Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 20:46
Reklama KD Market

Jestem silna, ale…

fot. Pixabay.com

„Jestem KOBIETĄ – jestem silna” – takim opisem moja znajoma opatrzyła zdjęcie swoje i swojego umięśnionego ramienia, w mediach społecznościowych. Choć umięśnione ciało nadal jest domeną przede wszystkim mężczyzn, to niejedna z nas również dba o swoje ciało, stara się je ładnie wyrzeźbić, chcąc udowodnić sobie (i innym), że może.

Budowanie silnego, umięśnionego ciała to nierzadko ciężka praca, na którą trzeba poświęcić sporo czasu. Przez niektórych zatem, traktowana jest jako praca zarobkowa. Jednocześnie są osoby, które wcale nie marzą o wyrazistych mięśniach, a z przyjemnością i satysfakcją obserwują ładnie zarysowane mięśnie rąk, czy nóg, co dzieje się u nich niejako przy okazji. W tym miejscu cała na biało może pojawić się niejedna mama, która wcale nie na siłowni, ale w zaciszu własnego domu  ćwiczy regularnie, kilka razy dziennie podnoszenie swego słodkiego ciężaru. 

Na dzieciach, czy też może bardziej wraz z nimi, ćwiczymy naszą siłę fizyczną, a także psychiczną, aby wreszcie usłyszeć: „Ona jest silna, twarda i na pewno sobie poradzi”. Czy jednak na pewno?

Mężczyźni i kobiety

To oni nazywani są najczęściej silnymi, twardymi, a nawet mocarnymi ze względu na swoją tężyznę fizyczną, którą udowadniają prężąc muskuły, odkręcając słoiki, podnosząc samochody, czy też przerzucając pustaki. To im znacznie łatwiej jest pokazać te atrybuty mocy, ponieważ właśnie tak stworzyła ich natura.

Jednocześnie to my jesteśmy najczęściej określane jako słabe, delikatne, kruche, które potrafią złamać się pod ciężarem kilku przykrych słów. To do nas przylgnęło określenie „słaba płeć”, więc tym bardziej staramy się pokazać, że rzeczywistość jest jednak różna od tego typu wyobrażeń i opinii.

Siła fizyczna nie jest jedyną wykorzystywaną i potrzebną nam wszystkim w życiu. Niezwykle ważna jest również ta psychiczna, która pozwala pokonywać najróżniejsze przeciwności losu i kryzysy, i iść przed siebie, nawet pod wiatr. To właśnie ona sprawia, że tak jak śpiewał kiedyś Andrzej Zaucha „Tęgi chłop, co lekko w ręku łamie sztaby, względem baby jest tak, jak dziecko całkiem słaby…”. I warto o tym pamiętać, że jako mężczyźni  i kobiety mamy siłę, którą możemy wspierać siebie nawzajem.

Czasami

Przez setki lat kobiety były traktowane jako ten słabszy, czyli nieco gorszy gatunek. Nasze prababki podjęły walkę, aby zmienić ten stan rzeczy i aby zaczęto zauważać, szanować, a w końcu doceniać kobiety. Dziś, może nadal nie jest idealnie, ale jest znacznie lepiej. Ciekawe jest jednak to, że wiele kobiet nadal potrzebuje zmiany, ale przede wszystkim w swoim myśleniu, aby umieć w końcu powiedzieć „stop” nieustannemu udowadnianiu, że są silne.

Patrzę niekiedy na siebie i widzę, że sprawia mi przyjemność kiedy inni, choć przede wszystkim mój mąż, widzi we mnie silną osobę. Jednocześnie dostrzegam, że niekiedy wcale nie jest wygodne posiadanie takiej łatki Siłaczki, która ze wszystkim sobie poradzi. Nie zawsze przecież mam rzeczywiście siłę do stawiania czoła przeciwnościom losu, niekiedy zwyczajnie brakuje mi pomysłu na rozwiązanie problemu. 

Dostrzegam w tej całej zagmatwanej sytuacji, że czasami chcę być silna, a kiedy indziej chcę móc liczyć na pomoc i wsparcie. Jedno drugiego absolutnie nie wyklucza, bowiem zależy od danego dnia i moich w nim zasobów. Jednocześnie niezwykle ważne jest dla mnie poczucie (przed samą sobą), że potrafię radzić sobie w niejednej trudnej sytuacji, a zwrócenie się do kogoś o pomoc absolutnie tego nie umniejsza. 

Silni my

Takie poczucie jest ważne dla mnie zarówno jako kobiety, jak i matki. Każdego dnia podejmuję się najróżniejszych wyzwań, na których buduję swoje kompetencje. Pozwala mi to wierzyć, we własną moc, siłę i umiejętności. Jednocześnie bywają takie dni, kiedy ogarnia mnie niemoc i czuję, że potrzebuję wsparcia, czy to silnym ramieniem, czy zwyczajnie dobrym słowem. Nie jest to dla mnie ujma. Nazwałabym to raczej współpracą, gdzie druga osoba pomaga mi osiągnąć najlepszy efekt w działaniu.

Według mnie, to właśnie tego powinniśmy uczyć nasze dzieci. Nie jesteśmy przecież robotami, które poradzą sobie z każdą trudnością i w każdych warunkach. Jesteśmy istotami społecznymi, które potrzebują innych i dobrze, jeżeli możemy dzięki temu współistnieniu i współżyciu rozwijać się. Jest to szczególnie ważne w rodzinie, gdzie na swoim przykładzie kształtujemy nowe pokolenie. Może zatem, zamiast wciąż opowiadać naszym synom, że chłopaki nie płaczą, a córkom, że są słabsze od chłopców, warto uświadamiać im, że wszyscy mamy swoje moce, swoje siły i kiedy zaczniemy je wykorzystywać i łączyć ze sobą, wtedy możemy zdziałać jeszcze więcej niż w pojedynkę.

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama