Łukasz Dudka: Jest Pan niezależnym kandydatem w wyborach do Sejmu RP z okręgu 19, obejmującego zagranicę. Startuje Pan z listy nr 4 Prawa i Sprawiedliwości z numerem 20. Od wielu lat mieszka Pan w Australii. Proszę przybliżyć nam swoją bogatą przeszłość opozycyjną.Adam Gajkowski: Grudzień 1970 roku w Gdańsku mocno zapisał się w mojej pamięci, mimo że byłem małym szkrabem. Dudnienie czołgów pod oknami mieszkania, łuna pożaru nad miastem, płacząca mama, która wróciła z pracy pierwszego dnia po masakrze przed bramą Stoczni Gdańskiej. Potem był rok 1976 rok, mam 16 lat i wygwizduję komunistów na wiecu. Dalej są nauczania historii na nielegalnych, według komunistów, spotkaniach w prywatnych domach. W sierpniu 1980 roku przewodzę strajkowi w Zakładzie Remontowym Energetyki oraz reprezentuję go na Stoczni Gdańskiej w słynnej sali BHP. Kiedy mam 20 lat, tworzę związek, o którym nie mam zbyt dużego pojęcia, ale wewnętrznie czuję, że trzeba go budować na bazie walki z komunizmem. Jednocześnie kończę technikum energetyczne. W 1981 r. wybucha stan wojenny. Zakład Remontowy Energetyki jest zmilitaryzowany. Nie możemy prowadzić strajku czynnego, tylko strajk popierający strajk w stoczni, ponieważ jesteśmy związani z utrzymaniem ruchu w gdańskich elektrowniach, dostarczaniem ciepła i prądu. Wraz z grupą przyjaciół z podwórka tworzę grupę, która zaczyna działalność w podziemiu. W marcu 1982 r. koledzy zostają aresztowani, SB przychodzi także po mnie. Areszt, wyrok i więzienie: 3 lata pozbawienia wolności, 3 lata pozbawienia praw publicznych. W areszcie śledczym w Gdańsku biorę ślub cywilny. W zakładzie karnym w Potulicach poznaję wielu wspaniałych ludzi, z którymi do dziś mam kontakty. Jestem członkiem stowarzyszenia Godność, które zostało założone w Gdańsku przez działaczy opozycji antykomunistycznej. Dla mnie Solidarność jako związek nigdy nie był jedynym kierunkiem działania. Głównym kierunkiem działania był antykomunizm, a NSZZ Solidarność był narzędziem. Po wyjściu z więzienia podejmuję na nowo działalność. Jestem kilkakrotnie zatrzymywany, na jednym z przesłuchań SB namawia mnie do współpracy.
Stąd decyzja o wyjeździe do Australii?
– Tak, próba skaperowania mnie na agenta tajnych służb była głównym powodem, dla którego zdecydowaliśmy się na wyjazd. Wylądowaliśmy w Australii, w Sydney. Nie zaprzestałem antykomunistycznej działalności. Brałem udział w protestach pod konsulatem PRL-u w Sydney. Niektóre z nich, już w końcowej fazie, latach 1988-89 sam organizowałem. Od początku byłem przeciwko dogadywaniu się z komunistami w Magdalence, przeciwko 30-procentowym wyborom. Uważałem to za totalną głupotę. Komunistów trzeba było wtedy totalnie odrzucić. Byłem i jestem zwolennikiem szeroko pojętej lustracji, łącznie z lustracją w Polonii. W Australii mieliśmy przykładowo dwa przypadki działaczy polonijnych, którzy byli tajnymi współpracownikami służb bezpieczeństwa.
Pracuje Pan aktywnie na rzecz Polonii w Australii, ale nie tylko.
– Tak, choć skupiam się na stanie Nowa Południowa Walia, czyli na Sydney. W 2005 r. byłem współzałożycielem stowarzyszenia Nasza Polonia. Zaczęliśmy ściągać do Australii ludzi, którzy mieli coś dobrego do powiedzenia o polskiej narracji historycznej, mogli zaprezentować coś patriotycznego w zakresie kultury polskiej. Kiedy byłem prezesem tej organizacji, przez Australię przewinęła się spora grupa zasłużonych gości i to było coś nowego dla tego kraju. Druga strefa to działalność charytatywna. Pomagaliśmy finansowo potrzebującym osobom z rodzin pierwszej Solidarności. Były też działania na rzecz promowania polskiej narracji historycznej i dobrego imienia Polski w Australii. Jesteśmy szczególnie dumni z dwóch wydarzeń: sadzenia „Katyńskich Dębów Pamięci” w Australii oraz biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych Tropem Wilczym, który organizujemy tu od 9 lat.6 lat temu zostałem wybrany na prezesa Polskiej Federacji w Nowej Południowej Walii. Byłem też w Radzie Polonijnej przy marszałku Senatu RP poprzedniej kadencji. W tym samym czasie zawiązała się idea stworzenia ogólnoświatowej organizacji o charakterze patriotycznym. Zaczęliśmy mozolnie, nie bez potknięć, ale w końcu się udało i doprowadziliśmy do rejestracji Światowego Stowarzyszenia „Republika Polonia”.
Co zamierza Pan zrobić dla Polonii, jeśli zostanie Pan posłem na Sejm RP?– Zostanie posłem w Sejmie Rzeczypospolitej to oczywiście główny cel, ale co się stanie, jeżeli się do Sejmu nie dostanę? Te 5 minut medialne, które będzie miała szeroko rozumiana Polonia – nie tylko wspomniane przeze mnie organizacje, w których działam – już są warte podjęcia tematu i walki wyborczej. Dlatego zgodziłem się na kandydaturę z listy PiS-u. Jest kilka rzeczy, które należałoby zrobić dla Polonii. Przede wszystkim utrzymać działania związane z pomocą dla polonijnych szkół i szeroko rozumianej edukacji. Nie chodzi tylko o nauczenie dzieci mówienia po polsku. Chodzi o to, że dzieci, odpowiednio przygotowane, będą miały narzędzia, aby stać się swoistymi ambasadorami Polski, kiedy wejdą w życie społeczne, polityczne, czy zawodowe w kraju, w którym mieszkają. Będą wiedzieć, jak bronić kultury, państwa, z którego pochodzą. Prawo i Sprawiedliwość zrobiło jedną rzecz, która była strzałem w dziesiątkę. To legitymacje szkolne i zniżki, które w związku z tym przysługują polonijnym dzieciom szkolnym. Jestem również za zmniejszeniem biurokracji i usprawnieniem dotacji dla Polonii. Sposób rozliczania dotacji, które płyną od państwa polskiego, jest nad wyraz męczący. Rozliczanie wszystkich mniejszych dotacji powinno być uproszczone. Jeśli są dowody, że organizacja sprzeniewierzyła pieniądze, to żądamy od niej szczegółowych informacji i wtedy ją ścigamy, ale nie obciążamy organizacji polonijnych działaniami, na które ich nie stać. Większość z nich nie ma szansy, żeby zatrudnić księgowego czy sekretarza.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiał: Łukasz DudkaOpracowała: Joanna Marszałek