Miasto mogłoby mieć dodatkowe miliardy dolarów, gdyby dłużnicy uregulowali opłaty i grzywny, które nagromadziły się na przestrzeni ostatnich paru dekad – wykazała analiza przeprowadzona przez „Chicago Sun-Times”. Gazeta obliczyła, że suma długu, którego miasto nie jest w stanie ściągnąć od 1990 r., przekroczyła 6 miliardów dolarów.
6,4 miliarda dolarów długu, którego miasto od dekad nie jest w stanie ściągnąć, mogłoby pokryć aż 40 proc. przyszłorocznego budżetu – pierwszego pod kierownictwem burmistrza Brandona Johnsona – wynoszącego 16,7 mld dol. Takie pieniądze z pewnością pozwoliłyby mu zrealizować więcej wyborczych obietnic bez obciążania chicagowskiego podatnika – analizuje „Sun Times”. Wystarczyłyby m.in. na otwarcie większej liczby klinik zdrowia psychicznego, walkę z problemem bezdomności, zwiększenie wpłat na miejski fundusz emerytalny i pomoc dla migrantów.
Niektóre długi pochodzą jeszcze z czasów początku urzędowania b. burmistrza Richarda M. Daleya. Z dnia na dzień narastają odsetki od wielu długów.
Analiza wykazała, że na największą część ponad 6-miliardowego długu składa się 2,9 mld dol. opłat zasądzonych przez sądy administracyjne – w wyniku naruszeń zgłoszonych przez policję, miejski wydział oczyszczania miasta (Department of Streets and Sanitation) i inne agencje miejskie. Ponad 2,3 mld dol. to stare mandaty za parkowanie (wydane od 1990 r.), przekroczenie prędkości i przejazd na czerwonym świetle. 723 mln dol. pochodzi z niezapłaconych rachunków za wodę.
Szokująca suma nagromadzonego długu przekłada się średnio na 3026 dol. na każdego dorosłego mieszkańca Chicago. Jednak za największą część długu – według władz miejskich – odpowiedzialna jest mniejsza grupa płatników – w większości spoza Chicago.
Władze miasta powiedziały gazecie, że nie mogą podać pełnej listy dłużników z powodu sporów sądowych toczących się z niektórymi z nich.
Główna inspektor urzędu miasta Deborah Witzburg powiedziała, że „jeśli operacje miejskie są tak nieefektywne, że pozostawiają na stole ogromne sumy pieniędzy, to miasto nie wywiązuje się ze swoich podstawowych zobowiązań skutecznego i wydajnego działania w służbie mieszkańcom Chicago”.
Zdaniem rewidenta miejskiego (city comptroller) Chasse’a Rehwinkela, zaległości w spłacie długów nie są całkowicie obce dużym jednostkom samorządowym. W przypadku wielu długów, nie ma sposobu ich odzyskania, gdyż dotyczą podmiotów, które już nie istnieją, rozwiązanych firm, osób, które opuściły kraj lub które były zaangażowane w oszustwa.
Jak powiedział Rehwinkel, wysiłki miasta koncentrują się najpierw na ściąganiu „najmłodszych” długów, nagromadzonych w ciągu ostatnich trzech lat, a następnie tych z ostatnich pięciu, a na końcu – dziesięciu lat. Jego zdaniem dłużnicy z „najmłodszym” długiem najczęściej są spoza miasta i mają środki, by go uregulować, lecz korzystają z luk prawnych, by uniknąć odpowiedzialności. Według Rehwinkela, ściąganie długów od mieszkańców Chicago o niskich dochodach nie jest priorytetem.
Choć miejski rewident przyznał, że większość pieniędzy prawdopodobnie nigdy nie zostanie odzyskana, to biorąc pod uwagę deficyty budżetowe, które są rokroczną tradycją, bez względu na to, kto zasiada w fotelu burmistrza, liderzy miasta są zgodni co do tego, że należy lepiej ściągać długi dla miasta.
Joanna Marszałek
[email protected]