Rosjanie bili mnie młotem kowalskim, znęcali się nade mną psychicznie, strzelali mi obok głowy; po tych torturach nie mogłem chodzić przez dwa miesiące - wyznał w środowym reportażu Radia Swoboda Ołeksandr, mieszkaniec okupowanego w ubiegłym roku przez najeźdźców Wołczańska w obwodzie charkowskim.
"Słyszałem, jak krzyczeli do kogoś, żeby przyniósł młot kowalski. Gdy potem prowadzili mnie (do katowni), jeden z Rosjan uderzył mnie tym młotem w plecy. Upadłem. Podnieśli mnie, powlekli za ręce, położyli, rozebrali. Następnie znęcali się nade mną przez całą dobę. Bili, kazali stać z rękami nad głową, strzelali obok głowy. Kolejnego dnia wywieźli mnie w pole i tam wyrzucili z samochodu. Wracałem do domu piechotą, pokonałem 12-15 km. Po wszystkim przez dwa miesiące w ogóle nie mogłem chodzić" - relacjonował Ołeksandr.
Wielu mieszkańców Wołczańska było podejrzewanych o współpracę z ukraińskim wojskiem. W szczególnie okrutny sposób najeźdźcy traktowali osoby, których członkowie rodzin, np. synowie lub bracia służyli w armii.
"Mój syn jest żołnierzem od 2014 roku. (Rosjanie) zabrali mnie właśnie ze względu na syna. (...) Znajomemu złamali obojczyk i szczękę, bili go po głowie. Mnie torturowali elektrowstrząsami w nerki" - powiedział mężczyzna o imieniu Serhij.
Funkcjonariusze policji z Wołczańska poinformowali w reportażu Radia Swoboda, że za szczegółowe rewizje cywilów, czyli tzw. filtracje odpowiedzialni byli żołnierze rosyjskiej Gwardii Narodowej (Rosgwardii). Osoby, które nie przeszły filtracji, zabierano na tortury do katowni utworzonej na terenie jednego z zakładów przemysłowych.
"Przyszli rano, nałożyli mi na głowę worek, skrępowali ręce i wywieźli w nieznanym kierunku. Gdy dotarliśmy na miejsce, przywiązali mnie do krzesła i pytali o moje kontakty - kiedy, z kim i dlaczego się spotykałem. Potem postawili mnie pod ścianą, strzelali koło nóg i ucha z automatu Kałasznikowa. Przypalali mi też palce zapałkami. Następnie zaczęli wysyłać ludzi do prac przy kopaniu okopów. Kopałem je przez siedem dni, a wypuścili mnie dopiero po 17 dniach" - opowiadał nastoletni chłopiec, przedstawiony jako Wasilij.
W całym obwodzie charkowskim zidentyfikowaliśmy 27 rosyjskich katowni, w których torturowano cywilów - przyznał jeden z policjantów cytowanych przez Radio Swoboda.
Położony nieopodal granicy z Rosją Wołczańsk liczył przed inwazją Kremla około 17 tys. mieszkańców. Miasteczko zostało zajęte przez agresora już 24 lutego 2022 roku, czyli w pierwszym dniu wojny. Władze w Kijowie przywróciły kontrolę nad Wołczańskiem we wrześniu w wyniku kontrofensywy ukraińskiej armii. (PAP)