jaki zawód będzie kiedyś wykonywało, a także, czego potrzebuje. Co więcej, taki rodzic wcale nie musi tego wszystkiego wymyślać samodzielnie, ponieważ z pomocą przychodzą mu social media. Wyjaśniają one i proponują, co będzie idealną odpowiedzią na zgłaszane „potrzeby”.
W tak prosty sposób każdy rodzic może się dowiedzieć, że podstawowe potrzeby dzieci to między innymi: eleganckie, drewniane i oczywiście ekologiczne zabawki, tematyczne urodzinki, odpowiednio dobrane zajęcia dodatkowe, czy też śniadaniowe obrazki ułożone z najróżniejszych owoców i warzyw.
W „świetle dnia”
Prawdopodobnie każdy z nas przynajmniej raz w życiu słyszał, że to, co przedstawiane jest nam w social mediach nie zawsze wiernie odwzorowuje rzeczywistość. Mimo takiej wiedzy, lubimy karmić się złudzeniami, a nawet im wierzyć, bo daje nam to nadzieję, że i u nas mogą zajść pewne zmiany na lepsze. Co ważne, warto zachować pewien dystans i krytyczne spojrzenie w odniesieniu do tego, co widzimy, czy słyszymy od przypadkowych ludzi.
Kiedy być może uda nam się cofnąć pamięcią do naszego dzieciństwa, możemy sobie przypomnieć zabawki, które prawdopodobnie były bardziej ekologiczne niż te dzisiejsze, a przede wszystkim produkowane w mniejszych ilościach, ale warto sobie zadać pytanie, czy to właśnie one stanowiły największą wartość? Z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że nie, dużo bardziej liczył się i liczy czas spędzony z rodziną, budowanie wspólnych wspomnień.
Warto pamiętać, że nasze dzieci nie potrzebują nieustannej kontroli, czy wyręczania, ale swobodnej zabawy, w której same będą miały możliwość wymyślić zasady, czy fabułę. Być może popełnią przy tym jakieś błędy, z których niektóre zostaną zauważone i naprawiona, ale na pewno nie wszystkie. Nic w tym strasznego, przecież każda pomyłka przybliża nas do sukcesu… A na koniec, nie możemy zapominać, że te najdziwniejsze pomysły, popełniane błędy i nieco koślawa (na początku) samodzielność, to idealne powody, aby kochać nasze dzieci jeszcze bardziej i dawać im poczucie, że, co by nie zrobiły, to są kochane, a w domu mają bezpieczną przystań!
Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
