Kandydat Republikanów Jim Jordan ponownie nie uzyskał wystarczającego poparcia w Izbie Reprezentantów, by zostać jej spikerem

Kandydat Republikanów Jim Jordan po raz drugi przegrał w środę wybory na spikera Izby Reprezentantów, przedłużając trwający od dwóch tygodni paraliż prac Kongresu. Przeciwko jego kandydaturze głosowało 22 jego kolegów partyjnych.

Jordan zdobył jedynie 199 głosów, o 18 mniej niż wynosi wymagana większość. Przeciwko niemu zagłosowało 22 Republikanów - o dwóch więcej, niż dzień wcześniej - oddając głosy na innych polityków, w tym na usuniętego dwa tygodnie temu spikera Kevina McCarthy'ego, lidera większości Steve'a Scalise'ego, a także np. byłego spikera Johna Boehnera, który odszedł z Kongresu w 2016 r.

Najwięcej głosów - 212 - uzyskał lider demokratycznej mniejszości w Izbie Hakeem Jeffries, jednak on również zdobył zbyt małe poparcie, wobec czego nie wybrano nowego przewodniczącego Izby. Oznacza to dalszy paraliż prac Kongresu, który trwa od odwołania McCarthy'ego, dwa tygodnie temu, z inicjatywy skrajnego skrzydła Republikanów.

Popierany przez byłego prezydenta Donalda Trumpa Jordan jest współzałożycielem tzw. Freedom Caucus, koła skupiającego najbardziej radykalnych republikańskich kongresmenów. Sprzeciw części jego umiarkowanych kolegów budziła m.in. jego współpraca z Trumpem, gdy były prezydent zabiegał o odwrócenie wyników wyborów, a także agresywne naciski jakie Jordan na nich wywierał oraz sprzeciw wobec pomocy dla Ukrainy.

Dalszy los kandydatury Jordana jest niejasny. Wobec trwającego impasu, coraz więcej polityków Republikanów i część Demokratów zgłasza chęć nadania na pewien czas pełnych uprawnień tymczasowemu spikerowi Patrickowi McHenry'emu, tak by Kongres mógł uchwalić budżet i uniknąć paraliżu prac administracji państwowej, a także by uchwalić pakiety środków na pomoc dla Ukrainy i Izraela. Jordan sprzeciwiał się takiemu rozwiązaniu, nazywając je "rządem koalicyjnym" obu partii. Po środowym głosowaniu zarządzono przerwę w obradach i jak dotąd nie wiadomo, czy odbędą się kolejne rundy głosowań, lub czy Izba zdecyduje się na danie uprawnień McHenry'emu.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)