Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 00:10
Reklama KD Market

O co walczą republikańscy kandydaci

O co walczą republikańscy kandydaci
Debata republikańskich kandydatów na prezydenta w Milwaukee, 23 sierpnia fot. JIM VONDRUSKA/EPA-EFE/Shutterstock

Za nami pierwsza debata republikańskich kandydatów ubiegających się o nominację w wyborach prezydenckich. W debacie zabrakło głównego aktora. Donald Trump wcześniej poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych, że jego przewaga w sondażach jest tak duża, że nie ma sensu, by brał udział w jakichkolwiek debatach. Byłemu prezydentowi nie szkodzą kolejne akty oskarżenia. O co więc biją się pozostali?

Trump cieszy się w sondażach średnią przewagą w granicach 55 procent. Ośmiu kandydatów, którzy starli się w Milwaukee w Wisconsin, łącznie może liczyć na poparcie rzędu 37 procent. Zdecydowana większość z nich dodatkowo nie zdecydowała się na krytykę byłego prezydenta. Wyjątkiem był Chris Christie, który za to został wybuczany przez pro-trumpowską widownię. Jason Miller, były strateg Donalda Trumpa, mówił, jeszcze zanim dyskusja się rozpoczęła, że ci kandydaci, którzy stanęli do rywalizacji z jego byłym szefem, mogą co najwyżej ubiegać się o miejsce w kolejnej administracji, której szefem będzie… Trump.

Na co liczył establishment GOP?

Nie od dziś wiadomo, że wielu osobom z kierownictwa Partii Republikańskiej, szczególnie po stronie senackiej, nie jest po drodze z Donaldem Trumpem. Jedynym, który od czasu do czasu otwarcie krytykuje byłego prezydenta, jest Mitt Romney. Sam Trump oskarża o zmowę przeciwko niemu lidera republikańskiego mniejszości, senatora z Kentucky Mitcha McConnella. Niedawno pisał o nim w mediach społecznościowych, że sędziwy senator chciał jego odwołania na drodze impeachmentu. W rzeczywistości, o ile McConnell krytykował Trumpa za jego bierność w czasie szturmu na Kapitol 6 stycznia 2021 r., to w obu procesach, jakie Kongres wytoczył ówczesnemu gospodarzowi Białego Domu, głosował za jego uniewinnieniem.

W szeregach partii jest dużo osób, które stały się zakładnikami Trumpa. Bardzo często ich poglądy w sferze spraw zagranicznych są absolutnie sprzeczne z głoszonymi przez ich faworyta do prezydenckiej nominacji. Przykładem jest choćby Lindsey Graham. Niegdyś bliski przyjaciel Joe Bidena – pomimo linii politycznego podziału – w sprawach dotyczących pomocy Ukrainie jest jednym z jastrzębi, czyli zwolenników twardej postawy wobec Rosji. Co więcej, to Graham wymaga od administracji jeszcze większego zaangażowania w stawienie oporu Putinowi, co nie przeszkadza mu absolutnie milczeć w sprawie głoszonych przez Trumpa opinii sugerujących „bystrość” rosyjskiego dyktatora. Dlatego ci, którzy oglądali w szeregach Republikanów debatę prezydencką, mieli nadzieję, że wyłoni się kandydat, który będzie w stanie wyrwać partię ze szponów milionera z Mar-a-Lago. Srodze się zawiedli.

Vivek, czyli trumpizm na sterydach

Chociaż dziennikarze mediów liberalnych nie do końca to przyznawali, to zdecydowanym zwycięzcą debaty został Vivek Ramaswamy. Przedsiębiorca sektora technologii szybko stał się pupilkiem części radykalnej prawicy. Trudno dziś oceniać, czy Ramaswamy ma szansę na prezydencką nominację – chyba raczej nie. On sam, jak się szacuje, ustawia się w pozycji, by móc być rozpatrywanym do roli w ewentualnej administracji Trumpa. Niektórzy dziennikarze po prawej stronie sceny nawet zaczęli wyobrażać sobie duet wyborczy: Trump – Ramaswamy.

Co ciekawe, jeszcze w trakcie debaty Vivek Ramaswamy określił Trumpa mianem najlepszego prezydenta XXI wieku, na co były prezydent odwdzięczył się w późniejszym wywiadzie dla telewizji Newsmax, mówiąc, że Vivek „poradził sobie całkiem dobrze”. Vivek spierał się podczas debaty z Mikiem Pencem, oskarżając go o to, że źle zareagował 6 stycznia 2021 r., dopuszczając do zatwierdzenia w Kongresie głosów elektorskich na korzyść Joe Bidena. Atakował Chrisa Christiego i Nikki Haley. A więc starł się z tymi kandydatami, na których dobrym występie zależało cichym przeciwnikom Trumpa w Partii Republikańskiej. Plan się nie udał. Vivek zebrał ponad 450 tysięcy dolarów w donacjach na kampanię, krótko po zakończeniu debaty w Milwaukee.

Vivek Ramaswamy ma mocno radykalne propozycje dotyczące rozwiązania konfliktu w Ukrainie. Zapowiedział, że jako prezydent doprowadziłby do zakończenia wojny w 2025 roku po negocjacjach z Putinem. Stanowczo zawetowałby drogę Ukrainy do NATO, a Rosji pozwoliłby na zatrzymanie zdobytych terytoriów. Były republikański kongresmen z Illinois Adam Kinzinger skomentował te pomysły krótko: „Brzmią jak od osoby finansowej przez Kreml”.

O co chodzi innym Republikanom?

Dla Rona DeSantisa to mogą być decydujące momenty w walce o prezydenturę w 2024 roku. Po przetasowaniach w sztabie wyborczym gubernator Florydy liczy na to, że złapie drugi oddech. Ale na razie niewiele na to wskazuje. Zwłaszcza że kampanijne konto nie powiększa się tak jak Ramaswamy’ego. A pieniądze mogą mieć duże znaczenie, gdy dojdzie do prawdziwej walki o głosy w poszczególnych stanach i trzeba będzie inwestować w nich w telewizyjne reklamy. Te, jak wskazują badania, wciąż mocno działają na starszy, konserwatywny elektorat.

Nikki Haley była popularną postacią w Partii Republikańskiej, gdy pełniła funkcję ambasadora w ONZ. W kampanii lawiruje, oszczędzając Trumpa – a jej prawdziwym motywem może być zdobycie większego rozgłosu dla samej siebie. Prawicowe media widzą jej przyszłość w korporacyjnej Ameryce.

Mike Pence jest coraz słabszym kandydatem, podobnie Chris Christie. Inni liczą się jeszcze mniej. Ten wyścig ma jednego lidera. Lidera, który może sobie pozwolić na ignorowanie reszty stawki. A zaszkodzić mu może jedynie wymiar sprawiedliwości.

Daniel Bociąga[email protected][email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama