Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 04:15
Reklama KD Market

O co walczy Donald Trump?

O co walczy Donald Trump?

Były prezydent usłyszał kolejne zarzuty. Dotyczą one jego roli podczas szturmu na Kapitol 6 stycznia 2021 roku oraz wcześniej – prób wpłynięcia na wynik demokratycznych wyborów. Najpoważniejszy sformułowany zarzuty brzmi: „spisek w celu popełnienia przestępstw przeciwko USA”.

Zwolennicy byłego prezydenta jeszcze w środę w mediach społecznościowych niezgodnie z prawdą sugerowali, że ten zarzut grozi nawet karą śmierci. Tego rodzaju spiskowe teorie pojawiły się na portalu Truth Social, za pomocą którego były prezydent najczęściej komunikuje się ze swymi odbiorcami. „Trump nie kandyduje po to, by uczynić Amerykę ponownie wielką – mówił kilka dni wcześniej podczas wiecu w Iowa były republikański kongresmen Will Hurd, ale kandyduje po to, by uniknąć więzienia” – powiedział, zanim usłyszał lawinę gwizdów i buczenie ze strony sympatyków byłego gospodarza Białego Domu. Hurd sam zgłosił się do wyścigu wyborczego i choć jego poparcie oscyluje w granicach błędu statystycznego, to odważnie atakuje Trumpa. Podobnie jak Asa Hutchison, były gubernator Arkansas: „Przed Donaldem Trumpem sprawy sądowe. Mamy szansę skierować kraj i partię w innym kierunku” – apelował do tłumu. To także nie spotkało się z przyjaznym przyjęciem.

Do grona zagorzałych krytyków Trumpa należy też Chris Christie, były gubernator New Jersey. Christie jeszcze w kampanii z 2016 roku był mocno zaangażowany po stronie ówczesnego kandydata GOP i późniejszego prezydenta. Odsunął się od niego, gdy głośno wyraził swoje rozczarowanie po tym, jak nie znalazło się dla niego miejsce w administracji Donalda Trumpa.

Tymczasem ci, którzy pracowali dla Donalda Trumpa, teraz niechętnie garną się do udzielenia mu poparcia w wyścigu wyborczym. Portal NBC News dotarł do 44 byłych członków jego administracji, sondując, ilu z nich wesprze kandydata. Zdecydowana większość albo odmówiła komentarza, albo wprost stwierdziła, że nie jest na to gotowa. Tylko czterech – wśród nich były szef administracji Białego Domu Mark Meadows przyznało, że będzie aktywnie działać na rzecz ponownego wyboru Trumpa.

Przypomnijmy, że w 2016 roku, chwilę przed objęciem prezydentury – ówczesny prezydent elekt Donald Trump zapowiadał stworzenie historycznej, najlepszej w dziejach administracji. Tłumaczył, że w trakcie swojej działalności biznesowej zawsze zatrudniał „najlepszych ludzi”. I rzeczywiście wiele jego wyborów na prominentne stanowiska w rządzie wywołało zaskoczenie. Jak Rex Tillerson, który został szefem dyplomacji. Później, w opublikowanym nagraniu ujawniono, jak prywatnie nazwał Trumpa „głupkiem”.

Ówczesny prezydent zmieniał też szefów administracji Białego Domu, doradców do spraw bezpieczeństwa narodowego czy rzeczników prasowych. Kto jeszcze pamięta Anthony’ego Scaramucciego, który na stanowisku szefa komunikacji przetrwał 11 dni?

Dziś w gronie najbardziej zagorzałych krytyków Trumpa po stronie Republikanów są Bill Barr – a więc były prokurator generalny w administracji Trumpa oraz John Bolton – przez chwilę jego doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. Ten pierwszy, komentując zarzuty, które prokuratura postawiła byłemu prezydentowi, mówił, że są one bardzo poważne i dyskwalifikują go jako kandydata na najwyższy urząd w państwie. Ten drugi otwarcie przyznaje, że kolejna kadencja Trumpa w Białym Domu może być katastrofą dla Stanów Zjednoczonych i świata.

Są też i tacy, którzy za Trumpem pójdą w ogień. Kongresmenka Marjorie Taylor Greene z Georgii, nie tak dawno wyrzucona z grupy wolnościowej Partii Republikańskiej (Freedom Caucus) tylko w środę opublikowała dwa sprzeczne w znaczeniu komunikaty na Twitterze. W pierwszym napisała: „Wierzę w prawo i porządek”, by chwilę później zakomunikować: „Będę głosować na Donalda Trumpa, nawet jeśli będzie siedział w więzieniu”.

Droga Trumpa do więzienia na pewno jest daleka i wcale nie przesądzona. Nie tylko z powodów czysto prawnych, tzn. strategii, jaką mogą przyjąć jego adwokaci. Wiadomo, że były prezydent będzie powoływał się na pierwszą poprawkę do konstytucji gwarantującą wolność wypowiedzi. Ale tę teorię obala były podwładny Trumpa i były szef Departamentu Sprawiedliwości. „To, że ktoś twierdzi, iż może mówić co zechce – zaznacza Bill Barr – nie oznacza, że może konspirować przeciw demokracji”. Trump także już teraz domaga się od swoich rywali w wyborczym wyścigu, by zapewnili, że jeśli pokonają go w wyścigu i zasiądą w Białym Domu, to skorzystają wobec niego z prawa łaski. Bo on sam zakłada, że jeśli wygra wybory, to na pewno z tej opcji skorzysta. Ale konstytucjonaliści nie wiedzą do końca, czy może. Więc należałoby się w takiej perspektywie spodziewać kolejnego polityczno-prawnego spektaklu.

Wiadomo natomiast, jak zachowają się sympatycy Donalda Trumpa. Sam były prezydent ochoczo ogłasza każdy krok prokuratury skierowany przeciwko niemu, a następnie wzywa swoich zwolenników do wspierania jego funduszu wyborczego. Właśnie w takich momentach notuje rekordowe wpływy na konto. I jak się okazuje, duża część pieniędzy wcale nie jest przeznaczana na cele wyborcze. Trump sprytnie się zresztą zabezpieczył, bo każdy e-mail z prośbą o fundusze zawiera adnotację, że pieniądze mogę być wykorzystywane do innych celów. W ten sposób już ponad 40 milionów dolarów z funduszu wyborczego trafiło na opłacenie obsługi prawnej byłego prezydenta. Co nie ma wpływu na jego sympatyków. Ci bowiem jednym tchem mówią o biznesowym zmyśle, geniuszu i bogactwie Donalda Trumpa, a następnie chętnie wpłacają kolejne datki na niekoniecznie wyborcze potrzeby byłego prezydenta.

Daniel Bociąga[email protected][email protected]


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama