Przechodziłam ostatnio obok wydziału, na którym studiowałam, a ponieważ nie byłam tam od czasu odbioru dyplomu, więc w mojej głowie pojawiło się mnóstwo wspomnień.
Z jednej strony brak windy, obdrapane ściany, pomazane krzesła, a z drugiej pięknie kwitnąca i pachnąca roślinność wokół budynku, wielu świetnie przygotowanych i zaangażowanych wykładowców i sami studenci. Niektórych widzę grających teraz w serialach, śpiewających, podróżujących po świecie. Innych życie dalej splata się z pedagogiką, uczą w szkołach, pomagają dzieciom, młodzieży, czy też rodzicom.
Czym jest jednak to pomaganie? Dobrą radą, sugestią, a może pocieszeniem w trudnych chwilach…? Pytanie to staje się szczególnie ważne, kiedy uświadomimy sobie, że wsparcie okazywane innym i pomoc nie są domeną wyłącznie specjalistów, odpowiednio do tego przygotowanych. Równie często leży ono w naszej gestii, szczególnie kiedy jesteśmy niejako na pierwszej linii.
Codzienność
Niemal każdego dnia spotykamy ludzi, którzy z czymś się mierzą. Dodatkowo, sami również mamy swoje własne przeżycia i trudności. Niekiedy jest to trudny poranek, który wpływa na nasz humor w dalszej części dnia, kiedy indziej choroba, różnica zdań, czy też zwyczajny brak szczęścia. Będąc rodzicami „obsługujemy” często nie tylko swoje trudności, ale po części również te dziecięce. Wsparcie w niektórych momentach wcale nie jest łatwe, szczególnie gdy sami nie czujemy się do końca pewni i to, co pojawia się w naszej głowie, to najczęściej „Nie przejmuj się, będzie dobrze” lub też „Nie płacz, nie jest przecież aż tak źle!”.
Czy takie słowa działają i rzeczywiście pomagają? Prawdopodobnie najprostszym sposobem znalezienia odpowiedzi na to pytanie jest cofnięcie się pamięcią do niektórych sytuacji. Przypuszczam, że większość z nas, jeżeli nie każdy, usłyszał w swoim życiu przynajmniej od jednej osoby „Nie ma się czego bać…”, „Nie ma się czym denerwować”, czy też „Będzie dobrze!”
Działa?
Niekiedy pozwala nam się oderwać na chwilę od problemów. Na te mniejsze, łatwiejsze do pokonania, może to być jakiś sposób, te większe natomiast prędzej czy później wracają i czujemy podświadomie, że możemy zostać z nimi sami, bo druga strona się boi.
Dobre rady
Byłam ostatnio świadkiem dwóch rozmów, gdzie ktoś znajomy i pielęgniarka udzielali dobrych rad mamom dzieci niepełnosprawnych.
„Powinniście też zadbać o siebie, gdzieś wyjść, trochę się zrelaksować…” – mówiła pierwsza. Mama słuchała tego cierpliwie, a gdy znajoma skończyła, zadała jedno krótkie pytanie: „To wpadniesz do nas zająć się naszą córką?” W tym momencie osoba, która jeszcze przed chwilą miała bardzo dużo do powiedzenia, zaczęła się wycofywać i bardzo szybko zakończyła rozmowę.
Następna była pielęgniarka, która postanowiła pouczyć mamę kilkuletniego autysty, że powinna syna przymusić do określonego zachowania, które byłoby dla niej znacznie wygodniejsze. Mama wiedziała, że próby zmuszania zwiększają opór, a kiedy ten zaczyna rosnąć, ciężko osiągnąć cokolwiek. Tym razem również delikatne: „Czy Pani już udało się przekonać do czegoś mojego syna? Mi tak, ale tak jak uczono mnie na terapii” zakończyło próby ingerencji, które niewiele zmieniają poza samopoczuciem pouczanego rodzica.
Dobre rady nie są skutecznym sposobem pomocy. Jeżeli rzeczywiście dostrzegamy problem i zależy nam, aby wesprzeć tą drugą osobę, znacznie skuteczniej jest zapytać: „Czy mogę Ci jakoś pomóc?/ Jak mogę Ci pomóc?/ Czego potrzebujesz?” Dopiero takie podejście sprawia, ze druga strona czuje się zauważona.
Pocieszactwo
Ksiądz Jan Kaczkowski, który sam był śmiertelnie chory, niejednokrotnie powtarzał, że ludzie chorzy, czy w kryzysie nie potrzebują „pocieszactwa”, które jest jedynie wyrazem strachu drugiej strony. Zdarza nam się mówić „Będzie dobrze” kiedy wcale nie wiemy, czy rzeczywiście tak będzie, „Poradzisz sobie z tym”, kiedy to nie od nas zależy, a w drugiej osobie może wywoływać poczucie winy, że być może za słabo się stara, kiedy jej działania nie przynoszą oczekiwanych efektów.
W każdej kryzysowej sytuacji potrzebujemy czuć, że nie jesteśmy sami, że mamy wokół siebie przynajmniej jedną osobę, która będzie przy nas, która niekiedy tylko posiedzi z nami w ciszy lub użyczy ramienia, abyśmy mogli się wypłakać.
To, co naprawdę pomaga w sytuacji kiedy bliska nam osoba przechodzi kryzys, czy mierzy się z potężnym wyzwaniem, to otwarcie przed nią serca i niekiedy nawet przyznanie, że nie wiemy, co powiedzieć, ale chcemy być blisko, tak po prostu…
Wracając do wspomnianego przeze mnie na początku wydziału, przechodząc obok, mój wzrok padł na tabliczkę z cytatem z Konfucjusza: „ Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem”. To właśnie na tym opiera się bardziej profesjonalne wsparcie, ale także rodzicielstwo. Pouczenia, uwagi, dobre rady rzadko kiedy są wspierające i rzeczywiście przynoszące właściwe efekty, bądźmy blisko, działajmy i pozwólmy drugiej stronie działać, nawet po swojemu!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!