Zewnętrzna granica strefy Schengen musi być chroniona - mówił w Helsinkach szef MSZ Radosław Sikorski pytany o "pushbacki" na granicy polsko-białoruskiej. Dodał, że chodzi o operację hybrydową prowadzoną przez Rosję i Białoruś przeciwko UE, dlatego należy znaleźć skuteczny i humanitarny sposób odpowiedzi.
Minister Sikorski podczas wspólnej konferencji prasowej z szefową fińskiej dyplomacji Eliną Valtonen w Helsinkach został zapytany o "pushbacki", do jakich dochodziło na granicy polsko-białoruskiej, a także, czy nowy polski rząd będzie kontynuował tego typu praktyki. "Pushback" polega na wypychaniu migrantów za granicę tam, skąd przybyli.
Sikorski zwrócił uwagę, że kwestia ta nie była tematem ubiegłorocznej kampanii wyborczej w Polsce, ponieważ - jak zapewnił - nie ma w tej sprawie dużych różnic między partiami. "Zewnętrzna granica strefy Schengen musi być chroniona. Kraje, czy grupy krajów, mają prawo decydować, kto jest wpuszczany, a kto nie będzie" - podkreślił.
Jak dodał, należy też pamiętać, że nie chodzi o przypadkowych ludzi, którzy przybywają na polsko-białoruską granicę. "To jest hybrydowa operacja przeciwko UE prowadzona przez (Alaksandra) Łukaszenkę i (Władimira) Putina. Ludzie ci celowo sprowadzani są do Białorusi z Azji i Afryki po to, żeby wypychać ich przez granicę. To jest niezwykle trudny problem" - powiedział Sikorski.
Poinformował też, że "będzie delegacja polskiego MSWiA, aby dokonać wymieniany doświadczeń". "Ponieważ byliśmy celem Rosji i Białorusi w tej operacji i musimy znaleźć skuteczny i humanitarny sposób odpowiedzi" - zapowiedział.
Z opinią Sikorskiego zgodziła się minister Elina Valtonen, która podkreśliła, że "potrzebujemy odpowiedzi europejskiej na to zagrożenie". Akcentowała, że nie chodzi wyłącznie o przekroczenie granicy danego kraju, ale także o przekroczenie granicy UE i strefy Schengen. "Tak więc musimy być bardziej skuteczni w znajdowaniu wspólnych sposobów reagowania na to zjawisko, oczywiście w sposób humanitarny" - powiedziała.
Przyznała, że jest to bardzo trudne, ponieważ chodzi o ludzi. "Widzimy zewnętrzne mocarstwo, wrogie wobec nas, które wykorzystuje cywilów z krajów trzecich i wykorzystuje to też w pełni w wojnie informacyjnej. Potrzebujemy zatem skutecznej odpowiedzi na to" - dodała.
Zaznaczyła, że w przeszłości, kiedy pisano Konwencję Genewską i umowy międzynarodowe chroniące prawa człowieka, nie było wiedzy o sytuacji, z jaką teraz mamy do czynienia, a więc kiedy jeden kraj "instrumentalizuje ludzi, którzy udają uchodźców, którymi nie są". "Potrzebujemy więc wspólnej reakcji" - dodała.
Na początku lutego fiński rząd podjął decyzję o przedłużeniu zamknięcia całej wschodniej granicy do połowy kwietnia. Po raz pierwszy przejścia na granicy z Rosją zostały zamknięte w listopadzie. Władze powołały się wówczas na "zagrożenie bezpieczeństwa kraju" w obliczu prowadzonej ze strony Rosji "operacji hybrydowej", polegającej na sterowaniu zorganizowanym napływem migrantów nie posiadających odpowiednich dokumentów i pochodzących z państw trzecich. W kolejnych miesiącach decyzja o zamknięciu przejść była przedłużana.
Od początku 2024 roku przez granicę na stronę fińską nielegalnie przedostało się kilkadziesiąt osób z zamiarem uzyskania azylu. Od jesieni ubiegłego roku, gdy zaczął się masowy napływ migrantów zza wschodniej granicy, do Finlandii przybyło około 1300 osób. Byli to przeważnie młodzi mężczyźni w wieku 20-30 lat, ale także kobiety i dzieci, pochodzący głównie z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki.
Po stronie rosyjskiej migranci byli transportowani do strefy przygranicznej, skąd następnie docierali do punktów kontroli granicznej pieszo oraz, mimo trudnych warunków zimowych, także na rowerach lub hulajnogach. Fińskie władze dotychczas nie przyznały przybyłym azylu. (PAP)
Autor: Daria Kania, Wiktoria Nicałek