Niejednokrotnie zwracamy naszym dzieciom uwagę, aby podzieliły się łakociami, czy też zabawkami ze swoim rodzeństwem, znajomymi dziećmi, czy też rówieśnikami. Często natrafiamy tym samym na pewien opór, kiedy maluchy odmawiają, podkreślając to silnym i stanowczym: „Moje…”.
Zastanawiam się ostatnio nam naszym byciem częścią jakiejś mniejszej, czy większej wspólnoty. Nie jest to łatwe, kiedy nie do końca wiemy kim jesteśmy i co możemy wnieść do grupy. Patrząc w ten sposób możemy dostrzec, że naturalną kolejnością jest zaczęcie od siebie, rozwijanie i poznawanie siebie jako jednostki, aby następnie móc zacząć działać w grupie. Może więc zamiast wymuszać na dzieciach dzielenie się, warto pozwolić im na zbudowanie swojego „obrazu” danej rzeczy, aby później tą już sobie znajomą rzecz, było łatwiej przekazać dalej…?
Jak zatem dbać o tą dziecięcą indywidualność, która w przyszłości wniesie wartość w to, co nasze?
Mój pokój
Niekiedy będzie to cały pokój, kiedy indziej jakaś jego część, szafka, szuflada, czy też półka. To, co ważne, to przede wszystkim jakaś przestrzeń tylko dla dziecka. W tym miejscu będą przechowywane jakieś pamiątki, małe „tajemnice”, lub też będzie to coś w rodzaju „bezpiecznego miejsca”, gdzie można się na chwilę zaszyć, schować przed światem i zmartwieniami, pobyć chwilę z własnymi myślami i z sobą samym.
Ta potrzeba prywatności jest naturalna i pojawia się już u przedszkolaków. Oczywiście na tym etapie większość, jeżeli nie wszystkie tajemnice zostają niemalże natychmiast wyjawione osobom, które cieszą się dziecięcym zaufaniem. Z czasem rozwijamy większą dyskrecję i pojawiają się w naszym życiu takie aspekty, które nie będą przeznaczone dla wszystkich, a niekiedy pozostaną znane wyłącznie nam samym.
Dla niejednego rodzica jest to dość trudne doświadczenie, kiedy drzwi dziecięcego pokoju nagle zamykają się i wymagane jest od nas, abyśmy zapukali i poczekali na zaproszenie. Nierzadko upatrujemy w tym braku zaufania, czy też zwiększenia dystansu, zapominając o tym, że jest to najzupełniej normalny etap życia naszych dzieci, już nastolatków…
Moje zdanie
Jakby to było łatwo i przyjemnie, gdyby dzieci robiły wszystko to, o co są proszone. W ten sposób jednak „szkoli się” roboty i maszyny. Jeżeli chodzi o dzieci, to w pewnym momencie rodzice przestają być najważniejszymi osobami w ich życiu, a tym samym zaczynają one słuchać bezwarunkowo kogoś zupełnie innego. Im wcześniej sobie to uświadomimy, tym łatwiej będzie nam pogodzić się z faktem, że dzieci mogą, a nawet powinny mieć swoje zdanie, a naszym zadaniem jest im to umożliwić.
Warto od razu wyjaśnić, że nie chodzi o to, aby przytakiwać i przystawać na każde „Chcę…” i „Nie…” naszej pociechy. Chcąc pokazać dziecku, że każdy może mieć własne zdanie, warto dyskutować, przedstawiać argumenty i tego też wymagać od drugiej strony. Maluchy oczywiście nie będą przedstawiać nam racji na poziomie osób dorosłych, ale zaczną budować większą świadomość. Takie ćwiczenia są dobre dla obu stron, aby zdać sobie sprawę, dlaczego zależy nam na tym, o co walczymy.
Nadal również dość często deklarujemy, że słuchamy dzieci, traktujemy je poważnie, tymczasem jest tak kiedy to, o czym mówią lub sygnalizują, zgadza się z naszą opinią. Spotykam wciąż dzieci, które są zmuszane chociażby do najróżniejszych zajęć dodatkowych pomimo ewidentnego braku zainteresowania z ich strony. Dziecko nie zawsze powie, że nie chce chodzić, niekiedy pokazuje brakiem współpracy z osobą prowadzącą, czy też regularnym złym samopoczuciem przed zajęciami, które mija jak tylko odpuścimy. Warto zatem otworzyć nasze oczy, uszy i serca na dzieci, aby usłyszeć to, co rzeczywiście chcą nam przekazać, a nie tylko to, co chcemy usłyszeć.
Moja decyzja
Kiedyś byliśmy „jednością” z naszym dzieckiem, ale dziś jest ono osobną istotą. Na początku to do nas należy większość decyzji dotyczących naszej pociechy. My wybieramy ubranka, zabawki, pierwsze rowerki, przedszkole, a nawet i szkołę podstawową, ale w miarę upływu czasu, warto przekazywać pewne stery w ręce dziecka.
Choć niekiedy jest trudno uwierzyć, że nasze maluszki sobie poradzą, to warto próbować przekazywać im taką odpowiedzialność. Na początku możemy je asekurować poprzez chociażby zabranie ubrania na zmianę, kiedy to wybrane przez dziecko wydaje nam się nieodpowiednie. Ćwiczmy jednak oddawanie sterów życia naszym dzieciom, pozwalając i im ćwiczyć podejmowanie decyzji. Jednocześnie bądźmy blisko pokazując możliwości, akceptując decyzje dziecka, czy wspierając w razie porażki. To jedyny sposób, aby nabrało ono pewności siebie w codzienności.
Usłyszałam kiedyś zdanie, że „Nie wychowujemy naszych dzieci dla siebie, ale dla społeczeństwa, które będą kształtować”. Aby społeczeństwo miało szansę przetrwać potrzebuje ludzi świadomych, trzeźwo myślących, znających swoją wartość, również tą, która będzie ważna z perspektywy grupy. Ciężko nam jednak będzie wychować niezależnych i świadomych ludzi skłaniając ich nieustannie do rezygnacji z siebie i swoich potrzeb. Pozwólmy im zacząć od zbudowania siebie i poznania własnych możliwości, aby umiały również dostrzec wartość drugiego człowieka.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!