Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 08:25
Reklama KD Market

Strzały na dworcu

Strzały na dworcu

Była noc 28 maja 1947 roku. II wojna światowa skończyła się dwa lata wcześniej, a w Polsce nadal stacjonowały liczne jednostki Armii Czerwonej, które zwykle unikały bezpośrednich kontaktów z Polakami. Jednak w tym właśnie dniu doszło na stacji kolejowej w Lesznie do niezwykłych wydarzeń, o których przez wiele następnych dekad wiedziało tylko bardzo niewielu ludzi…

Niezwykłe instrukcje

W środku nocy do drzwi domu podporucznika Jerzego Przerwy, lokalnego dowódcy 2 Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej, zapukał wysłany do niego z koszar żołnierz. Przekazał on swojemu zwierzchnikowi, iż do wojskowych zadzwonił ktoś z dworca kolejowego i powiedział, że grupa sowieckich żołnierzy przetrzymywała tam wbrew jej woli młodą kobietę i że milicja nie była w stanie nic w tej sprawie zrobić. Podporucznik Przerwa polecił kanonierowi Stanisławowi Stachurze, by ów udał się na stację kolejową i zbadał, jaka jest sytuacja.

Po przybyciu na dworzec Stachura zobaczył tam około dwudziestu uzbrojonych Rosjan oraz płaczącą w kącie porwaną kobietę. Podszedł i zapytał o nią pełniącego straż czerwonoarmistę, na co ten odpędził go i obrzucił wyzwiskami. Stachura rozmawiał też z milicjantem i strażnikami ochrony kolei, którzy dzwonili wcześniej do koszar. Okazało się, że o porwaniu kobiety, która miała na imię Zofia, powiadomił ich jeden z podróżujących pociągiem pasażerów. Udało mu się z nią wcześniej porozmawiać w przedziale, gdy Sowieci spali. Teraz na każdą próbę kontaktu reagowali przekleństwami i groźbą użycia broni.

Stachura wrócił do swojego dowódcy i o wszystkim mu zameldował. Przerwa mógł oczywiście całą sprawę zignorować i pójść spać, tym bardziej że jego bierność w tym przypadku nie spowodowałaby jakichkolwiek konsekwencji dyscyplinarnych. Jednak podporucznik zrobił inaczej. Ubrał się, a swojego podwładnego wysłał do koszar z rozkazem wszczęcia alarmu. Z obudzonych o prawie trzeciej nad ranem żołnierzy wybrano 14-osobową grupę, której wydano z magazynu broń i ostrą amunicję.

W całej tej grupie tylko Przerwa miał jakiekolwiek doświadczenie bojowe, gdyż walczył u boku Rosjan w czasie II wojny światowej. Pozostali żołnierze byli „świeżymi” poborowymi, dla których zaistniała sytuacja była trudna, gdyż uczono ich przez lata, że Armia Czerwona to sojusznik. W dodatku Polacy byli ogólnie przeświadczeni o tym, iż stacjonujący w Polsce Rosjanie byli w zasadzie bezkarni i „mogli wszystko”.

Przerwa powiedział swoim podwładnym, że muszą przyjść z pomocą porwanej przez Rosjan kobiecie, ponieważ milicja nie była w stanie tego zrobić. Mówił im też, że Sowieci mogą nie chcieć jej oddać i mogą nawet zacząć strzelać, a wtedy Polacy mają prawo użyć broni. Były to niezwykłe instrukcje, gdyż dotyczyły teoretycznie sojuszniczej grupy rosyjskich wojskowych.

Zatajony incydent

Kiedy polski oddział dotarł przed budynek stacji kolejowej w Lesznie, było jeszcze ciemno. Podporucznik Przerwa zatrzymał żołnierzy, kazał im załadować broń, a sam w towarzystwie Stachury wszedł do środka. Następnie kazał opuścić budynek wszystkim cywilom. Podszedł do najwyższego stopniem sowieckiego oficera, majora, przedstawił się i powiedział, że chce wyjaśnić kwestię przewożonej przez Rosjan Polki. Wtedy zwrócił się do niego kapitan Nikołaj Sokołow. Powiedział, że to on ją wiezie i że należy o tej sprawie porozmawiać na osobności w wartowni Służby Ochrony Kolei. Przerwa zgodził się na to, ale kazał swoim ludziom nikogo nie wpuszczać i nie wypuszczać z dworca do czasu jego powrotu.

Idąc w stronę wartowni, sowiecki oficer wyjął z kabury pistolet. Widząc to, Przerwa zrobił to samo. W wartowni Sokołow stwierdził, że działa dla wywiadu ZSRR, jednak jego mundur niczego takiego nie sugerował. Dodał, iż ma przy sobie pakiet tajnych dokumentów, choć odmówił ich pokazania. Nagle ich rozmowa została przerwana przez odgłos strzałów. Okazało się, że sowiecki major, który pozostał na dworcu kolejowym, usiłował sforsować drzwi, pilnowane przez Stachurę i dwóch innych żołnierzy.

Zgodnie z rozkazem, Polacy nie chcieli Rosjan przepuścić. Po krótkiej przepychance jeden z Rosjan strzelił do Stachury, ale strzał był niecelny. Pozostali członkowie polskiego oddziału natychmiast odpowiedzieli ogniem. Część żołnierzy strzelała do przeciwników, a część tylko na postrach w górę. Potyczka zbrojna trwała przez kilka minut. Kilku Polaków po oddaniu w stronę Rosjan strzałów ostrzegawczych ukryło się w dworcowym bufecie. Stamtąd kapral Warwasiński próbował zadzwonić do jednostki i powiadomić o zdarzeniu na dworcu, jednak nie udało mu się uzyskać połączenia.

Skutki potyczki okazały się opłakane dla Rosjan: pilnujący Zofii wartownik zginął na miejscu. Dwaj oficerowie, których sprzeczka wywołała strzelaninę, zostali ciężko ranni, a po przewiezieniu do szpitala również zmarli. Pięciu innych Sowietów odniosło lżejsze rany. Żaden z Polaków nie zginął. Po powrocie do koszar członków plutonu zatrzymano do wyjaśnienia sprawy, a wkrótce potem rozpoczął się ich proces. W pokazowym przewodzie sądowym fakty nie grały pierwszoplanowej roli. Podporucznik Przerwa, kapral Wiesław Warwasiński i kanonier Władysław Łabuza zostali skazani na śmierć i rozstrzelani, a inni żołnierze trafili do więzienia z długoletnimi wyrokami.

Było to jedyne starcie Wojska Polskiego z Armią Czerwoną po zakończeniu II wojny światowej. Do niedawna incydent nie był szerzej znany nawet w samym Lesznie, a osądzonych zrehabilitowano dopiero w 1990 roku. Proces rehabilitacyjny odbył się jednak bez rozgłosu. To, że proces w Lesznie był zbrodnią, stwierdzono już w 1956 roku, bo z tego roku pochodzi widniejąca na aktach sprawy adnotacja przeglądającego je funkcjonariusza: „w świetle akt kontrolnych wyrok niesprawiedliwy”.

Dopiero w 2004 roku na łamach „Gazety Poznańskiej” sprawę nagłośnił dziennikarz śledczy Krzysztof M. Kaźmierczak, po czym historią zainteresował się Instytut Pamięci Narodowej. Wydana przez Kaźmierczaka książka pt. „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” omawia kulisy opisanego starcia.

Krzysztof M. Kucharski


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama