Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 26 grudnia 2024 08:02
Reklama KD Market

Sianie i zbieranie

fot. Pixabay.com

Sokratesowi przypisuje się słowa: „Natura dała nam dwoje oczu, dwoje uszu, ale tylko jeden język po to, abyśmy więcej patrzyli i słuchali, niż mówili”. Współczesny świat jednak wywrócił wszystko do góry nogami i choć przyglądamy się, to często nie widzimy, choć nasłuchujemy, to nie słyszymy. Te wszystkie braki rekompensujemy za to słowotokiem, który ma sprawić, abyśmy zostali dostrzeżeni. Jak jednak mówić, kiedy nie do końca wiadomo, o czym…? 

Nie zawsze czekamy z naszą wypowiedzią aż rzeczywiście będziemy mieli coś do powiedzenia. Co więcej, strzelamy słowami jak z karabinu, często na oślep, mając nadzieję, że któreś trafi do celu. Rzadko jednak zwracamy uwagę, że wypowiadane przez nas słowa, zdania nie giną w próżni, lecz mają moc i niekiedy rzucone mimochodem mogą zranić. Tymczasem to, co mówimy i jak mówimy jest szczególnie ważne kiedy kształtujemy, wychowujemy przyszłe pokolenie. To, co zasadzimy w ich głowach, w przyszłości wyrośnie na piękne drzewo lub też kolczasty krzak.

Grochem o ścianę

Jako rodzice, niejednokrotnie skarżymy się do innych lub sami do siebie, że nasza komunikacja z dzieckiem bywa jednostronna. Mówimy, mówimy, ale nie przynosi to żadnego efektu. Niektórzy z nas zatem powtarzają w kółko to samo, w nadziei, że w końcu coś „kliknie”, inni idą w krzyk, szantaże, manipulacje, drobne złośliwości. Są też tacy, którzy godzą się z tym, że czasami dociera, a kiedy indziej niestety nie.

Nie bez powodu, pisałam już wielokrotnie, że dzieci nas nie słuchają, ale uważnie obserwują co i jak robimy, aby później nas naśladować. Dajemy im przykład radzenia sobie z trudnościami, stresem, ale również budowania relacji, czy też podejścia do najróżniejszych wyzwań. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że choć może nam się wydawać zupełnie inaczej, to nasze słowa też w nich zostają. Nie te z mądrościami, pouczeniami, za pomocą których próbujemy ich „poprawić”, ale przede wszystkim te oceniające, krytykujące i komentujące nie zachowania, ale ich samych.

Dobrymi chęciami…

… jest piekło wybrukowane – mawia jedno z przysłów. Większość naszych, rodzicielskich działań jest podyktowana przecież dobrymi chęciami, a jednak nie zawsze wychodzi idealnie. Możemy przekazać naszym dzieciom tylko to, co sami posiadamy. Jeżeli zatem sami kiedyś byliśmy „motywowani” do większego wysiłku, do jakichkolwiek działań przez lawinę uwag, to ciężko jest wyjść poza zakodowany schemat.

Z drugiej strony, nie jest też tak, że jeżeli czegoś się nauczyliśmy, to nie możemy tego zmienić. Da się, choć oczywiście wymaga to sporo pracy, którą jednak warto podjąć, aby w przyszłości zebrać plon w postaci pewnego siebie młodego człowieka, kroczącego teraz swoją drogą ku dorosłości.

Warto zauważyć i zapamiętać, że znacznie skuteczniejsza jest motywacja oparta na zauważeniu i docenieniu wkładanego wysiłku niż ta krytykująca i wyolbrzymiająca każde potknięcie. Podejście pozytywne bazuje na naturalnej potrzebie każdego człowieka do bycia zauważonym i docenionym, a przez to ważnym. Krytyka niezmiennie sprawia, że chcemy się zapaść pod ziemię, zniknąć. Dzieci czują to dokładnie tak samo, wciąż oceniane negatywnie kulą się, garbią i chowają.

Głowa i ciało

Widzę sama na sobie, że każdy stres odchorowuję migreną następnego dnia. Myślę, że nie tylko ja tak mam, bo przecież nasz umysł jest częścią naszego ciała i nie da się ich rozdzielić. Ma to oczywiście swoje plusy i minusy. Ciało „wyrzuca” z siebie długotrwały stres, obciążenie psychiczne, a jednocześnie chociażby za pomocą oddechu możemy regulować nasz stan emocjonalny i wprowadzać spokój do naszego umysłu.

Pamiętam jak robiłam kiedyś pewien eksperyment z ryżem, którego podobne porcje włożone zostały do dwóch zamkniętych później słoików. Jeden ryż był „dobry”, drugi „zły”. Do pierwszego mówiłam miło, delikatnie, z uczuciem i docenieniem. Drugi „słyszał” wyłącznie obelgi, krytykę i dezaprobatę. Już po kilku dniach było widać różnicę, bo choć oba stały w identycznych warunkach, to ten „zły” zaczął pleśnieć i wyraźnie się psuć, podczas gdy „dobry” nie wykazywał żadnych zmian.

Niezależnie od tego, czy wierzymy w takie eksperymenty jak ten z ryżem, warto zwrócić uwagę na samego człowieka, który chwalony „rośnie”: prostuje się, jaśnieje jakby, a krytykowany kuli ramiona, spuszcza głowę i zapada się.

Ostatnio oglądamy z mężem serial, w którym jedna z bohaterek wraca do swojego rodzinnego domu i zwraca uwagę ojcu, że nigdy w nią nie wierzył, natomiast wciąż powtarzał, aby czegoś nie robiła, zostawiła, a nawet nie próbowała, bo przecież jest taka delikatna… Zachowanie ojca zapewne podyktowane było troską, aczkolwiek zostało odebrane jako brak wiary we własne dziecko. Dopiero sytuacja kryzysowa pozwoliła mu spojrzeć na córkę w zupełnie inny sposób i zauważyć, że to, co uważał za słabość, stało się jej ogromną siłą, która może imponować innym, a nawet ratować życie.

Słowa mogą budować, sprawiać przyjemność, motywować i rozwijać. Mogą również gasić, odbierać energię, wiarę w siebie, zabijać miłość do siebie, czy zwyczajnie sprawiać ból. Zwracajmy zatem uwagę na wysiłki naszych dzieci i zamiast nieustannie próbować je poprawić, zacznijmy dostrzegać to, co w nich dobrego, wspaniałego i to wynośmy na pierwszy plan, niech jak najczęściej czują się docenione i ważne, szczególnie dla nas – ich rodziców.

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama