Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 23:09
Reklama KD Market

Teo Rucki wrócił Gangwayem

Teo Rucki wrócił Gangwayem
Grzegorz Dziedzic fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl/Wydawnictwo Agora

Druga część trylogii chicagowskiej Grzegorza Dziedzica

Grzegorz Dziedzic, autor, psychoterapeuta, a do niedawna także nasz redakcyjny kolega, najpierw napisał „Żadnych bogów, żadnych panów”, kryminał retro  – i pierwszy tom trylogii chicagowskiej  – do którego bardzo długo szukał wydawcy. A kiedy książka ujrzała światło dzienne, została od razu nominowana do najważniejszej w Polsce nagrody za najlepszą polskojęzyczną powieść kryminalną lub sensacyjną – Nagrody Wielkiego Kalibru. I nagrodę tę zdobyła. Teraz ukazał się drugi tom trylogii zatytułowany „Gangway”*, już pod skrzydłami wydawnictwa Agora. Natychmiast zebrał pozytywne recenzje, m.in. Łukasza Orbitowskiego i Roberta Małeckiego. Z Grzegorzem rozmawiałam pod koniec maja, przed  jego wizytą w Polsce, gdzie wziął udział w tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, w Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie oraz spotkał się z czytelnikami w Bydgoszczy i Toruniu.

W niedzielę, 11 czerwca w Art Gallry Kafe (przy 127 E Front St. w Wood Dale) odbędzie się spotkanie autorskie z Grzegorzem Dziedzicem. Początek o godz. 4 pm. Wstęp wolny.

Ewa Malcher: Od premiery „Gangway” minęło już kilka tygodni. W Polsce znowu się boją, że zgarniesz im wszystkie nagrody?

Grzegorz Dziedzic: – Ale to dopiero w przyszłym roku! (śmiech) W tym roku nie zgarniam żadnych, bo nic nie wydałem w zeszłym roku. Nagrody zawsze przyznawane są za poprzedni rok.(Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Kryminału odbyła się w dniach 25-29 maja. Nagrodę Wielkiego Kalibru odebrał Marek Stelar za książkę „Krzywda” – red).

Zdradź czytelnikom „Dziennika Związkowego”, jak powstają twoje książki, jak piszesz te historie? To wygląda na ciężką pracę, również jeśli chodzi o research.

–Research ma to do siebie, że trzeba go zrobić raz. Taki duży mam za sobą przy pracy nad „Żadnych bogów, żadnych panów”. Już wiem, jak wyglądało życie wtedy, jak wyglądały realia, sytuacja społeczno-polityczna, kultura, jak wyglądały stroje, samochody, ulice i tak dalej. Ja to wszystko już wiem. To oszczędza mi czas. Teraz robię już tylko research szczegółowy. Dam ci przykład. Pisałem teraz scenę, która odbywa się w słynnym klubie jazzowym w czarnej dzielnicy i musiałem zrobić research na temat tego klubu – gdzie on był, jak wyglądał, kto grał, kiedy grał. Chcę, by było to najbardziej wiarygodne. Tak zbieram materiał – bardzo ogólnie, zorientowany na dane miejsce. I muszę sprawdzać wiele rzeczy, żeby nie powkradały mi się błędy! Już wiem, że w „Gangwayu” mi się powkradały, ale nie powiem jakie (śmiech).

O ja znalazłam jeden, ale to jeszcze w „Żadnych bogów, żadnych panów”. Masz zły kierunek na Ashland Ave, bo nie można tam pojechać na zachód.

– A to bardzo możliwe (śmiech).

Grzegorz Dziedzic fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl/Wydawnictwo Agora

Tymczasem w „Gangwayu” mamy trochę nowości. Są walki bokserskie, jest piesek…

– To może zaczniemy od pieska, bo jak pewnie zauważyłaś, zawsze lubię sportretować zwierzęta w moich książkach i to są zawsze moje zwierzęta! W „Żadnych bogów, żadnych panów” był kot i wzorem tutaj był nasz nieżyjący już kot Twister, który dokładnie tak samo się zachowywał. A w „Gangwayu” ta suczka Prucia, to jest Tosia (pies Grzegorza – red.). To jest oczywiste. W trzeciej części pojawi się nasz nowy kot Petunia. Nawet myślę, żeby zostawić jej prawdziwe imię. Ale to jeszcze zobaczymy. Są zmiany w „Gangwayu”, bo muszą być. Postacie ewoluują, przemieszczają się w czasie i przestrzeni, i żeby być postaciami realnymi i prawdopodobnymi, muszą się rozwijać albo zwijać – nie mogą stać w miejscu! A walki bokserskie to jest bardzo fajna sprawa, jeśli chodzi o taką powieść gangstersko-chuligańską. 

Kolegium redakcyjne w komplecie – Grzegorz Dziedzic, pies Tosia i kotka Petunia fot. Magda Marczewska

Sporo się dzieje w tej książce, oprócz zwierząt i walk bokserskich, ale może nie zdradzajmy wszystkiego. Niech czytają książkę! Ale powiedz nam, jak wymyślasz imiona i nazwiska tych wszystkich bohaterów. Jak ty ich wszystkich ogarniasz? Tam jest tłum gangsterów i opryszków, i każdy ma nie tylko imię i nazwisko, ale też pseudonim! Piszesz im drzewa genealogiczne?

– Nie, ale mam zeszyciki, które są podzielone na miejsca, postacie, wydarzenia, wydarzenia historyczne, które chcę wpleść do akcji i moją własną oś czasu, którą chcę poprowadzić. To się zmienia. Ale postacie zapisuję, często z jakimiś charakterystykami, żeby mi później nie wyszło, że na początku ktoś jest wysoki i dobrze zbudowany, a później się okazuje, że konus (niskiego wzrostu – przyp. red.). A skąd biorę imiona? Trochę wymyślam, ale też w takiej dbałości o realia epoki, to korzystam z książki z 1929 r. „Kto jest kim w Polskim Chicago”. To jest takie opasłe tomisko. Wygląda trochę jak książka telefoniczna, czyli jest mnóstwo imion i nazwisk. Sporo z tego korzystam. Nie chcę wyskakiwać z jakimiś współczesnymi imionami, które teraz są popularne, a wtedy ich prawie nie było, albo w ogóle ich nie było.

A kto był inspiracją dla postaci redaktora „Dziennika Związkowego”, którego jest bardzo dużo w tej części?

– Dla Alberta Rossadowskiego? (uśmiech). Tutaj nikt konkretny nie był inspiracją, bo i „Dziennik Związkowy” się zmienił od tamtych czasów. Wtedy rzeczywiście był taki mocno nacjonalistyczny. Nie wiem, czy dotarłaś do fragmentu, gdzie redaktor Florian Niechacz pisze zmyślony artykuł o sukni i żydowskiej krawcowej… To akurat nie jest zmyślone, bo dotarłem do takiego artykułu w archiwum.

Dzisiaj taki tekst by ci nie przeszedł!

–No właśnie. Dlatego teraz ciężko mi jest wzorować się na kimś. Tym bardziej, że współcześnie ta redakcja jest bardzo okrojona i mała. Kiedyś to była potęga z mnóstwem ludzi. Ale przynajmniej dwie osoby z „Dziennika Związkowego”, które opisuję, to są postacie autentyczne. Czyli redaktor naczelny Jan Przyprawa i Henryk Lokański. To są postacie historyczne, z epoki, które wtedy w „Dzienniku Związkowym” pracowały. Co prawda nie dotarłem do wielu informacji na ich temat i troszkę sobie wyobraziłem, jacy to byli ludzie, ale są.

W drugiej części jest o wiele więcej „Dziennika Związkowego” niż w pierwszej. W „Żadnych bogów, żadnych panów” może wspomniałeś o Dzienniku ze dwa razy. Czy możemy liczyć w części trzeciej też na coś?

– Uchylając rąbka tajemnicy… Część trzecia w ogóle już się zmienia. To będzie powieść czysto gangsterska. Nie będzie tam żadnego wątku kryminalnego. Cały zamysł, który powstał później, pod koniec pisania „Gangway”, jest taki, żeby pokazać drogę gangsterskiej ewolucji. Teodor Rucki (główny bohater – przyp. red.) zaczyna od bycia chłopakiem z ulicznego gangu. Później wchodzi w te struktury, sam je tworzy i wzrasta. I w trzeciej części znajduje się na topie. Każdy z tych etapów ewolucji i gangsterskie kariery niesie za sobą oczywiście swoje zagrożenia i konsekwencje, ale też i benefity. 

A gdzie będzie się działa akcja trzeciej części?

–Głównie na północy Chicago, na Polonijnym Trójkącie, z kilkoma wycieczkami na południe. Co też związane jest z tą ewolucją bohatera. Południe było podłe i robotnicze, z którego raczej trzeba uciekać. Północ była nobilitująca i bardziej elitarna.

A wracając do czasów współczesnych. Pamiętam, że kiedyś obiecywałeś, że będą wycieczki śladem – wtedy „Żadnych bogów, żadnych panów”.

–To jest nadal kwestia otwarta. Ale szczerze mówiąc, to nie mam do tego głowy. Musiałby się tym ktoś zająć. Mam sporo na głowie: pracę, książki, a teraz jeszcze dom na wsi, który trzeba ogarnąć. Ale gdyby ktoś chciał się podjąć zorganizowania takiej wycieczki, to jestem otwarty do negocjacji!

(Tutaj podczas rozmowy narodził nam się pomysł, że idealnym miejscem na spotkanie z czytelnikami mogłaby być Restauracja „Podhalanka” na Polonijnym Trójkącie. I kto wie, czy coś nawet z tego nie wyniknie!-red.)

To na koniec zapytam o odbiór twoich książek. Zazwyczaj widzę, że jest entuzjastyczny – pozytywne komentarze w mediach społecznościowych, recenzje, te wszystkie „lajki”. A zdarzyło ci się usłyszeć coś dokładnie przeciwnego?

– Pewnie, że mi się zdarzyło. Czasem nawet trafi się frustrat. Zdarzyło mi się podczas spotkania autorskiego wejść w polemikę z panem, który absolutnie się nie zgadzał z moim researchem historycznym i próbował go podważać. Miał do tego prawo, ale gdyby poparł to faktami, to wtedy ta dyskusja byłaby ciekawa. Ten pan akurat nie miał za bardzo argumentów, ale był bardzo głośny.

Podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Spotkanie prowadził Michał Nogaś fot. Grzegorz Dziedzic/Facebook

A jak już ukaże się cała trylogia, to masz plany, co będziesz pisał dalej? Zostajesz w temacie kryminału?

– Zostaję przy kryminale. To jest bardzo wdzięczny gatunek. Wystarczy podrzucić trupa i zrobić śledztwo – mniej lub bardziej udane, a jest to tylko pretekst, by napisać o tym, o czym się chce. Plan jest taki, żeby skończyć trylogię. Trochę już jestem zmęczony tym Chicago sprzed 100 lat. Nie chcę też powielać swoich własnych pomysłów. Czytelniczo robi się to nieznośne. W tym momencie jestem w połowie trzeciej części. Jak skończę, chcę napisać bardzo współczesną książkę, dziejącą się tu i teraz, w naszych czasach. Na razie nic więcej nie zdradzę, ale akcja będzie się toczyć w Chicago i w środowisku polonijnym. Mam też pomysł na powieść kryminalną osadzoną na „Jackowie” w latach 80. dwudziestego wieku. Mógłby to być zapis czasu, tej całej „Solidarnościowej” fali emigracyjnej, tych polskich klubów, dancingów. To były bardzo barwne czasy, a wielu naocznych świadków nadal żyje!

Masz na swoim oficjalnym Fanpage’u na Facebooku ma taki opis: „Pisarz to człowiek, który żyje z pisania, więc na razie jestem autorem”. Czy nadal jesteś autorem, czy już pisarzem?

– Na razie nadal jestem autorem i jeszcze trochę nim pozostanę. Kto wie… przyszłość pokaże.

Dziękuję za rozmowę i wyczekujemy części trzeciej!

Rozmawiała: Ewa Malcher[email protected]

*Gangway (ang.) – wąskie przejście pomiędzy budynkami w dużym mieście, np . w  Chicago (urbandictionary.com).

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama