W Waszyngtonie ma miejsce „bezkrwawy zamach stanu”, do wycofania się z wyścigu prezydenckiego zmusiła Joe Bidena, grożąc mu, jego własna partia, a list z rezygnacją opublikowano bez jego wiedzy – takie teorie rozgrzewają od niedzieli amerykańskie media społecznościowe.
Już kilkanaście minut po tym, jak chorujący na Covid-19 prezydent Joe Biden opublikował w serwisie X list, w którym ogłosił, że nie będzie się jednak ubiegał o reelekcję, w sieci pojawiły się pierwsze głosy amerykańskich komentatorów, podważające jego autentyczność. Kilka godzin później, twierdzenia, że w Waszyngtonie ma w rzeczywistości miejsce pucz, podchwyciły rosyjskie media związane z władzą.
Kremlowscy propagandyści wykorzystują każdy pretekst, aby pokazać, że szczycące się wolnością i demokracją USA ogarnął chaos i dawne imperium chyli się ku upadkowi, dlatego nagłaśniający na co dzień rosyjskie narracje medialni influencerzy od rana powtarzają teorie o „przewrocie pałacowym”.
Podejrzenia ma budzić brak prezydenckiej pieczęci na opublikowanym na koncie Joe Bidena w serwisie X liście rezygnacyjnym i jego niewyraźny podpis pod dokumentem. „Joe Biden tego nie napisał. Nie ma żadnych dowodów na to, że ten list jest jego autorstwa. Trwa przewrót pałacowy” - napisał jeden z komentatorów. Z kolei, republikański polityk zastanawia się w serwisie X dlaczego o „rzekomej” - jak podkreśla - decyzji Bidena zawiadamia urzędników administracji szef jego kancelarii, a nie on sam, i podsumowuje: „to wygląda jak bezkrwawy pucz”. Inny komentator publikuje obok siebie screen listu rezygnacyjnego Bidena bez prezydenckiej pieczęci i dokument z rezygnacją Richarda Nixona, na którym taki stempel widnieje.
Autorów „spiskowych” wpisów w mediach społecznościowych, które osiągają już milionowe zasięgi, niepokoi także fakt ogłoszenia przez Bidena tak przełomowej i zaskakującej decyzji w sieci, a nie – jak to jest w zwyczaju - orędziu telewizyjnym. Wprawdzie prezydent zapowiedział w liście takie wystąpienie, jednak autorzy teorii o puczu wierzą, że powinno się ono odbyć od razu, w niedzielę, a nie doszło do niego nie dlatego, że Joe Biden choruje, ale dlatego, że wymiana na Kamalę Harris odbywa się wbrew jego woli. Tę teorię ma uwiarygadniać między innymi to, że Biden do ostatniej niemal chwili powtarzał, że będzie się ubiegał o reelekcję i że z pewnością pokona Trumpa. Także kręgi Demokratów bardzo długo utrzymywały, że Joe Biden jest doskonałym prezydentem i świetnym kandydatem na drugą kadencję w Białym Domu.
Z podobną podejrzliwością konserwatywni komentatorzy, a za nimi rosyjscy influencerzy, podchodzą do informacji, że prezydent Biden poparł kandydaturę Kamali Harris. Wprawdzie można przeczytać jego wpis na X w tej sprawie, opublikowany w niecałe pół godziny po ogłoszeniu rezygnacji z wyścigu, ale wątpiący wiedzą swoje, bo przecież Joe Biden, w przeciwieństwie do swojego konkurenta Donalda Trumpa, nie interesował się nigdy mediami społecznościowymi.
Prorosyjskie konta w serwisie X nie tylko skwapliwie nagłaśniają teorie wyprodukowane w amerykańskim internecie, ale dodają także własne, np. tę o rozmowie z Bidenem Nancy Pelosi, była spiker Izby Reprezentantów z ramienia Partii Demokratycznej, w której miała ona grozić prezydentowi, że albo zrezygnuje po dobroci, albo zostanie wprowadzony w życie scenariusz dla niego mniej przyjemny. Rzekome cytaty z tej rozmowy rozpowszechniane w sieci, są fałszywe. Wprawdzie media amerykańskie (m.in. CNN, AP, NBC) spekulowały na temat telefonicznych rozmów tych dwojga, ale nawet jeśli się one odbyły nikt nie zna ich rzeczywistej treści.
O tym, co naprawdę mogło się dziać w niedzielę, zanim jeszcze świat dowiedział się o decyzji prezydenta Bidena, napisała amerykańska agencja informacyjna Associated Press. Jak czytamy na stronie AP w tekście pt. „Decyzja Bidena o wycofaniu się wykrystalizowała się w niedzielę”, prezydent podjął decyzję o rezygnacji z ubiegania się o reelekcję, w wąskim, rodzinnym gronie, m.in. po rozmowie z żoną Jill, w domu w Reheboth Beach, Delaware, gdzie kuruje się z covida. Według AP jego współpracownicy dowiedzieli się o jego rezygnacji dosłownie minutę przed opinią publiczną. (PAP)