Trzy osoby zginęły, ponad 600 tys. domów nie ma prądu w północno-wschodnich rejonach Stanów Zjednoczonych. Burza, ulewy i gwałtownie topniejący śnieg spowodowały w poniedziałek wylanie rzek i powodzie błyskawiczne w wielu rejonach. Silny wiatr łamał drzewa, służby nie mogły dotrzeć do wszystkich potrzebujących.
Ulewne deszcze, które nawiedziły wschodnie wybrzeże, spowodowały zamknięcie dróg. Woda nie wsiąkała w ziemię - mimo nagłego ocieplenia, które przyspieszyło topnienie śniegu, grunt był zmrożony.
We wtorek w wielu okręgach szkolnych na wybrzeżu nie odbywały się lekcje, podała radiostacja Wbur. W Massachusetts, który obok Maine najbardziej ucierpiał, we wtorkowy poranek nadal ponad 130 tys. domów nie miało elektryczności - poinformował portal Washington Post. W Maine prąd nie docierał do 450 tysięcy domów.
Gubernator stanu Maine Janet Mills opóźniła otwarcie urzędów stanowych do wtorku do południa i zaapelowała do mieszkańców o rezygnację ze zbędnych podróży. "Jeśli musisz podróżować, zachowaj ostrożność i pamiętaj, aby zapewnić dużo miejsca dla służb ratowniczych i załóg, które przywracają zasilanie i oczyszczają drogi" - oświadczyła. Central Maine Power produkująca dla stanu energię elektryczną uprzedziła, że naprawa pozrywanych linii będzie trwała przez "wiele dni".
W Bostonie zawieszono wiele połączeń na lotnisku Logan International Airport. Odwołano również część lotów w rejonie Nowego Jorku. (PAP)