Sprawimy, że sojusznicy podzielą się z nami ciężarem zapewnienia pokoju i skończymy z "jazdą na gapę" - powiedział w środę kandydat na wiceprezydenta USA J.D. Vance podczas przemówienia na konwencji wyborczej Republikanów w Milwaukee. Vance oskarżył też klasę polityczną USA o zdradę amerykańskich robotników i określił Donalda Trumpa mianem "ostatniej nadziei" dla USA.
"Razem zapewnimy, że nasi sojusznicy podzielą się z nami ciężarem zapewnienia światowego pokoju. Koniec z jazdą na gapę dla państw, które zdradzają hojność amerykańskiego podatnika" - powiedział Vance. "Razem będziemy wysyłać nasze dzieciaki na wojnę tylko wtedy, kiedy będziemy musieli, ale jak pokazał prezydent Trump eliminując ISIS (...) kiedy uderzymy, uderzymy mocno" - dodał.
Był to jedyny fragment 30-minutowego wsytąpienia kandydata na wiceprezydenta USA w listopadowych wyborach poświęcony polityce zagranicznej. Vance poświęcił swoje przemówienie głównie na podkreśleniu swojego pochodzenia z klasy robotniczej - które opisał w bestsellerze "Elegia dla bidoków" - oraz tego, jak jego zdaniem zostali "odrzuceni" przez "klasę rządzącą" - dopóki do władzy nie doszedł Donald Trump.
"Trump odwrócił dekady zdrad przez skorumpowanych politycznych insiderów (...) Joe Biden przez pięć dekad w polityce robił wszystko, by uczynić Amerykę słabszą i uboższą" - mówił Vance. "Skończymy słuchanie się Wall Street, zaangażujemy się na rzecz człowieka pracującego" - obiecywał.
Za zdradę amerykańskich robotników Vance uznał m.in. porozumienia o wolnym handlu z Meksykiem, handel z Chinami oraz wojnę w Iraku. "Dobre miejsca pracy powędrowały za granicę, podczas gdy nasze dzieci zostały wysłane na wojnę" - mówił. "W jakiś sposób developer z Nowego Jorku miał rację we wszystkich tych sprawach, podczas gdy Biden się mylił" - dodał.
Vance wspominał przykład swojej rodziny - bycie wychowywanym przez babcię, podczas gdy jego matka, podobnie jak wiele innych osób z sąsiedztwa zmagała się z uzależnieniem od narkotyków - jako dowód na to, jak "klasa rządząca" skrzywdziła "zapomnianych Amerykanów". Wielokrotnie podkreślał też zasługi i "poświęcenie" Trumpa dla dobra kraju, zarzucając mediom, że stworzyły fałszywy wizerunek byłego prezydenta. "Oni mówili, że jest tyranem, który musi zostać zatrzymany za wszelką cenę. Ale jak on odpowiedział na zamach na swoje życie? Wzywając do narodowej jedności!" - podkreślił.
Wystąpienie J.D. Vance'a zostało entuzjastycznie przyjęte przez tłum republikańskich delegatów i działaczy.
"To było fantastyczne. To było dokładnie to, co chciałam usłyszeć. Żeby politycy znowu pracowali na rzecz zwykłych ludzi" - powiedziała PAP Brenda, delegatka z Minnesoty. David, konserwatywny działacz z Tennessee ocenił natomiast, że przemówienie było "zbyt polityczne" i chciałby, żeby większy nacisk Vance położył na sprawę osobistej odpowiedzialności, zamiast atakowania biznesu.
Choć tematem przewodnim środowej sesji republikańskiej konwencji była polityka zagraniczna i bezpieczeństwo (jej hasło brzmiało "Uczyńmy Amerykę znowu silną"), to większość wystąpień, podobnie jak Vance'a, skupiała się na podkreślaniu przymiotów Trumpa jako silnego przywódcy - za rządów którego "Putin nie ważył się najeżdżać Ukrainy i który nie wszczynał nowych wojen" - oraz jako czułego syna i dziadka.
Obok Vance'a w środę na scenie na hali zespołu Milwaukee Bucks wystąpili, m.in. mająca indyjskie korzenie żona Vance'a, Usha, syn byłego prezydenta Donald jr. i jego 17-letnia córka, Kai, były ambasador USA w Niemczech Richard Grenell, a także członkowie rodzin żołnierzy, którzy zginęli w zamachu podczas ewakuacji wojsk USA z Afganistanu. Delegaci trzymali tabliczki z napisami "Trump zakończy wojnę na Ukrainie", "Masowe deportacje teraz!" czy "Pokój poprzez siłę".
Z Milwaukee Oskar Górzyński (PAP)