W kręgu ze szkieletami
Dżuma, która przetoczyła się przez Eurazję i Afrykę Północną w latach 1346-1353, zabiła miliony ludzi i spowodowała nieopisane cierpienie reszty. Czarna śmierć nie miała faworytów, zabijała bez względu na status społeczny i bogactwo. Strach i niepewność stały się w tych czasach chlebem powszednim zarówno królów, jak i żebraków. Cierpieli, nie potrafiąc pogodzić się z nagłym, masowym i nieuchronnym odejściem bliskich. Antidotum na ich bolączki miała być sztuka. Tak właśnie narodził się w motyw tańca śmierci – sposób na „oswojenie” wszechobecnej perspektywy odejścia, ale także wyraz rozczarowania kruchością świata i nieuchronnością końca.
Taniec śmierci był alegorią memento mori – łacińskiego wyrażenia oznaczającego „pamiętaj, że musisz umrzeć”. Skąd wziął się taniec śmierci poza sztuką, jakie są jego korzenie? Według legendy często wiązany jest on z nocą halloweenową.
31 października o północy na ziemi pojawiała się śmierć i zaczynała grać na skrzypcach. Jej muzyka „budziła” zmarłych, którzy wychodzili z grobów, by tańczyć. Do zjaw przyłączali się wkrótce śmiertelnicy: królowie, rycerze, a także rolnicy i biedacy. Niezależnie od wieku, statusu, bogactwa i osiągnięć życiowych, wszyscy przez całą noc tańczyli razem w jednym kręgu. Ten brak podziałów miał podkreślać, że w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Że spotyka każdego, nie da się przed nią uciec i nie można jej przekupić. Do tego może nadejść w dowolnym momencie.
Możemy mieć różne doświadczenia życiowe ze względu na płeć, wiek, status społeczny i poziom zamożności, ale łączy nas i równa to, że ostatecznie wszyscy umrzemy. Z tym przekazem, o świcie 1 listopada, tuż po pierwszym pianiu koguta, zjawy wracały do swoich grobów i „zasypiały” do następnego roku.
Taniec śmierci, w sztuce w formie przedstawień, pojawił się na cmentarzach lub dziedzińcach kościołów Europy w połowie XIV wieku. Aktorzy zakładali blade kostiumy szkieletów, mające symbolizować śmierć, zbierali się w tanecznym korowodzie i wzywali zgromadzonych śmiertelników do przyłączenia się do pląsów i zaakceptowania odejścia z tego świata.
Oprócz przedstawień w tym czasie we Francji a potem w całej Europie rozprzestrzeniły się obrazy w postaci fresków, murali i mozaik, których głównym motywem byli tańczący ze śmiercią. Przedstawiały one często mroczne wizje – trupy w stanie rozkładu toczone przez robactwo, żaby czy węże, zmumifikowane zwłoki ludzkie lub szkielety w geście triumfu wychodzące z grobów i porywające do tańca przerażonych żywych. Wiele z tych prac zostało zniszczonych, choć niektóre przetrwały do dziś.
Piknik na cmentarzu
Pierwszy znany obraz tańca śmierci pochodzi z 1424 roku. Znajdował się on w kostnicy na Cmentarzu Świętych Niewiniątek w Paryżu. Rozciągnięty na długim odcinku muru, widoczny z dziedzińca, przedstawiał procesję złożoną z kołyszących się szkieletów i samych mężczyzn. Ludzi uszeregowano według statusu społecznego, zaczynając od papieża, przez króla aż po rolnika. Położony w popularnej dzielnicy Paryża cmentarz był w tamtym czasie nie tylko miejscem pochówku, ale też spotkań mieszkańców stolicy, w którym odbywały się różnorodne uroczystości. Szczerzące zęby, tańczące szkielety miały sugerować gościom cmentarza, by cieszyli się życiem, bo nie potrwa ono długo.
Nie istnieje już ani ta kostnica, ani ten cmentarz. Zamknięto go w XVIII wieku z powodu braku miejsca do pochówku. Jednak sam obraz przetrwał jako zbiór drzeworytów stworzonych przez drukarza Guyota Marchanta.
W XVI wieku artyści przedstawiali coraz więcej własnych wizji śmiertelnego tańca. Najbardziej znana jest seria autorstwa Hansa Holbeina. Zamiast jednak tańczyć ze śmiertelnikami, szkielety piętnują tu niemoralność ludzką. I tak na przykład, gdy modląca się zakonnica spogląda przez ramię na kochanka, śmierć gasi za jej plecami świecę. Wydany w formie książkowej „Taniec śmierci” Holbeina był tak popularny, że od początku w obiegu znajdowało się dziesiątki pirackich wydań.
Z czasem duże murale, rzeźby i freski przedstawiające tańczących ze śmiercią zastąpiły bardziej subtelne wersje. Przełom XVIII i XIX wieku nadał temu formatowi inne znaczenie. Taniec śmierci stał się prawdziwie nowoczesny. Jego nowe oblicze ukazał światu Johann Rudolf Schellenberg. Tekst i ilustracje twórcy zrywały z tradycją średniowieczną na rzecz współczesnych wydarzeń. Jako rodzaj śmierci często wykorzystywały też samobójstwo czy wypadek. Przedstawiały współczesnych ludzi, były satyrycznym komentarzem do bieżących wydarzeń i odkryć. Choćby wczesnego prototypu balonu na ogrzane powietrze z 1783 roku, gdy Schellenberg przedstawił taniec śmierci jako upadek z nieba, z płonącego balonu.
W tym okresie opublikował też jedną ze swoich bardziej znanych prac Thomas Rowlandson. Seria satyrycznych kreskówek pt. „Angielski taniec śmierci” przedstawiała karykatury Anglików kuszących na różne sposoby śmierć. I tak na przykład postać opatrzona pseudonimem „Żarłok” umiera tu z przejedzenia, zaś aptekarz truje się własnym lekarstwem.
Taniec śmierci dotarł w latach 20. XX wieku nawet do Hollywood. Walt Disney wyprodukował w 1929 roku film animowany, w którym szkielety powstają z grobów i tańczą fokstrota, grając na instrumentach wykonanych z własnych kości. Czarne koty, sowy, nagrobki i nietoperze dodają upiornego nastroju obrazowi. Film zatytułował „Taniec szkieletów”.
Dziś zwłoki ponurych średniowiecznych tancerzy pojawiają się przede wszystkim w formie dekoracji i kostiumów na Halloween. Nie oznacza to bynajmniej, że przestaliśmy bać się śmierci.
Joanna Tomaszewska