Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 02:21
Reklama KD Market

Miodowy miesiąc Kamali

Miodowy miesiąc Kamali
Kamala Harris fot. BRIAN SPURLOCK/EPA-EFE/Shutterstock

Zaledwie tydzień temu pisałem w tym miejscu o nabierających wiatr w żagle Republikanach, obierających kurs na Biały Dom. Wydawało się, że już byli w ogródku i witali się z gąską… Wystarczyło jednak kilka dni, aby na politycznej scenie zaszły fundamentalne zmiany. Ze starań o reelekcję zrezygnował Joe Biden. To wystarczyło, aby wektor dynamiki kampanii odwrócił się o 180 stopni.Konwencja Partii Republikańskiej i nieudany zamach na życie Donalda Trumpa, który wzmocnił wizerunek byłego prezydenta, to już historia. Dziś cały świat mówi o Demokratach i Kamali Harris, która według wszelkiego prawdopodobieństwa otrzyma partyjną nominację do Białego Domu. Trudno się nie zgodzić z prezydentem Joe Bidenem, że mamy do czynienia z historycznym momentem. W przeszłości zaledwie kilku urzędujących prezydentów rezygnowało ze starań o reelekcję. Ostatnim z nich był w 1968 roku Lyndon Johnson, gdy wskaźniki popularności zaczęły pikować w związku z wojną w Wietnamie. Co więcej, jeszcze nigdy w historii kandydatką jednej z głównych partii do Białego Domu nie była przedstawicielka mniejszości – Afroamerykanka z indyjskimi korzeniami.Mimo powszechnej ulgi (na decyzję Joe Bidena czekano z niepewnością) i pierwszej fali entuzjazmu, Kamala Harris stoi przed niezwykle trudnym zadaniem. Nigdy w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych nie przeprowadzono wymiany kandydatów tak późno. Zorganizowanie skutecznej kampanii wyborczej na kilkanaście tygodni przed listopadowymi wyborami to niemal mission impossible. Na razie może korzystać z fenomenu, który Tony Fabrizio, zajmujący się w kampanii Donalda Trumpa badaniami opinii publicznej, nazwał „miesiącem miodowym Harris”. Rzeczywiście – demokratyczna wiceprezydent już w pierwszych sondażach radzi sobie lepiej niż Joe Biden. Nie mniej ważny z punktu widzenia prowadzenia kampanii okazał się także strumień gotówki, jaki natychmiast popłynął na konta Demokratów. Oprócz pierwszego skoku w sondażach, będącego efektem nowości po pojawieniu się na głównej scenie nowej kandydatki, Demokraci mają przed sobą narodową konwencję w Chicago. Tym ciekawszą, że po decyzji Bidena zjazd delegatów nie będzie tylko zwykłym rytuałem. Choć partyjna nominacja dla Kamali Harris wydaje się kwestią przesądzoną, w Wietrznym Mieście na pewno będzie ciekawie, co skupi na Demokratach zainteresowanie mediów. Przed nami także wyznaczenie kandydata na wiceprezydenta, zapewne kogoś o bardziej centrowych poglądach, pochodzącego z jednego ze swing states. To tam rozstrzygnie się wyścig do Białego Domu.Wycofanie się Bidena daje też nadzieję na bardziej merytoryczną kampanię wyborczą. Wskazanie na Kamalę Harris jako na główną kandydatkę Demokratów wytrąciło Republikanom fundamentalny argument o niezdolności prezydenta do pełnienia urzędu przez kolejną, czteroletnią kadencję. Teraz można zacząć dyskutować o wyborczych programach, a nie o tylko o potknięciach, zacięciach, gafach i lapsusach urzędującego prezydenta. Choć jeśli chodzi o argument wieku – to atuty znalazły się teraz w ręku Demokratów.Politolodzy i eksperci od wizerunku podkreślają jednak, że Kamala Harris nie jest idealną kandydatką na urząd prezydenta. Mimo skoku popularności nie jest też w tym wyścigu faworytem. Efekt nowości minie, a zainteresowanie mediów i opinii publicznej nie będzie trwało wiecznie. Republikanie też z pewnością przegrupują swoje siły. Ewentualny sukces demokratycznej kandydatki zależeć będzie od umiejętności zmobilizowania trzech grup wyborców – kobiet, mniejszości rasowych i etnicznych oraz ludzi młodych. To właśnie ci ostatni czuli się najbardziej zawiedzeni prezydenturą Joe Bidena i deklarowali w sondażach brak zainteresowania wyborami. Mogą jednak wrócić, jeśli zobaczą, że mają o co walczyć. Kamala, czy Donald? Wiele wskazuje na to, że walka o Biały Dom będzie trwała do zamknięcia lokali wyborczych we wtorek, 5 listopada. Stawką rzeczywiście będzie kierunek, w jakim podąży w najbliższych latach nie tylko Ameryka, ale i cały świat. Mogą o tym rozstrzygnąć nawet pojedyncze głosy gdzieś w Georgii, Pensylwanii, Arizonie, czy w nieodległych od Chicago stanach – Michigan i Wisconsin.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.


relax-7142183_1280

relax-7142183_1280

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama