Niezwykła muzyka
Zaduszki Jazzowe to coś więcej niż muzyka. To wydarzenie, w którym jazzowa improwizacja nabiera głębszego, niemal mistycznego znaczenia. Melancholijne dźwięki trąbki, spokojny szmer saksofonu i subtelne brzmienie fortepianu unoszą się w powietrzu jak modlitwa – cicha, pełna szacunku, przypominająca o kruchości życia i nieśmiertelności wspomnień. W tym magicznym czasie muzyka staje się swoistym mostem między światem żywych a tym, co duchowe. Jest aktem pamięci, który pokazuje, że śmierć nie kończy życia, lecz tylko zmienia jego formę.
Jazz, pełen spontaniczności, improwizacji i emocji, doskonale oddaje to, co najtrudniej wyrazić słowami – nostalgię, tęsknotę, ale też radość z życia. Jest jak rozmowa, która nigdy nie zostaje do końca zaplanowana, a każda improwizacja jest niepowtarzalnym momentem, chwilą, która nigdy nie powróci, podobnie jak życie każdego człowieka jest jedyne w swoim rodzaju.
W jazzowych balladach, wolnych frazach fortepianu i saksofonu, słuchacz odnajduje coś, co porusza najgłębsze struny duszy. To muzyka, która zaprasza do zadumy i kontemplacji, przypomina o przemijaniu, ale i o wieczności.
Jazz nad grobami
Pierwsze Zaduszki Jazzowe odbyły się w 1954 roku, w czasach, gdy jazz w Polsce był czymś więcej niż tylko muzyką. W surowych realiach PRL-u, ograniczonych cenzurą i polityczną kontrolą, jazz był wyrazem buntu, wolności, a czasem formą ucieczki do innego świata – świata dźwięków wykraczających poza narzucone przez system granice. To w tej atmosferze, pełnej tęsknoty za czymś nieosiągalnym, narodziła się idea festiwalu, który miał być muzycznym hołdem dla zmarłych muzyków, zarówno polskich, jak i zagranicznych.
Początkowe edycje festiwalu były kameralne, niemal prywatne. Pierwsze koncerty odbywały się w klubie „Helikon”, ale również na cmentarzach – Rakowickim i Salwatorskim, gdzie dźwięki saksofonu, puzonu i trąbki unosiły się nad grobami zmarłych artystów. W zaduszny wieczór 2 listopada muzyka wędrowała po cmentarnych alejkach jak cicha litania, przypominając, że każdy dźwięk, każda nuta jak każdy człowiek ma swoją historię.
Serce Zaduszek
Kraków, miasto artystów i intelektualistów, w którym sztuka zawsze mogła swobodnie rozkwitać, stał się naturalną sceną dla rozwoju tego niezwykłego festiwalu. Piwnica pod Baranami, słynna ze swoich artystycznych, niepokornych występów, szybko stała się sercem Zaduszek Jazzowych. W jej małych, kameralnych salach, w otoczeniu starych murów, rodziły się dźwięki pełne melancholii, a jazz nabierał niemal sakralnego wymiaru. Pod piwnicznymi sklepieniami Pałacu pod Baranami spotykali się najwięksi muzycy polskiego jazzu – Krzysztof Komeda, Andrzej Trzaskowski, Jan „Ptaszyn” Wróblewski, Tomasz Stańko – tworząc muzykę, która łączyła teraźniejszość z przeszłością.
Jednym z najbardziej przejmujących koncertów w historii festiwalu był wieczór poświęcony Krzysztofowi Komedzie, zorganizowany w 1994 roku. Komeda, wybitny polski kompozytor jazzowy, pianista i twórca muzyki filmowej, zmarł w 1969 roku, pozostawiając po sobie niezatarte piętno na polskiej i międzynarodowej scenie jazzowej. 25 lat po jego tragicznej śmierci muzycy i fani zebrali się, aby uczcić jego pamięć i wyjątkowy wkład w rozwój jazzu, zwłaszcza jego charakterystyczny, melancholijny styl, który wpłynął na całe pokolenia muzyków.
Wystąpili wówczas wybitni artyści, największe gwiazdy polskiego jazzu, dla których Komeda był inspiracją i przyjacielem, w tym Zbigniew Namysłowski, Jan „Ptaszyn” Wróblewski i Michał Urbaniak. Program koncertu składał się w dużej mierze z kompozycji Komedy. Znalazły się w nim m.in.: „Astigmatic” – dzieło uznawane za jeden z najważniejszych utworów w historii europejskiego jazzu, „Kołysanka” z filmu „Dziecko Rosemary” i „Ballad for Bernt” – kolejny klasyk, napisany do filmu „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego.
Niezapomniane koncerty
Innym niezapomnianym wydarzeniem były Zaduszki w roku 2018, poświęcone pamięci jednego z największych polskich jazzmanów – Tomasza Stańki, który odszedł kilka miesięcy wcześniej. Ten wybitny trębacz, znany z niezwykle emocjonalnego stylu gry, przez lata był nieodłącznym elementem krakowskich Zaduszek. Na scenie pojawili się artyści, którzy współpracowali ze Stańką. Ich muzyka stała się wyrazem nie tylko smutku po jego stracie, ale także głębokiego podziwu i wdzięczności za to, co po sobie pozostawił. Jego utwory, takie jak „Suspended Night” i „Litania”, brzmiały jak pożegnanie, ale też jak przypomnienie, że muzyka jest wieczna.
Z kolei edycja z 2023 roku była dedykowana Janowi „Ptaszynowi” Wróblewskiemu, jednemu z największych saksofonistów i kompozytorów polskiego jazzu. Wystąpiła w niej plejada gwiazd, w tym jego dawni współpracownicy oraz młodsze pokolenie muzyków, które czerpało z jego dorobku. Grano zarówno jego kompozycje, jak i standardy jazzowe, które Wróblewski sam wykonywał na przestrzeni lat. Koncert ten był hołdem dla jego długiej kariery i wkładu w rozwój polskiego jazzu.
W ciągu 60-letniej historii festiwalu odbyło się wiele pamiętnych koncertów. Zaduszki dedykowane były nie tylko polskim muzykom, ale i jazzmanom z innych stron świata. Wspominani byli m.in.: Miles Davis, Duke Ellington, Charles Mingus, John Coltrane, Czesław Niemen, Andrzej Trzaskowski, Ella Fitzgerald, Bill Evans i wielu innych.
Muzyka pamięci
Repertuar Zaduszek Jazzowych od samego początku balansował pomiędzy jazzowymi standardami a muzyką specjalnie komponowaną na tę okazję. Na przestrzeni 60 lat ewoluował, odzwierciedlając zmieniające się trendy w muzyce jazzowej, a jednocześnie zachowując głęboki szacunek dla klasyki.
W początkowych latach festiwalu, w latach 50. i 60., dominowały standardy jazzowe, takie jak „Summertime” George’a Gershwina czy „Round Midnight” Theloniousa Monka, które cieszyły się dużą popularnością wśród wykonawców i publiczności. Wykonywali je wybitni polscy muzycy, którzy wprowadzali na polską scenę jazzową elementy swingowe i bebopowe, inspirowane mistrzami amerykańskiego jazzu, jak Charlie Parker czy Duke Ellington.
W kolejnych dekadach, zwłaszcza w latach 70., repertuar Zaduszek Jazzowych zaczął się różnicować, a muzycy coraz częściej sięgali po kompozycje rodzimych twórców. Szczególne miejsce zajmowały utwory Krzysztofa Komedy, takie jak „Astigmatic” czy „Svantetic”, które na stałe weszły do kanonu polskiego jazzu. Jego muzyka, pełna melancholii i głębokiej refleksji, idealnie oddawała nastrój Zaduszek, będąc hołdem zarówno dla zmarłych muzyków, jak i dla samej tradycji jazzowej.
W latach 80. i 90. festiwal otworzył się na nowe wpływy, a repertuar wzbogacił się o utwory bardziej eksperymentalne i nowoczesne. Wykonania klasycznych standardów zaczęły być przeplatane z jazzowymi aranżacjami kompozycji rockowych i elektronicznych. W tych latach na scenie Zaduszek pojawili się artyści tacy jak Zbigniew Namysłowski i Michał Urbaniak, którzy, zachowując szacunek dla tradycji, wprowadzali nowatorskie brzmienia i style.
Hołd dla mistrzów
Współczesne edycje Zaduszek Jazzowych łączą w sobie hołd dla dawnych mistrzów z otwartością na nowoczesne, niekiedy awangardowe interpretacje. W ostatnich latach repertuar obejmuje zarówno klasyki, jak i współczesne utwory, często wzbogacone o elementy elektroniki i improwizacji. Zaduszki Jazzowe wciąż są miejscem, gdzie muzyka przechodzi przez pokolenia, zachowując pamięć o zmarłych artystach, a jednocześnie eksplorując nowe kierunki rozwoju jazzu.
Zaduszki Jazzowe w Krakowie, mimo upływu lat, zachowały swój pierwotny, duchowy, pełen zadumy charakter. Festiwal rozrósł się i organizowany jest już nie tylko w Krakowie, ale i innych miastach Polski a także w Chicago, gdzie od lat wybitni muzycy polscy i amerykańscy koncertują z tej okazji w Teatrze Chopina. Z bardzo intymnej i kameralnej formy oddania hołdu zmarłym kolegom stał się wydarzeniem międzynarodowym, przyciągającym artystów z całego świata. Muzyka jazzowa, która rodziła się w Ameryce jako forma buntu i ekspresji, w polskich Zaduszkach znalazła unikalne miejsce, gdzie duchowość łączy się z wolnością artystyczną.
Zaduszki Jazzowe są nie tylko festiwalem muzycznym – to rytuał, który przypomina, że choć życie jest ulotne, dźwięki, które po sobie zostawiamy, mogą trwać wiecznie.
Monika Pawlak