Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 21:03
Reklama KD Market

Czy pomoc zawsze pomaga?

fot. Pixabay.com

Pomoc jest nieodłącznym elementem naszego życia. Niejednokrotnie przecież zdarza nam się pomagać innym, a i oni pomagają nam. Pomoc, zarówno ta ofiarowana, jak i przyjmowana przybiera najróżniejsze formy. Niekiedy zatem jest to mniejsza lub większa przysługa, wsparcie materialne, czy też emocjonalne, pocieszenie lub też po prostu obecność.

W życiu rodzica  pomoc nabiera szczególnego znaczenia, gdyż na niej właśnie w dużej mierze opiera się opieka nad naszymi pociechami… I wszystko byłoby pięknie, a nawet idealnie, gdyby nie to, że ten obrazek wspaniałej i zawsze dobrze widzianej pomocy, nie jest do końca prawdziwy, o czym przypomniały mi ostatnie wydarzenia w moim domu.

Daj, ja to zrobię…

Moje dziecko w ostatnich dniach pakowało się na obóz. Dzieciaki doskonale wiedzą,  że to one mają naszykować rzeczy, które chcą zabrać, a ja ewentualnie mogę je dopakować do wspólnych bagaży, jeżeli jest taka możliwość. Tym razem jednak było mało czasu i stwierdziłam, że będzie szybciej jeśli wezmę sprawy w swoje ręce. Jakież było jednak moje zdziwienie kiedy okazało się, że moja pomoc nie spotkała się z ciepłym przyjęciem, łagodnie mówiąc. Efekt był taki, że pakowanie zostało wstrzymane przez różnicę zdań i mogłyśmy do niego wrócić dopiero, kiedy obie strony ochłonęły, a więc potrwało zdecydowanie dłużej niż zakładał plan. 

Czas na ochłonięcie przydał się jednak również po to, abym mogła przypomnieć sobie, że wyręczanie, chociaż podobne do pomocy, to jednak nią nie jest i zamiast wspierać, to ogranicza. Wyręczanie nie daje szans na rozwinięcie skrzydeł wyobraźni, działania, możliwości. To, co daje, to przede wszystkim ograniczenia.

Potrafię lepiej

To rodzicielskie pomaganie (choć nie tylko rodzicielskie), to niekiedy nie pomoc, a raczej pokazanie wyższości: „Ja potrafię zrobić to lepiej niż ty…”, „Ja mam możliwości, których ty nie posiadasz”. Nie mówimy tego wprost, ale swoim zachowaniem dajemy wyraźnie do zrozumienia, że nasze działanie ma drugie dno i nie jest kierowane z serca.

Myśląc o tego rodzaju pomocy w odniesieniu do rodzin, przychodzą mi do głowy rodzice nastolatków, szczególnie tych bardziej charakternych, krnąbrnych. To właśnie im często „pomaga się” jednocześnie dobitnie udowadniając, że to wciąż rodzic jest i dalej powinien być górą. 

Warto przy tym pamiętać, że dzieci zarówno małe, jak i większe doskonale wyczuwają fałsz. Co więcej nastolatki są na niego w pewien sposób wyczulone i niezwykle wrażliwe. Wspomniana „pomoc” bywa zatem jednorazowa, a na odzyskanie zaufania własnego dziecko trzeba znów zapracować.

Tak bardzo Cię kocham…

A z tej miłości pewien kotek z powiedzonka, został zagłaskany na śmierć. Tak bardzo kocham, tak bardzo dbam, że chronię przed każdą formą wysiłku, stresu, niebezpieczeństwa i niemal wszystkiego. Nie pozwalam na żadne konfrontacje, aby dziecko doświadczało wyłącznie radości i przyjemności, ale… Tak się nie da!

Ta pomoc, która ma uchronić drugą osobę przez wszelkimi niebezpieczeństwami, zagrożeniami, ma też swoją bardzo ciemną stronę. Nie mając bowiem kontaktu z czymś, co może być dla nas zagrożeniem, nie jesteśmy w stanie przygotować sobie odpowiedniego zabezpieczenia. Kiedy zamykamy dziecko w takiej „bezpiecznej złotej klatce”, odbieramy mu wolność doświadczania i rozwiązywania problemów. To nie pomoc, a bardziej ograniczanie, które w przyszłości mogą stać się zagrożeniem.

No to ci pomogę…

-„Jadźka, pomóc Ci? -Nie, dam se radę. -Jak chcesz to Ci pomogę. -Nie trzeba. -No to Ci pomogę… – tak rozmawiali ze sobą Witia Pawlak i Jadźka Kargulowa w Samych swoich. W filmie, Witia zaczepiał Jadźkę, bo ta mu się podobała, ale nie ma co ukrywać, w codziennym życiu niejednokrotnie udajemy, że nie słyszymy odmowy z drugiej strony. Często zdarza nam się również w ogóle nie pytać, czy ktoś sobie życzy, abyśmy dodali od siebie „2 grosze”.

Taka pomoc z kolei, może zostać uznana za agresywną, stosowaną na siłę, bez wsłuchania się w rzeczywiste potrzeby tego, kogo chcemy nią uszczęśliwić. Czy to rzeczywiście pomoc? Prawdopodobnie już nie, to bardziej dążenie do celu bez zwracania uwagi na koszty, wśród których może znaleźć się przyjaźń, a nawet miłość naszych najbliższych.

„Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane” – mawia znane powiedzenie. Analogicznie można by powiedzieć o pomocy. Nie zawsze bowiem jest ona prawdziwa, szczera, płynąca z głębi serca. Niekiedy przyjmuje formę pakowania się z buciorami w czyjeś życie, aby nierzadko zrealizować wyłącznie swoje własne potrzeby. Warto się nad tym zastanowić, czy też jako rodzice nie ograniczamy i nie podcinamy skrzydeł naszym dzieciom, tłumacząc, że robimy to wyłącznie dla ich dobra.

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama