2 kwietnia 2023 zmarł w Warszawie w wieku 83 lat Stanisław Wojciech Malec – świetny aktor, znany zarówno w Polsce, jak w Chicago. Pogrzeb odbędzie się w rodzinnej miejscowości Szydłów w Polsce pod koniec sierpnia. W czwartek, 6 kwietnia w domu pogrzebowym Galaxy na ulicy Grójeckiej w Warszawie odbyło się spotkanie pożegnalne Zmarłego. Uczestniczyli w nim przyjaciele i rodzina. W Chicago występował na polonijnych scenach – w Kabarecie Bocian, w Teatrze Przy Stoliku czy w Wieczorach z Poezją. Śp. Stanisław Wojciech Malec wspominany jest na naszych łamach przez przyjaciół z chicagowskich kręgów artystycznych.
Gdy śmierć zastuka
Ja zawsze do niego mówiłem Wojtek, chyba większość znajomych i przyjaciół tak się do niego zwracała, choć później dowiedziałem się, że Wojtek lubił, jak do niego mówiono Stanisław, Stasiu. Nigdy nikogo nie poprawiał, jeśli ktoś zwrócił się do niego Wojtek. W końcu pierwsze jego imię było Stanisław.Pomimo że przez ponad 20 lat mieszkaliśmy na emigracji w Chicagolandzie, to jakoś nigdy nie udało nam się razem zagrać na scenie w żadnym spektaklu, kabarecie czy w wieczorku poezji. Nasze artystyczne drogi się rozmijały. Oczywiście nieraz gdzieś tam spotkaliśmy się przelotnie w Wietrznym Mieście na jakimś spotkaniu, zamieniając kilka słów.Pamiętam także już trochę w późniejszym okresie takie przypadkowe spotkanie w sanatorium, gdzie po śmierci mojej mamy wraz z ojcem wybraliśmy się na kilka dni na wycieczkę do Szydłowa i Buska Zdroju. Pijąc mineralne wody w korytarzu sanatorium w Busku Zdroju, nagle otworzyły się drzwi wejściowe i ku memu zdziwieniu zobaczyłem Wojtka wraz z żoną Anią. Ale spotkanie – pomyślałem. Tak trudno nam było się spotkać w Chicago, a tu taka niespodzianka. Oni niedawno przylecieli z Chicago. Potem dowiedziałem się, że Szydłów to miasteczko rodzinne Wojtka, które kilka godzin temu właśnie zwiedzaliśmy.Już po powrocie do kraju na stałe często dzwoniliśmy do siebie. Choć dzieliły nas setki kilometrów, to z każdym miesiącem po tych długich rozmowach zaczynałem Wojtka bliżej poznawać i czułem się, jakbym go znał o wiele lepiej, niż mi się wydawało. Nie wiem dlaczego, ale często mi przypominał, żebym na jego pogrzebie i nad jego grobem wygłosił uroczystą mowę. Teraz już wiem.Jakoś za każdym razem wydawało mi się, że to jakaś mrzonka, raczej głupi żart. Miesiąc temu zadzwonił do mnie i zapytał, czy znam sztukę Woody’ego Allena „Gdy śmierć zastuka“. W tym momencie przeszył mnie jakiś dziwny dreszcz, takie uczucie chłodu, jakbym przebywał przez dłuższy czas w zimnym pomieszczeniu. Wojtek zaproponował mi, abym to przeczytał i może po świętach, żebyśmy się spotkali, bo chciałby to ze mną zrobić. Pomyślałem, dlaczego nie, zresztą planowałem wypad do stolicy, aby odwiedzić Wojtka i kilku moich znajomych, którzy też powrócili już po latach z „dalekiej podróży” z Ameryki. Natychmiast zamówiłem przez internet książkę dramatów Woody’ego Allena i następnego dnia, ku mojemu zdziwieniu, książka czekała na mnie w pobliskim punkcie odbioru.Przeczytałem dramat bardzo szybko i miałem takie mieszane uczucia co do tej sztuki. Taki trochę naciągany komediodramat. Może za szybko ją przeczytałem, ale mimo wszystko pomyślałem, że może warto spróbować to zagrać, przynajmniej się spotkać, przeczytać i postanowić, co dalej. Zbliżały się święta wielkanocne, człowiek trochę był już w wirze gonitwy przedświątecznej, a to zakupy, sprzątanie itd. Nie zadzwoniłem do Wojtka, aby podzielić się wrażeniami z przeczytanego dramatu. Pomyślałem, że zadzwonię później, złożę życzenia i powiem przy okazji, co myślę o tej sztuce. Minęło kilka dni. Był 2 kwietnia bieżącego roku, po godzinie 9 rano odebrałem telefon, zadzwoniła moja dobra znajoma Elżbieta Kochanowska. Powinienem napisać „nasza” znajoma, bo Wojtka znała chyba jeszcze lepiej niż ja. Po powrocie do kraju mieszkali w Warszawie i często się spotykali. Elżbieta oznajmiła, że ma bardzo smutną wiadomość. Od razu zapytałem: kto umarł? I nie wiem dlaczego, ale w myślach pojawił mi się Wojtek.Elżbieta powiedziała w tym momencie – Wojtek Malec.No właśnie, też powiedziała Wojtek, a nie Stanisław. Zasmuciłem się bardzo i nagle, jakbym po raz czwarty usłyszał: pamiętaj Władek, masz nad moim grobem powiedzieć kilka słów. No cóż, Wojtek odszedł w takim bardzo ważnym i wymownym okresie, szczególnie dla nas, ludzi wierzących.Za nami już święta wielkanocne. Chrystus zmartwychwstał, Alleluja! Myślę, że z wiarą i nadzieją na nasze zmartwychwstanie, z życiem wiecznym, jak nam obiecał Pan Jezus, łatwiej żyć w tym trudnym teraz czasie. Nie boję się stwierdzenia ani ośmieszenia, czy też ironii po tym, co tu piszę, ale jeśli człowiek nie zauważa tego, że żyjemy w czasach ostatecznych, to nic na to nie poradzę. Każdy musi odnaleźć prawdę w sobie i zastanowić się choć przez moment nad swoim życiem i drogą, którą podąża. Na zakończenie tych krótkich wspomnień o Wojtku chciałbym przytoczyć kilka słów z poezji ks. Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą, zostaną po nich buty i telefon głuchy…”Nic dodać, nic ująć. Samo życie. Drogi Wojtku, odpoczywaj w pokoju wiecznym. Amen.Władysław Byrdy
***Był aktorem z powołania
Poznałam Wojtka wiele lat temu we Wrocławiu. Jako uczennica liceum, brałam udział w konkursie recytatorskim, a Wojtek, młody aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu, był konsultantem przygotowującym moją grupę do występu. Jego pomoc okazała się niezwykle skuteczna, bowiem konkurs wygrałam.Potem nasze drogi rozeszły się aż do spotkania w Chicago. Wojtek był aktorem z powołania. Pasja twórcza i potrzeba wyjścia na scenę towarzyszyła mu przez całe życie. Do końca snuł plany następnych wyzwań scenicznych. Polonijne środowisko teatralne odczuło wielką stratę, kiedy Stanisław Wojciech Malec podjął decyzję powrotu do Polski. Brakowało go nie tylko na scenie, ale i w życiu prywatnym, jako że dom państwa Malców był zawsze przyjazną przystanią dla licznych przyjaciół. Pomimo odległości Wojtek z dużym zainteresowaniem śledził poczynania teatralne chicagowskiej Polonii i spieszył ze słowami otuchy i gratulacjami po każdym spektaklu.Z wielkim bólem żegnam Cię na zawsze, mój profesorze i przyjacielu.Julitta Mroczkowska
***We śnie odszedł bezpowrotnie
Jeszcze dwa tygodnie temu siedzieliśmy razem przy stole w moje urodziny. Wszyscy śmiali się, żartom nie było końca. Wojtek wygłosił monolog o życiu – jak to Wojtek – nawet prywatnie czuł się aktorem i musiał to zaznaczyć. Czy pomyślał ktokolwiek z nas, że to będzie ostatni występ naszego Wojtka! Potem parę rutynowych wizyt u lekarza i szpital. Piątego dnia rano, 1 kwietnia, we śnie odszedł bezpowrotnie w inne światy.Znałam Wojtka od lat – występował na polonijnych scenach, w Kabarecie Bocian, w Teatrze Przy Stoliku czy w moich Wieczorach z Poezją. Grał też w wielu innych spektaklach, zawsze z ogromnym zaangażowaniem traktował każdą rolę.Wojtek, absolwent krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej, potem aktor scen wrocławskich i warszawskich, kochał zawód aktora, kochał „być” na scenie, szanował widza i dlatego też miał liczną widownię!Wojtku, piszę to w dwa dni po Twoim odejściu, jeszcze to do mnie nie dochodzi. Zostawiłeś w mojej pamięci nasze „sprzeczki” na temat ról, nasze radości z sukcesów, naszą wieloletnią pracę, znajomość i przyjaźń.Jestem z Hanią w stałym kontakcie, więc się nie martw! Jeszcze składam Dominice i Mateuszowi – Twoim dzieciom – wyrazy współczucia, wiem, jak im ciężko.No cóż, Wojtku, jak Cię znam, już szykujesz jakiś monolog, aby z chórem Aniołów wystąpić przed Panem Bogiem.ŻegnajElżbieta Kochanowska-Michalik
***
Był ulubieńcem Polonii amerykańskiej
Wiadomość o śmierci Wojtka była dla nas szokiem. Wykrusza się niestety grupa aktorów i wykonawców kabaretu Bocian. Po Januszu Pliwko, Ewie Milde, Zbyszku Bernolaku odszedł Wojtek Malec, który był ulubieńcem Polonii amerykańskiej. Zaskakiwał różnorodnością swojego repertuaru. Od poważnej poezji począwszy, poprzez piosenki songi, jak i lekkie, niejednokrotnie swawolne piosenki kabaretowe. Był również świetnym aktorem teatralnym. Nie mieliśmy niestety okazji oglądać Go w Polsce w teatrze Ateneum, ponieważ na ogół w tym samym czasie mieliśmy trasy koncertowe. Polonijna publiczność mogła jednak ocenić Jego kunszt aktorski w sztukach wystawionych w Chicago (między innymi w „Emigrantach” Mrożka). Z ogromnym żalem i smutkiem żegnamy Cię, Wojtku.Lilianna i Andrzej Piekarscy
***
„Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga...”
Tak śpiewaliśmy w kabarecie Bocian, gdy Wojtek miał imieniny. Dziś pozostanie wspomnienie i niezapomniane kreacje śp. Stanisława Wojciecha Malca. Nie mogę przyjąć do świadomości, że Go nie ma wśród nas.Wojtek, znakomity aktor. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Jego interpretacje monologów, wierszy czy też piosenek zawsze wzbudzały w widowni wielkie emocje i doceniano jego kunszt gromkimi brawami. Wielką przyjemność miałem, grając z Wojtkiem „Emigrantów” Mrożka w reżyserii Ewy J. Milde. Jego wkład w rozpowszechnianie kultury w polskim środowisku jest nieoceniony. Przyjacielski, twórczy, pełen serdeczności – taki pozostanie w mojej pamięci.Dziękuję Ci, Wojtku, że dane mi było poznać Ciebie i jako artystę, i prywatnie. Pozostały nagrania wideo, do których nieraz będę, a pewnie będziemy powracać. Niech niebiańska scena będzie przyjazna dla Ciebie. Już brak Ciebie odczuwam. Hani, Dominice i Mateuszowi przekazuję wyrazy współczucia i szczere kondolencje składam.Bogdan Łańko
Zdjęcia z archiwum Bożeny Jankowskiej