W świecie kina druga połowa maja jednoznacznie kojarzy się z festiwalem filmowym w Cannes. Od wielu lat jest to najważniejsze wydarzenie tego rodzaju na świecie. Jego kolejna, 77. edycja znów przyciągnęła nad Lazurowe Wybrzeże setki wybitnych twórców reprezentujących najróżniejsze profesje filmowe.
Tegoroczny festiwal można śmiało określić jako pokaz siły kobiet: za kamerą, przed kamerą i w centrum uwagi opowiadanych historii. Przewodniczącą jury była amerykańska aktorka i reżyserka Greta Gerwig, a w konkursie głównym chyba jeszcze nigdy nie pojawiło się tak wiele tytułów z wyrazistymi, niepoddającymi się losowi bohaterkami. Filmy o tematyce kobiecej zdominowały też tegoroczne nagrody.
Złotą Palmą nagrodzono amerykański komediodramat „Anora” (reż. Sean Baker), opowieść o pracownicy seksualnej z Brooklynu, która poślubia ostro imprezującego w Nowym Jorku syna rosyjskiego oligarchy. Na wieść o niespodziewanym małżeństwie rodzice młodego lekkoducha stają na głowie, żeby unieważnić akt ślubu. Pieniądze nie grają dla nich – podobnie jak dla syna – żadnej roli. Cała historia jest momentami pełna napięcia, w innych sekwencjach śmieszna, ale w końcowym rozrachunku raczej miałka treściowo, a w dodatku całkowicie przewidywalna. Zapewne sprawdzi się kinowo jako sprawnie zrealizowana rozrywka, jednak wielu obserwatorów miało w Cannes duże wątpliwości odnośnie do tego, czy zasługuje na najwyższe laury festiwalu. Według mnie, raczej nie.
Drugą pod względem znaczenia nagrodę Grand Prix zdobył refleksyjny film obyczajowy „All We Imagine as Light” autorstwa reżyserki z Indii, Payal Kapadii. Jest to ciepły portret trzech pracownic szpitala w Mumbaju, które podczas weekendowego wyjazdu nad morze zaczynają spełniać swoje ukryte marzenia. Dobrze, że to skromne, bezpretensjonalne dzieło o kobiecej przyjaźni zostało zauważone, ale i w tym przypadku możemy mówić co najwyżej o rzetelnej produkcji, a nie o wielkiej sztuce.
O wiele mocniejszym filmem konkursowym był nakręcony z dużym rozmachem dramat „Emilia Perez”. Jego reżyserem jest Francuz Jacques Audiard, ale opowiadana historia rozgrywa się prawie w całości w Meksyku. Początkowo główną postacią jest przywódca kartelu narkotykowego, jednak dość szybko fabuła zaczyna rozwijać szereg innych tematów. Jednym z nich staje się kwestia zmiany płci przez szefa gangu, a jeszcze później następuje próba odkupienia wcześniejszych win, umiejętnie wpisana w szeroki kontekst przemocy i korupcji. W nieszablonowej mieszance konwencji gatunkowych pojawiają się również elementy musicalu, kryminału, romansu i komedii, które zaskakująco dobrze wzajemnie się uzupełniają. Jurorzy przyznali „Emilii Perez” dwa wyróżnienia: nagrodę jury oraz zbiorczą aktorską, którą otrzymały cztery panie: Zoe Saldana, Selena Gomez, Karla Sofia Gascon i Adriana Paz. To jednocześnie dużo i mało, bowiem ten film był naprawdę godnym kandydatem do zdobycia Złotej Palmy.
Innym fascynującym dziełem okazał się „The Substance”, amerykański horror cielesny wyreżyserowany przez Francuzkę, Coralie Fargeat. Centralną postacią jest tu starzejąca się gwiazda telewizyjna, która zawiera przysłowiowy pakt z diabłem. Dzięki tajemniczej substancji może stworzyć drugą, młodszą kopię samej siebie, jednak pod warunkiem, że obie wersje tej samej kobiety będą regularnie zamieniały się rolami. Marzenie o cudownym odmłodzeniu oczywiście stwarza jeden wielki ciąg piętrzących się problemów, które prowadzą do spektakularnego, krwawego finału. Demi Moore i Margaret Qualley grają awers i rewers głównej bohaterki z pełnym zaangażowaniem i dużą dozą nagości. Fargeat otrzymała w Cannes nagrodę za najlepszy scenariusz.
Oddzielny rozdział należy poświęcić festiwalowemu pokazowi irańskiego dramatu „The Seed of the Sacred Fig”. Przedstawiona w filmie historia funkcjonariusza islamskiego sądu i jego rodziny świetnie wpisuje się w realia buntu i represji we współczesnym Iranie. Jednak jeszcze ciekawsze są prawdziwe losy autora filmu, Mohammada Rasoulofa. Został on niedawno skazany na karę ośmiu lat więzienia w swoim rodzinnym kraju, m.in. za nielegalną realizację właśnie tej produkcji. Jednak zanim wyrok się uprawomocnił, reżyser wraz z częścią ekipy zdołał nielegalnie przekroczyć granicę Iranu i wszyscy szczęśliwie dotarli na canneńską premierę. Jury postanowiło przyznać temu filmowi nagrodę specjalną, niewątpliwie biorąc pod uwagę szerszy kontekst całego wydarzenia.
Gwoli dziennikarskiej rzetelności warto jeszcze odnotować pozostałych laureatów tegorocznego festiwalu. Nagrodę za reżyserię otrzymał Miguel Gomes z Portugalii za trudny formalnie romans podróżniczy „Grand Tour”, natomiast w kategorii najlepszej roli męskiej zwyciężył amerykański aktor Jesse Plemons, który stworzył trzy różne kreacje w ciekawym tryptyku Yorgosa Lanthimosa „Kinds of Kindness”.
Bez żadnej nagrody wyjechał natomiast z Cannes nestor amerykańskiego kina, Francis Ford Coppola, którego epicki „Megalopolis” był jedną z najbardziej wyczekiwanych premier konkursowych. W tej realizowanej przez kilka lat futurystycznej wizji Nowego Jorku Coppola zawarł swoje najróżniejsze przemyślenia na temat świata, ludzkości, historii i tego, co może dać widzowi sztuka filmowa. Pomimo ambitnych zamiarów, jest to nierówna, stylistycznie staroświecka produkcja, spóźniona przynajmniej o dwie dekady.
Twórcy „The Apprentice”, filmu biograficznego o młodym, dopiero wchodzącym w świat biznesu Donaldzie Trumpie, również obyli się bez nagród, ale za to mogli się cieszyć z bardzo przychylnych recenzji i pikantnego smaczku towarzyskiego skandalu. Postać Trumpa jest pokazana jako parweniusz, którego na nowojorskie salony wprowadza kontrowersyjny prawnik Roy Cohn. Nie do końca wiadomo, na ile fabuła odzwierciedla prawdziwe wydarzenia, ale ekipa byłego prezydenta już teraz grozi realizatorom filmu pozwem sądowym. Wcale nie jest więc jasne, czy ta produkcja w ogóle trafi do kin na terenie Stanów Zjednoczonych.
Obecność wielkich gwiazd to element codzienności na festiwalu w Cannes. W tym roku szczególnie znacząco fetowano przyjazd dwojga wybitnych artystów kina, którzy zostali uhonorowani Złotymi Palmami za całokształt twórczości. W trakcie ceremonii otwarcia tę najwyższą nagrodę canneńską odebrała wybitna aktorka amerykańska Meryl Streep, natomiast podczas gali zamknięcia – reżyser i producent George Lucas. Oba wyróżnienia były jak najbardziej zasłużone.
Polskich akcentów tym razem pojawiło się niewiele, głównie za sprawą konkursowych pokazów duńsko-polskiej koprodukcji „The Girl with the Needle” w reżyserii Magnusa von Horna. Autor filmu jest absolwentem łódzkiej Filmówki i na stałe mieszka w Warszawie. Surowa, oparta na faktach opowieść o duńskiej dzieciobójczyni z lat 20. ubiegłego stulecia imponowała dopracowanymi w detalach walorami wizualnymi, które były dziełem polskiej ekipy: autora zdjęć Michała Dymka, montażystki Agnieszki Glińskiej, scenografki Jagny Dobesz i autorki kostiumów Małgorzaty Fudali. Zdjęcia do filmu zostały zrealizowane w dużej mierze na terenie Polski, m.in. w Kłodzku i w Bystrzycy Kłodzkiej. Co prawda jury pominęło tę produkcję przy rozdaniu nagród, ale recenzje były w większości pozytywne. Miejmy nadzieję, że przyszłoroczna edycja festiwalu w Cannes okaże się bardziej przychylna dla polskiego kina.
Tekst: Zbigniew BanaśZdjęcia: Beata Banaś