Magister retoryki
Naprawdę nazywa się Michael Douglas. Kiedy jednak chciał się zapisać do Gildii Aktorskiej, okazało się, że już mają kogoś o tym samym nazwisku i imieniu, i to całkiem znanego. Aktor na chybił trafił otworzył książkę telefoniczną i zatrzymał swój palec na nazwisku Keaton, pod którym zna go dziś cały świat.
Jest najmłodszym z siedmiorga dzieci Leony Elizabeth i George’a Alexandra Douglasów. Przyszedł na świat 5 września 1951 roku. Jako mały chłopiec uwielbiał czytać powieści przygodowe i bawić się w lesie. Namiętnie oglądał filmy, głównie w telewizji, bo zakup biletów do kina dla całej gromadki był dla jego rodziców zbyt dużym wydatkiem.
Początkowo Michael nie myślał o zawodzie aktora, ale zawsze interesował go język angielski. Dlatego po ukończeniu szkoły studiował retorykę na Uniwersytecie stanowym Kent. Pierwsze kroki w artystycznym zawodzie stawiał jako asystent produkcji programu dla dzieci. Epizodycznie zdarzało mu się nawet występować przed kamerą. Okazało się, że całkiem dobrze się w tym czuje i nieźle mu idzie. Widzowie cenili jego wyjątkowe poczucie humoru.
Początkowo Keaton grywał w teatrze, zajmował się też kabaretem. W telewizji pojawiał się gościnnie w sitcomach „Maude” i „All’s Fair”. W 1978 roku zagrał postać reżysera w nominowanym do Oscara 20-minutowym filmie krótkometrażowym „A Different Approach”.
Narodziny Keatona
Wtedy postanowił, że weźmie się za aktorstwo na poważnie. Przeprowadził się do Los Angeles i udał do tamtejszej Gildii Aktorskiej, by zarejestrować się w zawodzie. Wiedział jednak, że musi zmienić nazwisko. Nie chciał być mylony z innym, znanym już wtedy Michaelem Douglasem, synem legendarnego Kirka, dla którego z kolei Douglas nie jest rodowym nazwiskiem. Prawdziwe nazwisko Kirka brzmi przecież Danielovitch.
W jednym z wywiadów, już jako Michael Keaton, aktor przyznał, że nowe nazwisko wybrał bez większego zastanowienia. Niektórzy sugerowali, że zainspirował go wywiad ze znaną aktorką Diane Keaton, który rzekomo kiedyś przeczytał. Inni uważali, że to hołd dla Bustera Keatona, gwiazdy kina niemego. Aktor zdementował te doniesienia potwierdzając, że o wyborze pseudonimu zadecydował wyłącznie przypadek.
Z czasem zawód komika przestał mu wystarczać, ale przyjmował te role, bo z czegoś trzeba było żyć. Przez pewien czas myślał nawet, że jest skazany na bycie komediantem. W filmie pełnometrażowym na dużym ekranie zadebiutował w 1982 roku w komedii „Night Shift” Rona Howarda. Wcielił się tam w postać gadatliwego i poczciwego Billa o polsko brzmiącym nazwisku Blazejowski. Kolejne zadania aktorskie to również komedie: „Mr. Mom”, „Johnny Dangerously” i „Beetlejuice”.
Ta ostatnia rola w słynnym horrorze Tima Burtona przyniosła mu rozpoznawalność i status aktora kultowego. Jego jednak bardziej ucieszyła pierwsza rola dramatyczna w „Clean and Sorbet” z 1988 roku. Dzięki kreacji zadłużonego agenta walczącego z nałogiem narkotykowym dostał swoją pierwszą nagrodę krytyków filmowych National Society of Film Critics.
W kostiumie nietoperza
Podczas pracy nad „Beetlejuice” Burton zorientował się, z jak wielkim talentem ma do czynienia. Nie miał wątpliwości, że to właśnie Keaton powinien zagrać w ekranizacji komiksu o Batmanie. Sukces pierwszej części „Batman” (1989) i drugiej „Batman Returns” (1992) ugruntowały pozycję zawodową obydwu artystów.
Co ciekawe, początkowo propozycja, by kultowego bohatera zagrał komik z „Mr. Mum” nie spotkała się – delikatnie mówiąc – z entuzjazmem. Studio Warner Bros. było zasypywane listami (ponoć było ich ponad 50 tysięcy!) w wyrazami sprzeciwu. Fani komiksu pisali, że Keaton jest zbyt dziwny, żeby grać Batmana. Co więcej, sam Tim Burton musiał przekonać studio, że to właśnie Michael Keaton będzie idealnym Bruce’em Waynem. Reżyser nie chciał kolejnego mięśniaka w typie Arnolda Schwarzeneggera. Jego zdaniem ktoś taki nie musiałby zakłada
kostiumu nietoperza, by wymierzać na ulicach sprawiedliwość.
„Chciałem raczej kogoś inteligentnego i nieco pop***nego, a Michael ma w sobie taką intensywność gry, że zaczęło się to układać we właściwą całość. Uwierzyłem, że on rzeczywiście chciałby przebierać się za nietoperza” – wspominał po latach Burton.
Okazało się, że reżyser miał rację! W jego wybór ostatecznie uwierzyli też widzowie. Już weekend otwarcia przyniósł rekordową frekwencję. „Batman” zarobił 100 milionów dolarów w zaledwie 11 dni, co w tamtych czasach było absolutnym rekordem. Kreację Keatona chwalili wszyscy, więc sequel był tylko kwestią czasu. Recenzje „Batman Returns” z roku 1992 były jeszcze lepsze, ale – choć za udział w trzeciej części wytwórnia proponowała aktorowi rekordowe 15 milionów dolarów – wtedy Keaton gwałtownie wyhamował. Nie chciał po raz kolejny wchodzić do tej samej rzeki.
Zmęczony swoim głosem
Po latach aktor wspomina, że był po prostu „zmęczony swoim głosem”. Uważał, że brzmi nieautentycznie. Chciał też by
najlepszym ojcem dla swojego dziewięcioletniego wówczas syna, Seana. Był on owocem miłości aktora i Caroline McWilliams. Para poznała się w 1981 roku. Już rok później stanęli na ślubnym kobiercu, a w kolejnym urodził się Sean.
Rodzinne szczęście nie trwało jednak długo. Michael Keaton rozwiódł się z Caroline na początku lat 90. Po rozwodzie aktor kilkakrotnie próbował zbudować kolejny związek. Spotykał się z gwiazdą porno Rachel Ryan i aktorką Michelle Pfeiffer. Przez sześć lat tworzył związek z Courteney Cox, znaną z serialu „Friends”, ale i ta relacja nie przetrwała próby czasu.
Keaton zaszył się na swoim świeżo zakupionym ranczu w Montanie. Łowił ryby, jeździł konno, spacerował po lesie i polował z sąsiadami na bażanty. Od czasu do czasu przyjmował jakieś propozycje zawodowe, ale robił to bez przekonania. Poziom filmów z jego udziałem zaczął spadać. Przestał być gwiazdą pierwszego formatu, ale – o dziwo – wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
„Jestem trochę jak staruszka. Lubię przebywać w moim domu, spać w moim łóżku, bawić się z moimi psami. Jeżdżenie z planu na plan to jedna z najgorszych rzeczy” – przekonywał nękających go dziennikarzy.
Wielki powrót
Do gry wrócił w 2014 roku rolą w „Birdmanie”. Za kreację zapomnianego aktora kina akcji, który po latach posuchy próbuje o sobie przypomnieć – brzmi znajomo? – został nominowany do Oscara. Ostatecznie statuetkę sprzątnął mu sprzed nosa Eddie Redmayne (za „The Theory of Everything”), ale Keaton na osłodę miał już przecież Złoty Glob.
Wtedy aktor poczuł, że świat filmu postanowił o niego zawalczyć, a on łaskawie na to przystał. Rozkręcał się w kolejnych rolach w takich produkcjach jak „Spotlight”, „Spider-Man: Homecoming”, „Dumbo”, „Need for Speed”, „Dopesick”, „The Flash” aż zatoczył koło kontynuacją kultowego „Beetlejuice”. Sequel podbił już światowy box office a o Michaelu Keatonie znowu wszyscy mówią i piszą.
Keaton znany jest z tego, że potrafi się zatracić w roli a jednocześnie jest niezwykle kreatywny w budowaniu kolejnych postaci. Kiedy po latach okazało się, że 90 procent scen w „Beetlejuice” zaimprowizował w trakcie zdjęć, nikogo to nie zdziwiło. Już kiedy grał w „Clean and Sober”, opinia publiczna była pewna, że aktor stale jest naćpany. Tymczasem Keaton jest zdecydowanym przeciwnikiem narkotyków. W 2016 roku z powodu przedawkowania zmarł jeden z jego siostrzeńców. Jemu zadedykował rolę w serialu „Dopesick”.
Ostatnio w wywiadzie dla magazynu „People” aktor wyznał, że planuje oficjalnie zmienić swój sceniczny pseudonim na Michael Keaton Douglas. Chciał to zrobić w napisach końcowych do wyreżyserowanego przez siebie rok temu filmu „Knox Goes Away”. Ale zapomniał. W końcu grał człowieka z demencją i ewidentnie nie wyszedł z roli na czas.
Małgorzata Matuszewska