Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 22:21
Reklama KD Market
Reklama

Dla dobra dziecka…

Dla dobra dziecka…
fot. Depositphotos.com

Większości rodzicielskich działań przyświeca myśl o dobru swoich pociech. Warto jednocześnie pamiętać, że nie zawsze jest tak kolorowo. Z jednej strony niestety są rodzice, którzy bardziej lub mniej świadomie działają na szkodę swoich dzieci. Z drugiej strony są i takie przypadki, gdy chcemy dobrze, a wychodzi… jak zwykle. Co więcej, to „jak zwykle” bardzo często okazuje się dopiero po czasie, więc sztuką jest podejmować właściwe decyzje, kiedy jeszcze można coś zmienić.

Nie ma się co oszukiwać, że możemy uniknąć, czy też wyeliminować wszelkie potknięcia. Błędy będą nam się zdarzały, bo każdego dnia uczymy się nowych rzeczy o nas samych i swoich dzieciach. Dziś zatem chciałabym zaprosić Cię Drogi Rodzicu to przyjrzenia się temu, co robimy w dobrej wierze, ale skutki nie zawsze są takie, jak te zakładane…

Bo zmarznie

Ubieranie dzieci od pierwszych dni ich życia jest wyzwaniem dla rodziców. Nie chcemy ich przegrzewać, ale jednocześnie obawiamy się, że mogą się przechłodzić i przeziębić. Na szczęście z pomocą, przynajmniej na samym początku, przychodzą nam położne i szkoły rodzenia, gdzie dostajemy jasny komunikat, że dziecku wystarczy jedna warstwa więcej niż dorosłemu.

Na okresie niemowlęcym jednak, problem wcale się nie kończy. Ja sama przekonałam się o tym zarówno na etapie przedszkola, jak i szkoły, gdzie wymagano ode mnie specjalnego oświadczenia, że dziecko może wychodzić na dwór w takim stroju, w jakim przychodzi. Całe zamieszanie było wywołane tym, że jedno z moich dzieci jest zdecydowanie zimnolubne i nawet jesienią chodziło z gołymi nogami, podczas gdy koleżanki i koledzy już wkładali cieplejsze swetry i kurtki. To doświadczenie nauczyło mnie bardzo mocno, aby podążać za dzieckiem w kwestii ubierania, a w razie czego mieć coś cieplejszego w pogotowiu. Dodatkowo przekonałam się, że przegrzane dziecko jeszcze szybciej choruje niż to, któremu przez chwilę będzie chłodniej.

Za mamusię, za tatusia…

… czyli kilka słów o przekarmianiu. Tutaj początki nie są kłopotliwe, ale trudności zaczynają się gdy dzieci przechodzą na pokarm stały. Szykujemy zatem porządną porcję, aby dziecko się najadło, a kiedy nie chce, zaczyna marudzić, bierzemy sprawy w swoje ręce. 

Przez lata popularne sposoby przekonania dziecka do kolejnej łyżeczki kaszki, zupki, etc., takie jak wspomniane: „za mamusię…, za babcię…, za listonosza…”, dziś przeszły do lamusa. W niejednym domu  zostały zastąpione przez telewizory, tablety, czy telefony, na których puszczamy dzieciom bajki i spokojnie napychamy… to znaczy karmimy. 

Takim sposobem mamy spokojną głowę, że nasze dziecko rzeczywiście zjadło. Rzadko kiedy jednak zastanawiamy się nad drugą stroną tego medalu. Kiedy bowiem decydujemy się zagłuszać odczucia dziecka płynące z jego własnego organizmu, pozbawiamy go jednego z najcenniejszych darów, czyli podstaw zaufania do samego siebie. To właśnie w ten sposób najczęściej nieświadomie przekazujemy naszemu dziecku informacje, że to rodzic/starszy ma zawsze rację, a na pewno wie lepiej niż dziecko.

Musi być czysto…

Oprócz wspomnianej przeze mnie już wcześniej walki z przechłodzeniem, rodzice niejednokrotnie chwytają się jeszcze jednego sposobu na zapobieganie infekcjom, a mianowicie utrzymywania otoczenia w sterylnej czystości. Nigdzie nie może być nawet śladu bakterii, więc wciąż w użyciu są płyny i środki antybakteryjne. 

Potencjalne zagrożenie czai się też wśród innych dzieci, więc w obawie przed chorobami, lepiej ograniczyć również kontakty z rówieśnikami w żłobku, przedszkolu, czy w innych dziecięcych skupiskach.

Można w tym momencie napisać, że tak jak nie jest możliwe być idealnym rodzicem, tak też niemożliwe jest utrzymanie w domu sterylnych warunków, ale… to dobrze. Zarówno bowiem dzieci, jak i dorośli potrzebują kontaktu z zarazkami, aby budować swoją odporność. Podobnie dzieje się w przypadku kontaktów z innymi dziećmi. Dzieci kilkuletnie w żłobkach, czy przedszkolach, rzeczywiście częściej chorują, ale dzięki temu ich organizmy oswajają się z wieloma zagrożeniami i budują odporność na przyszłość.

Nie chcę, ale zostanę

Na koniec zostawiłam sytuację, którą od jakiegoś czasu obserwuję w pobliżu. Nie chcę z Tobą być, ale zostanę dla dobra dziecka. Nie chcę i nie zamierzam nikogo oceniać, bo zdaję sobie sprawę, że relacje między ludźmi są często skomplikowane. Różne powody łączą nas w pary i różne sytuacje nas od siebie oddalają. Najczęściej sprawy są zdecydowanie bardziej zagmatwane, niż widać to na zewnątrz, a robi się jeszcze trudniej, kiedy w związku są dzieci. 

Niekiedy stają się one kartą przetargową między dwoma skłóconymi stronami, kiedy indziej wymaga się od nich, aby stanęły po jednej ze stron. To wszystko nie powinno mieć miejsca, bo to nie są konflikty dzieci, a dorosłych. Jednocześnie mam poczucie, że trwanie w związku, w którym nie jesteśmy szczęśliwi, w którym się męczymy, czy niekiedy boimy, także nie jest dobre dla dzieci. Jestem przekonana, że im szybciej jako dorośli dojdziemy między sobą do porozumienia w sprawie naszej relacji i sytuacji dzieci, tym łatwiej będzie przywrócić im poczucie bezpieczeństwa. 

To jak najbardziej normalne, że kochamy nasze dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej, ale nawet w miłości warto zachować rozsądek. Jednocześnie warto pamiętać, aby w tej wspólnej drodze nie zgubić siebie, pozostać sobie wiernym, dając tym samym przykład naszym pociechom!

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama