Po tygodniach dyskusji i debat, najnowsza wersja budżetu Chicago burmistrza Brandona Johnsona na rok 2025, opiewającego na 17,3 miliarda dolarów, zawierała podwyżkę podatków od nieruchomości o 68,5 mln dolarów. Aby pokryć deficyt w wysokości blisko miliarda dolarów, Johnson pierwotnie proponował podwyżkę podatków od nieruchomości o 300 milionów dolarów. Spotkało się to z jednomyślnym sprzeciwem radnych. Mimo presji Johnson wielokrotnie podkreślał, że nie będzie obcinał usług i programów miejskich i nie zwolni pracowników.
Ostatecznie różnica ma być pokryta przez szereg podwyżek innych podatków i opłat miejskich, m.in. podatku pobieranego od licencji na oprogramowanie, usług w chmurze i innych produktów cyfrowych. Wzrosnąć mają opłaty za parkowanie w centrum w weekendy, koszt toreb na zakupy i podatek dla firm przewozowych. W górę pójdą podatki na biletach na koncerty i inne imprezy rozrywkowe, a na ulicach ma pojawić się więcej kamer wychwytujących kierowców, którzy przejeżdżają na czerwonym świetle i przekraczają limit prędkości.
Łącznie 11 różnych podwyżek podatków i opłat ma wygenerować dla miasta blisko 234 miliony dolarów dodatkowego dochodu.
Część radnych uważa, że budżet autorstwa burmistrza Johnsona przekracza możliwości finansowe miasta i zarzuca burmistrzowi nieodpowiedzialne wydawanie pieniędzy, i brak woli dokonania niezbędnych cięć. Plan finansowy miasta na 2025 rok jest o ponad 5 miliardów większy niż ten z 2020 roku.
Aby wejść w życie, budżet musi być zatwierdzony większością głosów, czyli przez co najmniej 26 z 50 radnych, przed końcem 2024 roku. W przypadku braku budżetu grozi „zamknięcie” miejskiej administracji, a więc przestaną pracować ważne jej działy i ucierpią mieszkańcy.
(jm)