Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 1 października 2024 06:36
Reklama KD Market
Reklama

Ekstraklasa piłkarska - pierwsza porażka Legii, Śląsk na czele

Ekstraklasa piłkarska - pierwsza porażka Legii, Śląsk na czele
Jagiellonia przerwała zwycięską serię Legii fot. Facebook/Jagiellonia Białystok

Piłkarze Legii Warszawa, przegrywając w Białymstoku z Jagiellonią 0:2, doznali pierwszej porażki w obecnym sezonie ekstraklasy. Najwyższa od prawie pół wieku ligowa wpadka była udziałem Lecha Poznań, który uległ w Szczecinie Pogoni 0:5. Liderem tabeli pozostaje Śląsk Wrocław.

Legia pojechała do Białegostoku opromieniona zwycięstwem środowym w Szczecinie 4:3 w nadzwyczajnych okolicznościach, gdyż długo grała w dziesiątkę i trzykrotnie przegrywała.

Trener Kosta Runjaic próbuje rotować składem ze względu na rywalizację swojego zespołu na trzech frontach i w stolicy Podlasia na ławce rezerwowych usiedli m.in. Josue czy Bartosz Slisz, a imponującego formą Pawła Wszołka zabrakło z powodu przeziębienia i związanego z tym osłabienia.

Gospodarze, którzy przed tygodniem w ostatniej chwili stracili dwa punkty w Łodzi (2:2 z ŁKS), a w środku tygodnia wyeliminowali Śląsk z Pucharu Polski, byli bardzo zmobilizowani i skoncentrowani. Wynik został ustalony w pierwszej połowie - najpierw do siatki gości piłkę skierował Hiszpan Jose Naranjo, a później jego rodak Jesus Imaz.

Goście ponownie kończyli mecz w dziesiątkę, gdyż w ostatnich minutach po drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartce boisko musiał opuścić ich szwajcarski obrońca Marco Burch.

Legia uległa "Jadze" po raz pierwszy od trzech lat i z 20 pkt z dziewięciu występów pozostała na drugiej pozycji w tabeli. Prowadzi Śląsk mający 22 "oczka".

W sobotę wrocławianie osiągnęli historyczny sukces wygrywając siódmy z rzędu ligowy mecz. Takiej serii nigdy wcześniej nie odnotowali. W pierwszych trzech kolejkach Śląsk zdobył zaledwie punkt, lecz potem pokonał kolejno: Lecha Poznań, Widzew Łódź, Pogoń Szczecin, Jagiellonię Białystok, Puszczę Niepołomice, Piasta Gliwice i teraz w Grodzisku Wlkp. Wartę Poznań 1:0.

Piłkarze trenera Jacka Magiery od początku przyjęli postawę wyczekującą i szukali swojej szansy w kontrataku. Po jednym z nich Burak Ince ładnym uderzeniem pod poprzeczkę pokonał Jędrzeja Grobelnego.

W 75. min znakomitej szansy na wyrównanie nie wykorzystał Mateusz Kupczak, który po dośrodkowaniu Stefana Savica z bliska głową trafił w ręce Rafała Leszczyńskiego. W końcu szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy, bowiem Łukasz Bejger przypadkowo zagrał łokciem i sędzia Marcin Szczerbowicz podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Kajetan Szmyt. Pomocnik Warty, który wcześniej cztery razy wykorzystał "11", zmylił bramkarza, lecz piłka trafiła w słupek.

W doliczonym czasie goście momentami bronili się rozpaczliwie, a po główce Rumuna Bogdana Tiru uratowała ich poprzeczka.

"Oczywiście cieszymy się z naszego rekordu, ta drużyna, która wygrała po raz siódmy z rzędu, przejdzie do historii klubu. To jest wielka sprawa i chcemy dalej systematycznie i konsekwentnie pracować, żeby nadal wygrywać" - przyznał trener Magiera.

Za plecami Śląska i Legii plasują się Raków Częstochowa i Jagiellonia - po 19 pkt.

Występy mistrza Polski w ostatnich dniach charakteryzuje sinusoida. Po 1:4 w Poznaniu z Lechem w czwartek, w niedzielę piłkarze trenera Dawida Szwargi wypunktowali 3:0 Radomiaka. Dwa gole zdobył Rumun Bogdan Racovitan, a w końcówce wynik ustalił John Yeboah.

Wygrana miejscowych mogła i powinna byuć wyższa, ale np. tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego rzutu karnego nie wykorzystał Chorwat Fran Tudor. Jego strzał z 11 metrów obronił Albert Posiadała. To już trzecia zmarnowana jedenastka w tej kolejce, podobnie było przed tygodniem.

Humory "Medalikom" i ich kibicom popsuły kontuzje bośniackiego obrońcy Adnana Kovacevica i Serba Srdjana Plavsica, którzy z tego powodu musieli opuścić boisko. A już w czwartek czeka Raków drugi mecz w fazie grupowej Ligi Europy - w Sosnowcu ze Sturmem Graz.

Radomiak, który w lidze nie wygrał od pięciu kolejek, a odpadł też z Pucharu Polski z trzecioligową Garbarnią Kraków, ma 11 pkt i zajmuje 12. lokatę.

Na prawdziwy rollercoaster zabrali swoich sympatyków piłkarze Lecha. W czwartek w świetnym stylu pokonali na własnym stadionie Raków 4:1, a w niedzielę byli tylko tłem dla skutecznie grającej Pogoni, której ulegli w Szczecinie aż 0:5.

Już do przerwy gospodarze prowadzili 3:0, a pierwszego gola na polskich boiskach uzyskał Fredrik Ulvestad. Norweg asystował też przy trafieniach Austriaka Alexandra Gorgona i Ormianina Wahana Biczachczjana. Na początku drugiej połowy do bramki gości trafił Kamil Grosicki, a tuż przed końcowym gwizdkiem wynik ustalił Mariusz Fornalczyk.

"Wynik 5:0 robi wrażenie. To nie był nasz dzień - ani mój, ani żadnego z piłkarzy. Paradoksem jest to, że po najlepszym meczu w sezonie zagraliśmy najsłabszy. Musimy o tym meczu zapomnieć i się podnieść, a podniesiemy się na pewno" - ocenił trener pokonanych John van den Brom.

Pogoń tym samym zrehabilitowała się w oczach swoich kibiców za porażkę w środku tygodnia z Legią (3:4). "Portowcy" potwierdzili też, że wybitnie nie leżą Lechowi, który w niedzielę doznał najwyższej porażki od 1 kwietnia 2000 roku, kiedy w identycznym stosunku przegrał w stolicy z Polonią, ale dwie kolejne sromotne wpadki to 1:5 w Szczecinie w lutym 2014 roku i 0:4 u siebie z tym rywalem w grudniu 2020.

Grający w tym sezonie bezkompromisowo szczecinianie - po pięć zwycięstw i porażek - mają 15 pkt i są na siódmej pozycji. "Kolejorz", który ma jedno zaległe spotkanie, z 17 jest piąty.

Złą passę - pięć meczów w ekstraklasie bez wygranej - przełamała Cracovia, która pokonała ŁKS 2:0.

Mecz w Łodzi ułożył się idealnie dla gości, gdyż już w 21. minucie wygrywali 2:0 po trafieniu głową Rumuna Virgila Ghity i uderzeniu zza pola karnego Macedończyka Janiego Atanasova.

Duży udział mieli w tym piłkarze beniaminka, którzy na bardzo dużo pod swoją bramką pozwalali podopiecznym trenera Jacka Zielińskiego. 19-letni bramkarz gospodarzy Aleksander Bobek popełnił błąd we własnym polu karnym faulując Kacpra Śmigielskiego, ale rzutu karnego nie wykorzystał Rakoczy.

Puszcza Niepołomice też prowadziła 2:0 z Ruchem, ale "Niebiescy" wyrównali w doliczonym czasie drugiej połowy.

Oba gole dla ekipy z Niepołomic uzyskał Łukasz Sołowiej. Drugiego z wykonywanego dwa razy rzutu karnego. Najpierw Marcel Pięczek nie zdołał pokonać Michała Buchalika, który odbił piłkę. Po chwili jednak gra została przerwana i arbiter nakazał powtórkę "jedenastki", gdyż Patryk Sikora za szybko wbiegł w pole karne. Tym razem do piłki podszedł właśnie Sołowiej i pewnym strzałem podwyższył prowadzenie Puszczy.

Bramkarz Puszczy Oliwier Zych nie miał nic do powiedzenia w 66. min, gdy Tomasz Swędrowski popisał się efektownym strzałem z dystansu, a w ostatniej akcji meczu do remisu strzałem głową doprowadził Michał Feliks.

"Złość to jest za małe słowo, aby wyrazić to, co czuję. Niestety, znowu popełniamy kardynalny błąd, bo takim był sposób gry w drugiej połowie. Takie zachowania i przeświadczenie, że jakoś się przetrwa nigdy się nie sprawdza" - grzmiał trener Puszczy Tomasz Tułacz.

Jego zespół z dziewięcioma punktami jest 16. i wyprzedza mające po dwa mniej ekipy Ruchu i ŁKS, co oznacza, że w strefie spadkowej są tylko beniaminkowie.

W piątek dwa spotkania zakończyły się wynikiem 3:2. Piast wygrał w Gliwicach z Widzewem Łódź, a Stal uległa w Mielcu Koronie Kielce.

Gliwiczanie wygrali dopiero drugi mecz w sezonie, a spora w tym zasługa Serhija Krykuna, który zdobył dwa gole w pierwszej połowie. Ukrainiec to jedyny piłkarz Piasta, który w tym sezonie zdobywa gole z gry.

Dzięki zwycięstwu Piast wyprzedził w tabeli o punkt łodzian, którzy doznali pierwszej porażki pod wodzą trenera Daniela Myśliwca.

Z kolei Korona dzięki wywiezieniu trzech punktów z Mielca wydostała się ze strefy spadkowej. Stal doznała pierwszej w sezonie porażki na własnym stadionie.

Tę kolejkę zakończy w poniedziałek pojedynek Górnika Zabrze z Zagłębiem Lubin.

(PAP)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama