Najważniejsi politycy Partii Republikańskiej, idąc za przykładem Donalda Trumpa, odmawiają zadeklarowania, że uznają wyniki listopadowych wyborów prezydenckich. Rośnie ryzyko, że po głosowaniu wybuchną zamieszki, o ile nie wygra kandydat Republikanów - pisze w czwartek "Washington Post".
Dla polityków z obozu Trumpa odmowa złożenia takiej deklaracji "stała się czymś w rodzaju papierka lakmusowego", określającego poziom lojalności wobec byłego prezydenta. Szczególnie gorliwie starają się przejść ten test Republikanie wymieniani jako potencjalni kandydaci na stanowisko wiceprezydenta u boku Trumpa. Senator Tim Scott poszedł tak daleko, że w wywiadzie dla sieci NBC News sześciokrotnie odmówił odpowiedzi na pytanie, czy uzna wynik wyborów; podkreślił natomiast, że "wierzy, iż Trump zostanie następnym prezydentem" - relacjonuje waszyngtoński dziennik.
Przypomina też, że próby zanegowania wyniku ostatnich wyborów prezydenckich oraz postępowanie byłego prezydenta podczas szturmu jego zwolenników na Kapitol 6 stycznia 2021 roku są przedmiotem dwóch spośród czterech spraw karnych, jakie toczą się wobec Trumpa.
Były prezydent już wielokrotnie sugerował, że nie uzna innego wyniku wyborów jak jego wygrana; ostatni raz zrobił to w ubiegłym tygodniu w wywiadzie dla lokalnej gazety "Milwaukee Journal Sentinel", w którym zadeklarował: "Jeśli wszystko będzie uczciwe, chętnie zaakceptuję wynik (...) Jeśli nie, to trzeba walczyć o swój kraj".
W niedawnym wywiadzie dla magazynu "Time" Trump nie wykluczył, że jego przegrana doprowadzi do kolejnych zamieszek, ponieważ - jak oznajmił - "zawsze zależy to od uczciwości wyborów".
We wtorek w rozmowie z lokalną stacją telewizyjną z Pensylwanii były prezydent oświadczył, że nie żałuje, iż doszło do ataku na Kapitol 6 stycznia. Twierdził też, że nie namawiał swych zwolenników do wywołania zamieszek, lecz tylko do tego, "by szli za odruchem serca" - relacjonuje "WP".
Pod koniec kwietnia w wywiadzie dla "Time" Trump powiedział, że największym wrogiem USA nie są Chiny ani Rosja, lecz jego przeciwnicy wewnątrz kraju.
Zamieszki na Kapitolu były kulminacją zabiegów Trumpa, który od przegranych wyborów prezydenckich w 2020 roku utrzymywał, że zostały one sfałszowane. Przed atakiem w wystąpieniu do swoich zwolenników namawiał ich, by "walczyli jak diabli", aby zablokować przekazanie władzy nowo wybranemu prezydentowi. Potem, mimo próśb republikańskich kongresmenów, nie zrobił nic, by powstrzymać szturm na Kongres.(PAP)