Komentarz amerykański
Rezygnacja Joe Bidena, choć spodziewana, jednak zaszokowała i wstrząsnęła sceną polityczną w USA. Prawdopodobna nominacja Demokratów dla wiceprezydent Kamali Harris zaskoczyła również, mimo że to rozwiązanie wydaje się być jedyną rozsądną decyzją w tak krótkim czasie przed wyborami. Donald Trump niespodziewanie znalazł się ze swoją kampanią w defensywie, choć mógł się na taki ruch ze strony Demokratów przygotować.
Po konwencji w Milwaukee, Trump zapewne uważał, że jest na zdecydowanym prowadzeniu w wyścigu o urząd 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nastroje wśród zwolenników Partii Republikańskiej były tak dobre, że bagatelizowano możliwość politycznego trzęsienia ziemi i nie zwracano uwagi na coraz mocniejsze naciski Demokratów na Joe Bidena, aby zrezygnował z udziału w wyborach i ustąpił miejsca młodszym politykom.
Trump miał za sobą trzy wydarzenia, które budowały optymizm wśród Republikanów – każde z nich o innym charakterze, a jedno z nich miało nawet wymiar dramatyczny. Po pierwsze, wygrał debatę z Bidenem pod koniec czerwca. Nie wygrał jej co prawda siłą swoich argumentów i merytoryką, ale … słabością Joe Bidena. Po drugie, podczas wiecu w Butler w Pensylwanii sprawca oddał do Trumpa strzały, dokonując nieudanego zamachu na jego życie. Został on lekko draśnięty kulą w ucho, ale zdjęcie republikańskiego kandydata, ze śladami krwi na twarzy i podniesioną pięścią zostało uznane za takie, które wygrywa wybory. Wreszcie, po trzecie – zakończyła się konwencja Republikanów, która umocniła Trumpa na czele partii, także poprzez jego wybór kandydata na wiceprezydenta. Jego partner wyborczy, JD Vance, jest mocno kojarzony z ruchem MAGA i wedle powszechnej opinii Trump chciał zademonstrować siłę swoim najbardziej zagorzałym i lojalnym sojusznikom. Jednak wybór Vance’a nie poszerzył bazy wyborczej, co w obecnej sytuacji mają mu za złe niektórzy republikańscy politycy.
I nagle, jak za zdmuchnięciem świeczki, 82-letni Joe Biden zepchnął na dalszy plan wszystkie te wydarzenia, ogłaszając swoją rezygnację i namaszczając Kamalę Harris. Cała polityczno-wyborcza karuzela Republikanów runęła z hukiem, a ich stratedzy wpadli w popłoch. Pierwszym i być może najistotniejszym sygnałem ostrzegawczym były pieniądze. Te zaczęły napływać na konto kampanii Harris w zawrotnym tempie. W ciągu tylko pierwszych 24 godzin uzbierano około 100 milionów dolarów, co jest absolutnym rekordem. Co więcej, prawie dwie trzecie donacji stanowiły te od darczyńców, którzy po raz pierwszy wpłacali na kampanię wyborczą. To było dowodem na gigantyczny entuzjazm, jaki wywołała kandydatura Harris.
Nastąpiło też silne poruszenie wśród aktywnych w mediach społecznościowych młodych ludzi, tak zwanej generacji Z. Tiktokowi influencerzy zaangażowali się w prowadzenie zbiórek pieniędzy. I wszystko to działo się, zanim najwięksi darczyńcy Partii Demokratycznej w ogóle zaczęli deklarować, że wesprą Harris.
Ale sama Kamala Harris też nie próżnowała. Od razu przystąpiła do zmasowanego ataku na Trumpa. Już podczas poniedziałkowego spotkania ze sztabowcami Joe Bidena i na wtorkowym wiecu na przedmieściach Milwaukee, w Wiscosnsin, porównała byłego prezydenta do przestępców, przeciwko którym prowadziła sprawy karne, będąc prokuratorem. Powiedziała, że na swojej drodze napotkała „drapieżników atakujących kobiety, oszustów, którzy wykorzystują klientów i łamią przepisy dla odniesienia korzyści”.
„Więc posłuchajcie mnie” – dodawała z pełną stanowczością – „znam ludzi pokroju Donalda Trumpa”. I to właśnie ma być jeden z głównych motywów przewodnich w kampanii Harris przeciw Trumpowi – pokazanie walki byłej prokurator z przestępcą skazanym wyrokiem kryminalnym, przeciwko któremu toczą się dalsze procesy sądowe. Druga ważna idea programowa Harris adresowana jest do kobiet. Są to kwestie dotyczące aborcji oraz prawa kobiet do dbania o własne zdrowie i planowanie rodziny. Trzecim istotnym punktem programu wyborczego Demokratki ma być krytyka radykalnego planu przemian ustrojowych, politycznych i społecznych, znanego jako Project 2025, który został sporządzony przez skrajną prawicę w Partii Republikańskiej.
Donald Trump musi teraz bronić się, ale już jego pierwsza reakcja była chaotyczna, prawdopodobnie dlatego, że nie spodziewał się takiego ciosu. Na portalu Truth Social określił Harris jako „głupią niczym kamień”, którą „media próbują z nieudanej, nieobecnej i nic nieznaczącej wiceprezydent wykreować na przyszłego wspaniałego prezydenta”. Ten komentarz pokazuje, że przemiana, którą miał przejść Trump po zamachu na jego życie, okazała się krótkotrwała.
Brak zdecydowanej reakcji sztabu Republikanina pokazał, że ruch Bidena kompletnie ich zaskoczył. Oczywiście do wyborów pozostają jeszcze ponad trzy miesiące, w trakcie których retoryka znów się zaostrzy i nie będzie tak zwanego „brania jeńców”. Ale wahanie ludzi Trumpa pozwoliło nabrać startowi kampanii Harris tak potrzebnego jej impetu. I przypuszczalnie nie zostanie on tak szybko wyhamowany, bo teraz to na Demokratce skupiona jest uwaga opinii publicznej, a jeszcze niedawno koncentrowano się na Trumpie.
W chwili pisania tego artykułu przed Kamalą Harris było ciągle wskazanie kandydata na wiceprezydenta. W sierpniu czeka ją konwencja Partii Demokratycznej, a we wrześniu – być może – debata prezydencka. Być może, ponieważ Donald Trump teraz sugeruje, że nie wystąpi na ustalonych ze sztabowcami Bidena zasadach. Nagle zażądał przeniesienia dyskusji do studia konserwatywnej telewizji Fox News, uznając, że w ABC nie będzie traktowany na równi ze swoją rywalką. Ale gdziekolwiek debata miałaby się odbyć, Kamala Harris stoi na uprzywilejowanej pozycji, ponieważ poprzeczkę w pojedynku obniżył… Joe Biden swoim fatalnym występem w czerwcu.
I jeszcze jedna kwestia, bardzo istotna z punktu widzenia obu sztabów – do tej pory miecza atakującego wiek rywala używał 78-letni Donald Trump w kierunku 81-letniego Bidena. Teraz wiek Trumpa może się stać celem krytyki, bo w tej konkurencji przegrywa on z 59-letnią Kamalą Harris.
Przed nami pasjonujące dni, tygodnie i miesiące kampanii wyborczej, która do 21 lipca była jedną z najnudniejszych w historii.